Rozdział 2

338 16 0
                                    

Otworzyłam oczy, bo i tak nie spałam całą noc. Przez niewielką szparę w zasłoniętych zasłonach widziałam, że powoli wstaje słońce. Zerknęłam na zegarek, którego nie zdejmowałam. Piąta rano. Zamknęłam oczy, cicho wzdychając i zsunęłam nogi z łóżka, zerkając przez ramię czy przypadkiem się nie obudził. Od razu zorientowałam się, że popełniłam kolejny błąd. Leżał na brzuchu, oczywiście bez koszulki, a dłonie miał wsunięte pod poduszkę. Kołdra zsunęła się do pasa odsłaniając jego umięśnione plecy. Mimowolnie przygryzłam wargę, powstrzymując kolejne westchnięcie.

Ja pierdolę, Zoe, co się z tobą do cholery dzieje?!

Wstałam, zebrałam ciuchy i kosmetyczkę i cicho zamknęłam drzwi od łazienki. Spojrzałam na siebie w lustrze i miałam ochotę krzyczeć. Ciemne cienie pod oczami z powodu kolejnej nieprzespanej nocy zmusiły mnie do nałożenia makijażu. Zaplotłam długie ciemne włosy w dwa holenderskie warkocze. Wyszłam, z ulgą notując, że dalej śpi. Przeszłam na palcach przez pokój. Po cichu zeszłam do kuchni, wiedząc, że wszyscy śpią. Duży drewniany zegar w korytarzu wybił szóstą rano. Włączyłam ekspres i zrobiłam sobie czarną kawę co mi się nie zdarzało. Nie lubiłam tego napoju. Od czasu do czasu w Starbucksie zamawiałam karmelowe macchiato, ale byłam zwolenniczką herbaty. Wzięłam kubek, wsunęłam buty bez zawiązywania ich i ruszyłam w stronę dużego tarasu, zabierając po drodze z kanapy gruby, polarowy koc. Zadaszony taras nie był przysypany śniegiem, więc usiadłam na drewnianej ławce i przykryłam się kocem. Sączyłam mocny napój, krzywiąc się, ale miałam nadzieję, że mi pomoże. Obserwowałam wschodzące nad szczytami gór słońce. Zapowiadał się piękny dzień.

- Dzieeeeń dobryyy - usłyszałam jego głos i zatrzęsły mi się ręce.

Z trudem utrzymałam w dłoni, na szczęście pusty już, kubek. Spojrzałam na niego ze złością.

- Czy ty jesteś normalny?!

Westchnął, rozkładając ręce.

- Co znowu takiego zrobiłem?

Wstałam, okrywając się kocem niczym peleryną i ruszyłam w stronę szklanych drzwi, by wejść z powrotem do domku, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Złapał mnie za ramię, zmuszając bym się zatrzymałą i spojrzała na niego. Przewróciłam oczami i zrobiłam minę, mówiącą: No czego chcesz?

Zoe... - po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz, który pojawiał się za każdym razem, gdy wypowiadał w ten sposób moje imię - cicho i miękko.

- Co? - warknęłam przez zęby.

Poczułam jak mocniej zaciska palce na moim ramieniu dosłownie na sekundę i rozluźnia uścisk. Tak jak bym doprowadzała go do szału i nie wiedział już co ma z tym zrobić.

I vice versa pomyślałam.

- Nic - mruknął, puszczając mnie i spojrzał w stronę gór.

- Fantastycznie - wymamrotałam pod nosem i weszłam do środka.


Po śniadaniu, które minęło nam bardzo szybko i w totalnym rozgardiaszu, wszyscy zaczęli się ubierać. Wstawiłam ostatni kubek do zmywarki i uruchomiłam ją. Pobiegłam korytarzem i zaczęłam szybko się ubierać. Czekali na mnie na dworzu, a Carlos rozłożył mapę i zastanawiał się razem z Charles'em, którą trasę wybrać. Planowaliśmy długą pieszą wycieczkę, jakąś lżejszą trasą. Chcieliśmy się rozgrzać, zanim zaplanujemy cięższą, wymagającą sprzętu, wspinaczkę. Przewiesiłam przez szyję aparat i poprawiłam czapkę, wsunęłam dłonie w rękawiczki. Zerknęłam w obiektyw i zrobiłam kilka zdjęć naszej grupki na pamiątkę, chociaż wiedziałam, że mnie nie będzie na żadnym z nich. Po kilku minutowej dyskusji w końcu ruszyliśmy. Carlos z Isą szli na przedzie prowadząc. Za nimi Charles, trzymał mapę i wprowadzał jakieś punkty do nawigacji w telefonie, po czym złożył papier i schował do kieszeni kurtki. Słyszałam dookoła siebie śmiechy i ciche rozmowy. Każda para była pochłonięta sobą. Uśmiechnęłam się, bo cieszyłam się ich szczęściem, a bycie solo naprawdę mi nie przeszkadzało. Uniosłam aparat do twarzy i zbliżyłam obraz, trafiając na Charles'a, który właśnie zatrzymał się i patrzył prosto na mnie, tak jak by czekał aż się z nim zrównam. Wcisnęłam migawkę i zrobiłam mu zdjęcie, zastanawiając się po co, do cholery, to robię. Minęłam go bez słowa i usłyszałam poirytowane westchnięcie. Podbiegł do mnie, zrównując ze mną krok. Zerknął w telefon sprawdzając trasę i krzyknął do Carlosa, że musimy za chwilę skręcić w prawo.

Into YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz