Rozdział 9

412 22 1
                                    

Przytknęłam szyjkę butelki do ust i przechyliłam, ale poczułam tylko ostatnią kroplę bąbelkowego alkoholu. Podniosłam butelkę do góry, trzymając za szyjkę i podstawiłam ją pod światło, chcąc się przekonać czy naprawdę jest pusta. Westchnęłam, bo w tym wypadku musiałam wstać, jeśli chciałam się czegoś napić. Zobaczyłam przed sobą jego wyciągnięta dłoń. Stał przede mną i nie wiedziałam skąd się tu wziął, bo gdy przed chwilą skasowałam pokój, nigdzie go nie było. Już miałam podać mu rękę, ale nagle ją cofnęłam. Usłyszałam cichy śmiech.

- Czy to się liczy jako dotykanie? - zapytałam, mrużąc oczy.

- Chcę ci tylko pomóc wstać - powiedział niewinnie - ale punkt dla ciebie, za to, że ciagle się pilnujesz - mrugnął.

Podałam mu dłoń, za którą pociągnął z odpowiednią siłą, bym mogła bez problemu wstać. Ani za mocno, ani za słabo.

- Okej, za chwilę to napewno będzie dotykanie, jeśli zaraz mnie nie puścisz - powiedziałam, na co niechętnie puścił moją dłoń.

- Ale to ja bym przegrał - zauważył słusznie.

- Tak, ale nie miałabym wtedy odpowiedniej satysfakcji - oblizałam wargi i wyminęłam go - Potrzebuję więcej alkoholu - zawołałam i zamachałam pustą butelką w stronę Carlosa, Isy, Carmen i George'a, którzy stali w kuchni.

- Już się robi - Carlos otworzył lodówkę i wyciągnął kolejną butelkę - Życzy sobie pani kieliszek?

- Tak, tym razem poproszę - powiedziałam wesoło stając obok blondynki, oparłam się o wyspę.

- Chyba będziemy musieli zostawić to co zostanie tutaj, może przyda się właścicielom - zauważyła Carmen, zaglądając do lodówki, która wciąż wyglądała na pełną.

Podobnie było z szafkami, pełnymi paczek czipsów i innych przekąsek.

- Taaak, chyba przesadziliśmy z zakupami - powiedziałam, odbierając od Carlosa pełny kieliszek.

- No napewno nie wpuszczą nas z tym do samolotu - zaśmiał się George.

- Trzeba było przylecieć prywatnym - zauważył Lando, podchodząc do nas, z Mią u swego boku.

- Może kolejni goście to spożytkują - podsunęła Mia, a ja od razu spojrzałam na Charles'a, który właśnie do nas dołączył.

- Może - rzucił krótko, po czym puścił mi oczko.

Zaczęli dyskutować o tym, kto może zając to lokum po nas. Isa i Carmen, które uwielbiały tworzyć historię opisywały z najdrobniejszymi szczegółami jakie są możliwości, poczynając od starszego małżeństwa na emeryturze, które chce odpocząć od dzieci i wnuków, kończąc na grupie nastolatków, którzy wyrwali się z domu rodzicom. Przygryzałam wargę, bo nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wiedząc jak daleko są od prawdy.

- Apropo jutra - zaczął Charles, na co moje ciało się spięło - Muszę jechać do Fiorano, więc podrzucę was na lotnisko, Arthur i Carla też polecą samolotem do domu.

- Coś się stało? - zapytał Carlos.

- Nie. Chyba. Chcą, żebym pojawił się na kilka dni więc wolę mieć to z głowy jak najszybciej. Zaraz święta...

- No tak, jasne.

George otworzył lodówkę i wyciągnął piwo.

- Ktoś? - wskazał butelką w stronę Charles'a, ale ten pokiwał tylko przecząco głową.

- Jak mam jutro wsiąść do auta to muszę już spasować - powiedział, a Lando sięgnął po butelkę.

- Ja za to jeszcze jedno i też już kończę.

Into YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz