10. Romeo i Julia

132 4 0
                                    

Poprzedni dzień był spokojny, cóż, można powiedzieć że był słońcem przed burzą, którą miała być ogromna impreza w domu Lincolna. Także przez cały dzień wszyscy w domu zaczęli przygotowywać imprezę.

Każdy był podzielony na grupy. Jedni zawieszali różne kolorowe rzeczy na sufitach, drudzy rozpakowywali alkohole, które Nicholas z Jacksonem i Willem wnosili, a reszta tworzyła playlistę na cały wieczór lub szykowała smakołyki do ogniska, które miało się znaleźć na tyłach domu.

Ja z niechęcią byłam w grupie, która zbierała nędzne patyki do ogniska. W moich dłoniach znajdowała się garść badyli, które leżały przypadkowo na ziemi.

Spojrzałam z głośnym westchnięciem na Ryana, który miał o wiele cięższe kłody na rękach. Chris poszedł już daleko za dom, bo wymyślił sobie konkurs kto zbierze więcej rozpałków do ogniska wygrywa taniec z kim chce. Jednogłośnie zaprzeczyłam, ale chłopak był już daleko, więc nadal myślał że zabawa toczy się dalej.

- Ile jeszcze? - jęknęłam, po raz kolejny potykając się o korzeń drzewa.

Było mi zimno, bo wzięłam samą kamizelkę i do tego wszędzie latały komary, więc wiedziałam jak będę wyglądała na następny dzień.

Szatyn spojrzał na mnie z uniesionymi kącikami ust.

- Wymiękasz? - pochyliłam się by zebrać kolejne patyki. Kiwnęłam głową mając dość chodzenia po lesie.

- Tak.

I szczerze mówiąc nie wiem po co zbierałam te patyki, gdy w jednym momencie wypuściłam je z rąk podskakując w miejscu przez głośny krzyk, który obił się echem w lesie. Sama krzyknęłam, a następnie otworzyłam szerzej oczy z przerażeniem.

Ryan zaczął się głośno śmiać także wypuszczając drewno z rąk. Byliśmy przy domu, było go doskonale widać. Także gdy głośny ryk z lasu doszedł do uszu moich przyjaciół, wyszli z domu patrząc na nas z niezrozumieniem. Ryan dusił się, a potwierdziło mi to tylko, gdy chłopak upadł na plecy, by następnie tarzać się po ściółce.

Złapałam się za głowę patrząc z niedowierzaniem na Chrisa, który trzymając mocno kłody drewna biegł szybko do domu. Wciąż krzyczał unosząc wysoko nogi. Cóż, raczej to było skakanie niż bieg, ale trudno to opisać.

Wciągnęłam głęboko powietrze, a następnie pokiwałam przecząco głową wychodząc z lasu.

- Nie - zaczęłam mówić do siebie - koniec na dzisiaj.

Kiwnęłam sobie głową na potwierdzenie.

- Tak, definitywnie dosyć na dziś. - przeszłam obok Mii, która śmiała się w głos z Maddison i resztą. Weszłam do willi, która była niesamowicie wyjątkowo przystrojona. Zapewne była to doskonała ręka blondynki, która kochała zajmować się dekoracjami.

Gdy przechodziłam obok Nicholasa, mój mózg przyćmił jego ostry zapach mieszanki perfum. Chwilowo ściemniło mi się przed oczami, lecz szybko się ocknęłam. Podeszłam do butelki wody, która stała na blacie kuchennym i zaczęłam z niej pić. Wytarłam usta rękawem szarej bluzy i schyliłam głowę w dół. Gdy tylko usłyszałam jak drewno ląduje na tarasie, kątem oka spojrzałam na moich przyjaciół. Chris łapał się za serce i coś krzyczał, ale nie mogłam usłyszeć co, ponieważ w moich uszach panował pisk.

Przełknęłam ciężko ślinę, a następnie bardziej schyliłam głowę. Wiedziałam, że są to objawy mdlenia, bo już nie raz zemdlałam. Zamknęłam mocno oczy choć i tak nadal widziałam mroczki. Czułam się tak, jakbym stała na karuzeli, która kręciła się niemiłosiernie szybko. Uchyliłam usta, a następnie zaczęłam brać powolne oddechy. Zacisnęłam palce w pięści, a następnie mocniej się uwiesiłam na blacie, czując jak nogi się pode mną uginają.

ExecutionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz