Odłożyłam małą łopatkę obok siebie, opierając przepocone czoło ręką. Dzisiejszy dzień był słoneczny, lecz był lekki wiatr, a gdy moja mama widzi taką pogodę każe mi pomagać jej w ogródku.
Will wrócił do domu, zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Mimo tego, że minęły dwa dni od zaistniałej sytuacji, unikałam mojego brata jak ognia. Przyprawiałam się o zawał serca, gdy myślą powracałam, że Nicholas będzie walczył na ringu z moim byłym. Nie wiedziałam na co stać Lincolna, bałam się, żeby nic sobie nie zrobił z powodu tej pojebanej walki, którą zapewne wymyślili pod wpływem alkoholu.
Znałam Ethana bardziej, niż Nicholasa. I to mnie przerażało.
Dokładnie pamiętałam jak się bił, próbując się wyżyć na kimś. Jedną z tych osób, które pobił wylądowała w szpitalu z wstrząsem mózgu, bo popchnął go za mocno na ziemię.
Pociągnęłam nosem, patrząc na moje czarne dresy, które były zapewne uwalone od ziemi. Uniosłam głowę, gdy usłyszałam jak mama wchodzi na taras. Z uśmiechem położyła na stoliku kawowym tackę z dwoma kubkami ciepłej czekolady, a następnie usiadła na krześle.
- Na prawdę, mamo?! Ja tu muszę pracować, a ty będziesz pić czekoladę? - zmrużyłam oczy, patrząc na mamę.
- Czas na przerwę, kochana. Mam starsze kości od twoich. - posłała mi oczko, a następnie wskazała miejsce na przeciwko niej.
Wypuściłam powietrze z ust, nakładając uśmiech na twarz. Musiałam udawać, że jest dobrze, choć wiedziałam, że nie było. Bałam się o życie Nicholasa Lincolna, a to oznacza, że chyba dostałam mocno patelnią w łeb.
- Jutro podobno mają być te walki. - kobieta otworzyła pierwszą stronę gazety, a następnie czytała informacje z miasta na bieżąco.
- Mhm. - mruknęłam, rozkoszując się smakiem czekolady. Od razu zostałam stasowana wzrokiem mamy.
- Chyba tam nie idziesz, prawda? - mocno zaznaczyła ostatnie słowo, powodując ciarki na moim ciele.
- Po co miałabym tam iść, mamo? Przecież wiesz, że nie lubię widoku krwi. - przewróciłam oczami, wbijając spojrzenie w dom sąsiadów.
Rozważałam to, czy iść na walkę, ale postanowiłam tak, jak wcześniej. Nie pójdę na tą walkę i nie zamierzam patrzeć jak Nicholas bije się z moim byłym o jakąś niewyjaśnioną akcje. Zamierzałam spędzić ten dzień z poczuciem bezpieczeństwa, brakiem strachu i książką.
- Nie rozumiem po co się bić. - zaczęła moja rodzicielka pod nosem. Zawsze musiała wyrazić swoje zdanie, nawet jeżeli mówiła sama do siebie. - Później być poobijanym, albo w ogóle zginąć jak ten człowiek z ostatniej walki. To aż dziwne, że ta walka się odbędzie, od śmierci tamtego chłopaka minęły tylko trzy miesiące, a tu już kolejna walka. Banda dzikusów.
Koniec końców pokiwała niedowierzająco głową, a potem znalazła inny temat do rozmowy. I może mówiła do mnie, a ja tylko piłam łykami ciepły napój i kiwałam potwierdzająco głową, ale myślałam o Lincolnie.
- To co, zgłosisz się? - osłupiała, przekręciłam głowę na mamę, unosząc z niepewnością brwi.
- Nie wiem... - Cicho mruknęłam, drapiąc się po brodzie. - Trudne pytanie - niezręcznie sie zaśmiałam, patrząc na rozbawione oczy mamy.
- Kogo ty tam masz, że taka rozkojarzona jesteś? Cały dzień chodzisz z głową w chmurach, a jak już masz się odezwać to na dwa zdania. - zachichotała.
- Nikogo nie mam. - odchrząknęłam, podnosząc się.
- Dobrze, dobrze. - mama przewróciła oczami, a następnie nachyliła się nad stolikiem, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. - Powtórzę się, ale to bardzo dla mnie ważne, więc słuchaj. W tym roku także odbywa się bal debiutantek i bardzo bym chciała, byś się na nim pojawiła. - Grace uniosła szeroko kąciki ust, powodując moje chwilowe zawieszenie.
CZYTASZ
Execution
Teen FictionBeverly Hills to małe, ale dość znane miasteczko w stanie Kalifonii. Siedemnastoletnia Rosaline Miller choć nie przepadała za tym miasteczkiem to miała do niego pewny sentyment, który uważała za wyjątkowy. Blondynka przez lata od kiedy się przeprowa...