*2 listopad 2008 r. Noc, godzina 2.58*
- Jeszcze nie śpisz? - po pokoju rozległ się melancholijny głos zaspanej kobiety. Stała sobie spokojnie, otulona szlafrokiem, a w ręce trzymając szklankę wody. Lekko trzęsła się, wyglądała na wystraszoną, chociaż mówiła bardzo spokojnie i powoli.
- Nie mogłam zasnąć. - odpowiedziała jej nastolatka, ściszając telewizor z jakimś starym serialem. Ubrana była w czerwone spodenki i duży podkoszulek. Spojrzała na swoją rodzicielkę. Przyglądała się jej rozczochranym włosom, zaschniętym łzą na policzkach i lekko zakrwawionej twarzy. - Coś się stało? Wywróciłaś się?
- Twój ojciec... Wiesz jaki potrafi być. - odpowiedziała jej blondynka dalej trzęsącymi się rękoma obracając napój.
- Pobił cię? - zapytała wstając z łóżka i podchodząc do kobiety, której od nowa oczy się zaszkliły. - Mamo. Nie możesz pozwalać mu się tak traktować. - Ręką przejechała po jej zimniej i pełnej siniaków dłoni. - To potwór.
- Nie mów tak o nim. Nie jest sobą po alkocholu.
- A widziałaś go trzeźwego? - po raz kolejny zadała jej pytanie. - Ja też nie. Idę po Rickiego. - skierowała się w stronę sypialni chłopca, jednak kobieta zabrała jej rękę, znów ją do siebie przysuwając.
- Nie ma go w pokoju. - stwierdziła kobieta patrząc w podłogę. Do gardła podchodziły jej wcześniej zjedzone tosty. Wyglądała przerażająco.
- Więc gdzie jest? - zapytała młodsza brunetka. - W łazience? - Cisza i narastające przerażenie dziewczyny. - Mamo? - kobieta nie drgnęła, jedynie pojedyńcza łza spłynęła jej na podłogę. - Mamo? Gdzie jest Rick? - po raz kolejny monotonna cisza. Bez słowa pobiegła do sypialni jej ojczyma. Zamknięte. - Rick? - Głucha cisza, którą przeklinała w głowie i której tak bardzo nie chciała już słyszeć. - Cholera! Rick?! - szarpnęła mocno za klamkę. Płacz dziecka w środku, zagłuszany z całej siły. Waliła pięściami, krzyczała, płakała, nic.
- Nie wypuści go, dopóki nie skończy. - Odezwała się jej matka.
- Czego?! - potrząsnęła kobietą. Nie mogła wytrzymać. Czuła narastające przerażenie. Zarówno swoje, jak i matki oraz brata, zamkniętego z nachlanym ojcem. - Otwieraj zboczeńcu! Zaraz zadzwonię na policję!! - Jej nawoływanie nic nie dało, traciła tylko czas. Zalała się łzami. Nie była w stanie nic zrobić. Mogła jedynie siedzieć i czekać. Dlaczego nie zadzwoniła na policję? Odpowiedź jest prosta, nikt by jej nie uwierzył. Jest nastolatką, w dodatku na chaju. Łatwo byłoby wcisnąć jej że wymyśliła sobie to wszystko. Że zwyczajnie nie lubi partnera matki i chciała się go pozbyć.
Poszła do kuchni. Z każdym krokiem, z każdym odgłosem odbijającego się pantofla coraz bardziej pewna była tego co chce zrobić. Zabrała do ręki pistolet mężczyzny, który leżał na stole bez żadnej opieki. Znów podeszła do drzwi, strzelając w nie. Raz, drugi, trzeci. Dopiero za czwartym strzałem udało jej się zwrócić na siebie uwagę. Ktoś otworzył drzwi. Zza nich wyszedł wysoki mężczyzna, zaczynając na nią krzyczeć.
- Jebaną dziwko! Marnujesz naboj... - Nie zdążył dokończyć zdania. Jedyna niezmarnowana kulka. Jedyny strzał, którego nie żałowała. Ten, który przebił mu gardło. Bez wahania weszła do środka. Zapach papierosów i lubrykantu uderzył jej do nozdrzy.
Jej oddech stanął na chwilę. Nie była w stanie nic zrobić.
Mały blondynek z okularami, 6 lat, nagi, skulony w kącie. Siedział bez słowa. Obok niego były ślady krwi. Jego własnej. Rozcięta warga, brzuch, nogi i miejsce intymne. Nie płakał. Nie miał siły.
Zabrała koc. Szybko owinęła chłopczyka, aby nie było mu zimno i zabrała na ręce.
- Rick? Słyszysz? Jedziemy do szpitala. Zaraz będzie po wszystkim. - powiedziała do niego, zabierając klucze od samochodu. Jej matka ruszyła za nią. Tym razem płakała. Trzęsła się i nie wiedziała co ze sobą zrobić.
Posadziła chłopca na siedzeniu pasażera. Ten tylko mocniej otulił się kocem. W pośpiechu zapięła jego pasy.
W trójkę skierowali się do szpitala.
***
Po samochodzie rozległ się dzwonek telefonu. Simone, dalej prowadząc samochód podała markową torebkę Billowi.
- Sprawdź kto to. - powiedziała mu, a ten niechętnie wyjął telefon.
- Nieznany. - powiedział jej, a ta kiwnęła głową.
- Odbierz i daj na głośnomówiący. - kobieta znów skupiła się na drodze, przyciszajac muzykę. Z telefonu wydobył się dziewczęcy głos.
- Dzień dobry... Dzwonię w sprawie pani byłego męża. - kobieta po raz kolejny wywróciła oczami, mówiąc sobie w głowie że ma ochotę się rozłączyć. - ... Jörga.
- Co z nim? Proszę wybaczyć ale nie mam zbyt wiele czasu.
- Zastrzeliłam go. Jest w szpitalu, ciężko ranny.
- Proszę nie żartować. - kobieta zabrała komórkę, z zamiarem rozłączenia się.
- Nie żartuje. Mavee Hoffman. Córka Samanthy Kaulitz, wcześniej Hoffman. - Czterdziestolatka zjechała na pobocze. Jej syn, Bill zmarszczył brwi. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Z kolei Tom wydawał się niewzruszony. Oboje nienawidzili ojca.
- Co mu zrobiłaś?!
- Zastrzeliłam. Należało mu się, jebany zbok. - zrobiła chwilę pauzy. - Chciałam aby dowiedziała się tego pani odemnie, nie od sądu.
- Zastrzeliła?
- Moja mama jest z nim w małżeństwie od 7 lat. Jego zarzuty są ogromne, ale moje też. Chciałabym aby mnie pani poparła.
- Zabiłaś go, a teraz prosisz o takie rzeczy?! Jesteś normalna?!
- Proszę posłuchać. Molestował mnie od lat, mamę bił. Zastrzeliłam go kiedy zaczął molestować Ricka. Swojego syna.
- Psychopata. - powiedział Bill, na tyle głośno, aby było słychać go w słuchawce. Ich rozmówczyni kontynuowała swoją wypowiedź.
- Chciałabym się z panią dziś spotkać, opowiedzieć pani wszystko dokładnie. Gdyby mój dom nie był zabezpieczony taśmami zaprosiłabym panią do siebie, jednak...
- U mnie, za godzinę. Wyślę ci adres.
***
- Dzień dobry. - do willi weszła młoda kobieta. Wory pod oczami, czerwone od płaczu oczy, w kieszeni paczka papierosów, a w ręce mocne wino.
- Wchodź. - wpuściła ją, jak najszybciej prowadząc do salonu. Na dwóch fotelach siedzieli jej synowie, których ta już dobrze kojarzyła, chociażby z telewizji. - To moi synowie. Też muszą wiedzieć.
- Jasne.
- Nie jesteś w więzieniu? - wyrwał się Tom.
- Nie. Mam zakaz opuszczania miasta i lokalizator na nodze. - uśmiechnęła się do niego, siadając na kanapie. Postawiła wino na stoliku kawowym.
- Więc?
- Zacznę od samego początku. Kiedy miałam 16 lat Jörg po raz pierwszy mnie zgwałcił. Matka o tym dobrze wiedziała. Nigdy nie odważyła się zadzwonić na policję. Byłam molestowana. Ta cholerna ręką. - powiedziała bawiąc się paznokciami. - Od zawsze bił mamę, ale zaczął bić też własnego syna. Wiele razy łamał mu coś, wyrywał włosy, wsadzał do wrzątku. Od zawsze był potworem, nie wiedziałam że aż takim. - do jej oczu zaczęły napływać łzy. Chwilę nastała cisza. Chłopcy wymienili się spojrzeniami. Było im jej żal. - Kilka dni temu przegiął. Pobił mamę i zgwałcił. Ale to mu nie wystarczyło. Chciał więcej. Zawsze chciał więcej. Zamknął się z Rickiem w pokoju i... - Westchnęła, zatrzymując łzy, aby czasami się nie rozpłakać. - Nie tylko go pobił. Zgwałcił go. Robił mu dziury w brzuchu i... Pierdolony chuj... Zabrałam jego pistolet z kuchni. Strzelałam w drzwi, potem w niego. To co zobaczyłam w pokoju. To było ochydne. Krew, sperma i najtańszy lubrykant. Potem pojechałam z nim do szpitala. Tyle pamiętam. - stwierdziła. Popatrzyła na kobietę naprzeciwko. Płakała. Ocierała łzy rękami.
- To ja może pójdę po wino.
CZYTASZ
4 Strzały, Które Wszystko Zaczęły // Tom X Oc
RomanceKiedy Mavee zabija swojego ojczyma konsultuje się z jego rodziną. Jak okazuję się zyskuje ich poparcie i przyjaźń. Ale czy tylko to?