3

197 11 3
                                    

Na środku salonu stała Mavee.  Ciemne leginsy i podkoszulek na ramiączkach. Na telewizorze widniało wideo. Ładna kobieta o czarnych włosach pokazywała ćwiczenia rozciągające. Nastolatka poprawiła kucyka, po czym powtórzyła ruch, podnosząc jedną nogę.

- Hej, co robisz? - do pomieszczenia wszedł Jörg.

- Rozciągam się. Ostatnio często boli mnie kręgosłup. - uśmiechnęła się. Jej ojczym podszedł bliżej. Chwycił jej łydkę.

- Musisz podnosić ją trochę wyżej, tak jak na filmiku. - Zsunął ręką niżej, na kolano, na początek uda, coraz bliżej i bliżej.

***

Obudziła się, z powodu własnego oddechu, a wlasciwie przez fakt jak nie mogła go złapać, walcząc o każdy. Tom podbiegł bliżej niej, klęcząc obok.

- Mavee? Co z tobą?

- Ręka!

- Co? Jaka ręka?

- Ta ręka. To nie kończy się na udzie.

- O czym ty pieprzysz? - Złapał za jej dłoń. Pogłaskał lekko po głowie. - Miałaś zły sen?

- Śnił mi się ten skurwysyn. Ćwiczyłam, a on... Dotykał mnie. Ta obrzydliwa ręka. - powiedziała z każdą sekundą coraz bardziej się uspokajając, w duchu dziękując że jej brat się nie obudził.

- To tylko sen. On już nigdy więcej cię nie dotknie. Nie pozwolę na to. - powiedział jej, a ta rozglądnęła się po sali.

- Gdzieś tutaj. W tym szpitalu leży on. Podpięty do respiratora, na budżet państwa. Nie zasługuje na to. Powinien umrzeć.

- Wiem. I tak umrze, niech jeszcze trochę się pomęczy. - Wcale tak nie myślał. Martwił się o ojca, choć nie miał z nim kontaktu.

- Boję się o Ricka, to jeszcze dziecko.

- Dzieci lepiej przeżywają traumatyczne przeżycia. Są małe i bezbronne. Nieświadome tego co się dzieje. - kiedy mówił to ona zabrała swoją rękę. Nie chciała aby ktokolwiek ją dotykał. Nie ważne czy to noga, krocze czy ręka. - Śpij dalej. Jestem tu. - uśmiechnął się do niej lekko, a ta odetchnęła z ulgą.

- Może jutro moja burdel matka do niego przyjdzie. Ma 50% szans na kalectwo, 90% na przeżycie.

- Jest dzielny, tak jak ty. Oboje dacie radę.

***

*7 listopad, 2008, godzina 16.04.*

- Proszę usiąść. - powiedział do niej starszy mężczyzna. Kiedy tylko usiadła popatrzyła na lustro. Lustro weneckie. Była obserwowana, nie tylko przez kamery. Była obserwowana również przez ludzi po drugiej stronie.

" Ludzie po drugiej stronie lustra." Pomyślała w głowie, na co uśmiechnęła się do siebie. Niestety dobry nastrój szybko zszedł jej z twarzy. Zamiast tego wtargnął się stres i chęć bycia wolną.

- Wie pani że Jörg zmarł dzisiaj w nocy? - rzucił jej szybko. Usiadł na przeciwko niej, co dodawało powagi sytuacji.

- Nie miałam pojęcia. Cały dzień siedziałam przy bracie. Nie rozmawiałam z matką. - Mężczyzna zapisał coś w papierach, a ta skrzyżowała ręce.

- Opowiedz mi co się działo 2 listopada? - odchylił się na krześle, po czym na nią popatrzył. Nie wyglądała na psychopatkę, lubiącą zabijać. Miała na sobie szary sweter i czarne jeansowe dzwony. Nie miała na sobie żadnego makijażu, a jej oczy były lekko przekrwione. "Miała czas się przebrać, a siedziała przy nim cały czas?" pomyślał coraz baczniej się jej przyglądając.

- Byłam z przyjaciółmi w galerii. Chodziliśmy po sklepach, poszliśmy na jedzenie... - zaczęła, jednak policjant jej przerwał.

- Skąd miałaś pieniądze? Z tego co mi wiadomo nikt z twojej rodziny nie pracował. - powiedział do niej, a ta kiwnęła głową.

- Gram czasami w filmach jakieś mniej znaczące role. Dostaje z nich kilka, czasami kilkanaście tysięcy. Starcza mi na utrzymanie siebie i brata. - nastąpiła chwila ciszy, która dała Mavee okazję do przyglądnięcia się jej rozmówcy.

Z jego worków pod oczami wyczytała iż musiał nie spać kilka godzin. Zdradzała go też mocna kawa, na stoliku, którą wniósł tu, gdy weszli.

- Proszę kontynuować.

- Gdy przyszłam do domu mama siedziała w kuchni, a Jörg pił w ich sypialni. Rick bawił się w pokoju. Rozpakowałam zakupy w pokoju...

- Dlaczego nie w kuchni? - po raz kolejny się wtrącił, pytając bardziej z ciekawości, niż dla jakiegokolwiek dowodu w sprawie.

- Kupowałam rzeczy tylko dla siebie i Ricka. Nie pracują, nie jedzą. - zrobiła chwilę przerwy. Głośno przełknęła ślinę, wracając do głównego tematu rozmowy. - Wracając... Rozpakowałam zakupy i posprzątałam u siebie i u brata, żeby nie było awantury w domu. Kiedy skończyłam było późno. Około 12, może 1 w nocy. Wzięłam szybki prysznic...

- Kto opłaca wodę?

- Mama za pieniądze, które za nas dostaje. - znów chwila pauzy. - potem położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor, który zagłuszył chałas. W nocy przyszła do mnie mama. Była w okropnym stanie, ale była bardzo spokojna. Nie płakała, patrzyła w podłogę, jak nawiedzona. Mało się odzywała... Chciałam z nią uciec. Wzięłabym najpotrzebniejsze rzeczy, spakowała do auta i pojechalibyśmy do starego mieszkania. Kiedy chciałam pójść po Ricka, mama powiedziała że nie ma go w pokoju. I tyle. Więcej się od niej nie dowiedziałam. Domyśliłam się gdzie jest.

- Więc postanowiłaś wziąć pistolet i go zastrzelić? - zapytał co chwilę pisząc coś w papierach czarnym długopisem.

- Nie. Zaczęłam się dobijać do drzwi. Ze środka było słychać Ricka. Jego zagłuszony płacz. Jakby ktoś przykładał mu poduszkę do twarzy. Nie zdziwiła bym się gdyby tak zrobił.

- I co dalej?

- Nikt nie otwierał. Nie myślałam zbyt wiele. Zabrałam pistolet z kuchni. Wyprzedzając pytania, był tam trzymany bez opieki. Miał to w dupie. Strzeliłam 3 razy w drzwi. Zdenerwował się i mi otworzył. Zaczął na mnie krzyczeć i być agresywny. Chciał wyrwać mi pistolet, a wtedy przez przypadek wystrzelił.

- Mhm. A dlaczego do głowy przyszedł ci akurat pistolet? Mogłaś walić wszystkim.

- Zawsze był przewrażliwiony na jego punkcie. Raz bawiłam się nim w salonie i przez przypadek go puściłam na podłogę. Udusił by mnie, gdyby nie matka. - "jesteś cholernie dobrą aktorką. Kłamczuchą też." Powiedziała sobie w myślach. Kłamała. Od początku chciała go zabić. - Pistolet był pierwszym co przyszło mi do głowy. Nie miałam czasu na dalsze myślenie.

- Co zrobiłaś, gdy leżał na podłodze?

- Weszłam do pokoju. Nie będę opowiadać o tym, co tam zastałam. Ta cała krew i sperma, obrzydliwe, do czego był zdolny, nawet do własnego dziecka. Owinęłam Ricka kocem i pojechałam do szpitala. Koniec historii.

- Rozprawa jutro. Proszę nie zapomnieć, ani nie próbować uciekać. Ta bransoletka na twojej nodze... Nie zerwiesz jej.

- Wiem. Nie próbuje.

4 Strzały, Które Wszystko Zaczęły // Tom X OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz