Rozdział 19 "Szpital"

190 11 1
                                    

P.O.V:Pedro

*K:Panie Gonzàlez paczka doręczona do paczkomatu.

Przeczytałem wiadomość od kuriera i się uśmiechnąłem po czym szybko wyłączyłem telefon.

-Co robisz?-Jęknął Pabloś przytulajac się do mnie od tyłu.

-Nic, Pablośiu ty mój-Powiedziałem, macajonc go.

-Ahhh jeszcze?-Wyszeptał mi na ucho i musnął je ustami a następnue wskoczył mi na plecy.

-Pablito burrito.-Powiedziałem tak, aby go wkurzyć.

-Co zrobiłem?-Wystraszył się nie wiem z jakiego powodu.

-Nic malutki -Uspokoiłem go głaskająnc po policzku.

-Pedri-Odchrząknął cały czerwony.

-Co Pablito burrito?-Spojrzałem na niego z wzrokiem kocięnta.

Nic nie odpowiedział i pobiegł do łazienki zakrywając się. Znartwioło mnie to i poszedłem za nim ale zamknął się na klucz.

-Idź sobie Pedro-Powiedział z smutkiem w głosie.

-Pablo proszę otwurz te drzwi, przepraszam że tak na ciebie powiedziałem..-Wydukałem to z siebie po czym zacząłem płakać.

-Nie twoja wina, nie płacz słoneczko proszę-Jęknął cicho a po chwili nie odpowiadał już wcale.

-Pablo otwurz te drzwi proszę.-Odpowiedziałem, mu płacząc i osuwając się o drzwi.

Zdenerwowałem się i wywarzyłem drzwi gdzie zobaczyłem Pablo w kałuży krwi.Szybko go i siebie ubrałem i zawiozłem do szpitala.

Czekam na lekarza przed salą gdzie jest Pablo cały czas płacze i nie mogę się uspokojić -To wszystko mojia wina.-Mówie dam do siebie w swoich myślach.

-Nic mu nie będzie, ale jego stan jest poważny-Powiedział facet w białum kitlu z skwaszonym wyrazem twarzy.
-A jeśli mogę spytać kim Pan jest dla niego?-Kontynuował nadal skwaszony.

-Mężem-Tyle tylko z siebie wygukałem z tych wszystkich nerwów.

-Mhm-Skwasił się jeszcze bardziej i gestem powiedzial że mogę wejść.

Odrazu wszedłem do sali gdzie jest Pablo u upadłem przed łóżkiem na którym leżał.

-Co się stało?-Wymamrotał ledwo słyszalnie i słabo nie mogąc się ruszyć.

-Znalazłem cię w kałuży krwi-Podniosłem głowe po aby go zobaczyć.

-I dlaczego mnie nie zostawiłeś?-Zapytał nadal słabo i ledwo słyszalnie.

-Bo cię kocham-Chwyciłem go za dłoń i ją pocałowałem.

Nie odezwał się już a użądzenie do którego był podpiętych zaczeło pikać.

-Lekarza!!!!!-Zawołałem płacząc, dostałem ataku paniki.

-Proszę wyjść zajmiemy się nim-Wyprosił mnie inne lekarz i dużo milszy niż tamten, a nastempnie zamknął mi drzwi przed nosem.

Upadłem na podłoge i zaczołem płakać i się tsząńść.

Po około dwóch godzinach z chaczykiem lekarz wyszedł i zaczął gadać że go uratowali. Nie pozwolił mi wejść bo Gaviś jest w ciężkim stanie.

Nadal nie mogę się uspokojić,wstałem i zacząłem walić głową o ścianę.

-Panie Gonzàlez!-Krzyknęła pielęgniarka i podeszła do mnie.

Zignorowałem ją i nadal waliłem głową o ścianę.

-Proszę się uspokoić pacjeńci schcą spać-Powiedziała i odepchnęła mnie od ściany.

Czarna różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz