― Tak coś czułem, że cię tu znajdę.
Podnoszę wzrok, aby zerknąć na wujka. Nawet uśmiecham się do niego lekko znad wysokiej szklanki, w której znajdują się resztki słodkiego, owocowego, święcącego w ciemności na fioletowo drinka z zakręconą słomką. Mężczyzna też trzyma w dłoni jakiś napój, który zdecydowanie jest mocniejszą nalewką; domyślam się po tym, że jest go najzwyczajniej w świecie mniej. Cyrus odpowiada mi przyjaznym grymasem, po czym z głębokim westchnieniem siada na podłodze obok mnie, opierając się plecami o ścianę.
Obydwoje przez chwilę trwamy w ciszy, z wielkiego balkonu obserwując tętniący nocnym życiem Xandar i ciemne niebo nad nim. Nie wiem, jak się tu znalazłam. Moje myśli można byłoby teraz porównać do supła, który zawsze tworzy się na przewodzikach od słuchawek, niezależnie od tego, czy dokładnie zwinie się je przed schowaniem do plecaka. Nie mam pojęcia, co powinnam dalej zrobić. Poprzednie dwa dni też wydają się być tylko odległym wspomnieniem, które przewija mi się w głowie spowite dziwną mgłą.
Pierwszy raz w życiu jestem aż tak zagubiona.
― Dey nie kłamał ― zaczyna nieśmiało wujek, jakby sprawdzał, czy aby na pewno nie stąpa po niepewnym gruncie. Sama chciałabym to wiedzieć. Biorę głęboki wdech, głośno wciągając powietrze przez usta. ― Pławię się w luksusach, jak nigdy wcześniej ― kontynuuje Cyrus, trącając mnie łokciem w bok. Przechylam się delikatnie, czując, jak kąciki moich ust nieznacznie się unoszą, i po chwili wracam do dawnej pozycji; tak, że stykamy się z wujkiem ramionami. ― Yondu nie wie, co traci.
― Mam dziwne wrażenie, że mało skorzystałby ze spokoju i ciszy ― chichoczę, wymownie wskazując głową na salę, która znajduje się za ścianą, o którą się opieramy. Cyrus podziela moje rozbawienie, ale przeciera palcami oczy; stąd wiem, że też ma dosyć. Dla nas wszystkich ten krótki czas był niczym niezwykle wyczerpujący bieg przełajowy. ― Może lepiej dla niego, że spieprzył. W sumie, nawet go rozumiem. Też bałabym się, że dadzą mi dożywocie.
― A patrz, dostałaś luksusowy apartament, opiekę medyczną i imprezę pożegnalną ― wymienia Cyrus, machając ręką tak, jakby chciał podkreślić ogrom naszego szczęścia. ― ...chociaż mogliby przyciszyć ten jazgot. Wolałbym już Britney Spears, niż to walenie po moich bezcennych bębenkach usznych.
Cyrus ostentacyjnie przytyka palec do lewego ucha, prostując nogi. Krzyżuje je i łapie za szklankę z drinkiem oburącz, tak, jak ja. Znowu milczymy przez chwilę, póki tym razem to ja nie zaczynam rozmowy.
― Widziałam, że gadałeś z Dey'em ― zauważam cicho, mieszając napój kolorową słomką. Cyrus kiwa powoli głową, zaciskając usta w cienką linię. Na jego czole pojawia się pojedyncza zmarszczka, a ja myślę sobie, że zdecydowanie za dobrze znam jego i ojca. Odwracam wzrok, znowu skupiając się na widocznym w oddali bałaganie zostawionym przez statek Ronana. ― ...to o czym mówił?
― Długo by opowiadać ― wzdycha niby obojętnie mężczyzna, machając ręką wymijająco, jakby chciał odpędzić jakąś natrętną muchę. Zerkam na niego spode łba, unosząc brwi. Takie teksty mógłby wciskać swojemu starszemu bratu; jego to i tak zazwyczaj wcale nie interesuje. Wujek to wie. Dlatego nie patrzy mi w oczy.
Tak, jak Quill zdobywa punkty, tak ja potrafię przejrzeć tych dwóch facetów na wylot. Raz nawiążą ze mną kontakt wzrokowy i już jasne jest, że są w ciemnej dupie. Tym razem też udaje mi się osiągnąć to, co chciałam; w końcu Cyrus wywraca oczami i stawia szklankę na podłodze obok siebie, żeby spleść dłonie przed sobą.
― Myślałem o tym, co mówiłaś na statku Łowców ― zaczyna cicho, jakby szykował się do przybliżenia mi jakiejś ciekawej bajki. Robię to samo, co on; pozbywam się drinka i otaczam nogi ramionami, układając policzek na kolanach, aby móc na niego patrzeć. ― Może czas przestać uciekać. Zrobiliśmy coś dobrego, i to było... fajne, nie sądzisz?
CZYTASZ
✔ | SPIRIT IN THE SKY ― GUARDIANS OF THE GALAXY, VOL1
Fanfiction𝐒𝐏𝐈𝐑𝐈𝐓 𝐈𝐍 𝐓𝐇𝐄 𝐒𝐊𝐘 ━━━━ ❛ I'VE ALWAYS BEEN GOOD AT RUNNING. ❜ ミ☆ 𝐁𝐋𝐔𝐄 𝐙𝐀𝐖𝐒𝐙𝐄 była dobra w swoim fachu. Nie raz kończyła w beznadziejnej sytuacji, uciekając przed kosmiczną policją, czy coś w ten deseń (albo innym zło...