Rozdział 6

1.6K 86 1
                                    

Siadając następnego dnia w ostatniej ławce w sali w której wykładał Kornet była pewna, że będzie źle. Sam jej przecież powiedział, że ją przepyta. A nadrobienie wiedzy, której nie posiadała było nierealne w jedną noc.
Wrociwszy do pokoju znowu skupiła się na książkach. Siedziała nad nimi tak długo, że zaspała na śniadanie.
Zdecydowałam się nauczyć tego, co Kornet poruszył w swoim wczorajszym wykładzie. Ale była pewna, że może spytać o cokolwiek.  O coś o czym nigdy nie słyszała.
Po zajęciu swojego miejsca nauczyciel znowu ustawił się tak, aby mieć na nią dobry widok.
  - Analizując wczorajsze zajęcia doszedłem do wniosku, że poziom tej grupy jest absurdalnie niski.
  Nawet patrzył centralnie na nią, aby pokazać wszystkim o kogo chodzi. Próbowała nie pokazać żadnych emocji, ale było to niesamowicie trudne, skoro inni uczniowie też odwracali się by na nią spojrzeć.
  - Dlatego, dopóki nie osiągniecie zadowolącego wyniku będę pytał na każdych zajęciach. Wyniki nie będą brane w bieżących ocenach, ale w dużej mierze wpłyną na ocenę końcową.
  Zrobił przynajmniej tyle. Będzie mogła jedzić na łyżwach na zajęciach, nawet jeśli nie odpowie poprawnie.
- Trzy krótkie pytanie, aby nie tracić czasu.
Obserwowała jak przejeżdża palcem po liście uczniów i czyta imię które wskazał:
  - Williamie...
To ją zaskoczyło. Na szczęście nauczyciel w końcu oderwał od niej wzrok i zdołała to ukryć. Przecież miał wybrać ją.
  -... wybierz osobę, która odpowie dzisiaj.
Nie dość, że przy całej klasie pokazywał, że jest najsłabsza, to jeszcze nastawiał innych uczniów przeciwko niej.
Już i tak miała pod górkę, bo była nowa. A teraz poinformował, że będzie pytał na każdych zajęciach, bo jest najsłabszym ogniwem. I jeszcze pozwolił wybierać Wilamowi, który jej nie nienawidził.
Nawet nie zdziwiła się gdy siedzący przed nią chłopak odwrócił sie i z szyderczym uśmiechem wypowiedział jej imię.
Nauczyciel machnął dłonią, pokazując aby stanęła koło biurka. Robiła to wielokrotnie w poprzedniej szkole, więc przejście przez całą salę nie było dla niej wyzwaniem.
  - Proszę podać datę zorganizowania pierwszych zawodów w łyżwiarstwie figurowym.
  Lila miała ochotę świętować. Znała odpowiedź. Wybrał pytanie z ostatnich zajęć, a przecież siedziała pół nocy aby przerobić ten temat.
  - Tysiąc osiemset siedemdziesiąt jeden.
  - Dokładną datę. Miesiąc i dzień również.
Tego nawet nie było w podręczniku. Był podany tylko rok, ale widocznie miała nie zaliczyć tej odpowiedzi. Więc nawet przestała się starać. Równie dobrze mogła strzelać.
  - Czwarty lipca tysiąc osiemset siedemdziesiąt jeden.
  - Kiedy Jackson Haines zaprezentował pierwszą jazdę artystyczną?
  Znała rok, ale jedynie rok. A dla Korneta było to za mało.
  - Piętnasty czerwca tysiąc osiemset sześćdziesiąt cztery.
  - Podaj datę dodania par tanecznych do igrzysk.
  - Dwudziesty stycznia tysiąc dziesięcet siedemdziesiąt sześć.
Była pewna, że nie zgadła żadnej z dat. Znała jedynie lata i normalnie byłaby z siebie dumna, że nauczyła się tego w jedną noc, ale to było niewystarczające.
  - Wszystko źle. Siadaj.
  Złapała kontakt wzorowy z Kają kiedy wracała do swojej ławki. Próbowała ją pocieszyć, ale przecież poszło jej beznadziejnie. Sama o tym wiedziała.
Opadła na swoje krzesło i dostało do niej, że Kornet dalej patrzy wprost na nią.
  - Panno Leman, od następnych zajęć proszę zająć pierwszą ławkę.
Najważniejsze było nie pokazywać swoim emocji. Wiedziała to. Wygrał, ale nie musiał widzieć, że ją to zabolało.
Nie dość, że sam jej nie lubił to nastawiał wszystkich przeciwko niej. Wiedziała, że w akademii będzie jej na początku ciężko, ale nie przepuszczała, że uczniowie będą po przeciwnej stronie.
Otworzyła swój zeszyt i chwyciła długopis. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że w sali panuje cisza.
Podniosła głowę tylko po to aby stwierdzić, że Kornet wpatruje się prosto w nią.
Tym razem nie miała ochoty na potyczkę z nauczycielem. Znowu pokazał jej to co chciał. Nieważne ile będę się uczyła on i tak będzie górą. Po prostu zada takie pytanie, na które odpowiedzi nie będzie w materiale który podał, a możliwości było mnóstwo.
Jej dni w akademii były policzone.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność, ale kiedy w końcu się skończyły odetchnęła z ulgą. Musiała widywać Korneta godzinę dziennie i jakoś mogła go przeżyć. Unikanie go przez resztę dnia było dla niej bardzo rozsądną opcją.
Tylko kiedy po południu weszła na teren lodowiska na zajęcia obok Braucha stali oparty o bandę Kornet.
  - Lila, na lód - rozkazał Brauch ledwo ją zobaczył.
  Przeklinała pod nosem zakładając łyżwy. Była pewna, co się stanie. Będzie musiała skoczyć toe-loopa. Przed Kornetem, który czekał aby wytknąć każdy błąd który popełni.
Nie ociągała się. Chciała to mieć za sobą jak najszybciej. Im mniej czasu spędzonego z Kornetem w jednej sali tym lepiej, a liczyła na to, że wyjdzie zaraz po jej skoku.
  - Skocz toe-loop- rozkaz Braucha padł kiedy wykonała poprzedni.
  Chciała to zrobić szybko i nie czuć się jak zwierzę w zoo. Odjechała od bandy zaledwie jakieś dwa metry. Najazd tyłem na lewej nodze, noga z przodu wolna, postawić prawą na lodzie, lewą kopnąć lód i wybicie w górę. Niedokręcony obrót i lądowanie i to nawet ładne.
Nie było perfekcyjnie. Wiedziała to, ale i tak była dumna z siebie bo osiągnęła to w dwa dni, przynajmniej dopóki nie usłyszała słów Korneta.
  - Krzywa płoza przy wybiciu, zawachanie prawej nogi, niedociągniety obrót, za duży ciężar ciała postawiony na lewej nodze, ręce bez jakiejkolwiek równowagi, lądowanie też kiepskie, z zachwianiem.
  Spodziewała się krytyki, ale nie takiej. Skomentował dosłownie wszystko co mógł i w każdym elemencie znalazł błąd. Poczuła jak zasycha jej w gardle kiedy odwrócił się do stojącego obok Braucha, który wyglądał jakby ktoś go uderzył.
  - Po to mnie tu sciagnełeś? Takie skoki to wykonują w przedszkolu. Przeniesienie jej nawet do B to za dużo, obniża poziom nawet w A.
Nie była najlepszą łyżwiarką, jaką widziała ta szkoła, ale to mógł sobie darować. Naprawdę się starała, nawet jeśli nie wyszło to ćwiczyła wykonanie tego skoku kilka godzin. Ale wystarczyć jeden komentarz Korneta, aby poczuła, że to nie jest nic warte.
Mężczyzna odwrócił się znowu w jej stronę j zamrugała gwałtownie, aby pozbyć się łez z oczu. Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Ostatnie co chciała zrobić to pokazać jak bardzo ją skrzywdził.
  - Panno Leman, skoro nie potrafi pani wykonać banalnego skoku lepiej odpuścić. Nie zamierzam pani opatrywać, bo pokonują panią skoki dla przedszkolaków.
  - Borys!
  Nie odwrócił się, Lila patrzyła jak nauczyciel opuszcza lodowisko i była z tego nawet zadowolona.
Na szczęście Brauch był jedynym świadkiem jej porażki. Nie wiedziała gdzie jest reszta grupy i nie obchodziło ją to, nie w w tym momencie.
Zjechała z lodu robiąc wszystko aby łzy nie spłynęły jej po policzkach. Założyła ochroniarze na płozy i ruszyła w stronę łazienki.
  - Lila!
  Pokręciła głową na wołanie Braucha i na szczęście zrozumiała. Potrzebowała samotności.
Pozwoliła łzom popłynąć dopiero kiedy znalazła się sama. Kornet był po prostu podły. Nie lubił jej i zamierzał wypomnieć jej każdy błąd.
Minęły dwa dni a ona już żałowała. Nie powinna była nigdy podejmować nauki w tej szkole. Bez względu na rodzinę i jej durne inspiracje.
Była nikim, przynajmniej tutaj. Nie umiała niczego i Kornet starannie jej to udowodnił. Mimo, że się starała była beznadziejna w tym co robiła.
Chciała osiągnąć coś niemożliwego, coś co było poza zasięgiem jej ręki. I sparzyła się na tym.
Potrzebowała kilku minut żeby się ogarnąć i wyjść z łazienki. Brauch spojrzał na nią ledwo stanęła na tafli. Widziała, że ją ocenia, ale przynajmniej zrobił to szybko.
  - Lila, pokaż jak skacze się toe-loop.
  Wcześniej myślała, że wykonuje to prawie prawidłowo, ale teraz wiedziała, że robi to beznadziejnie. Całą grupa A była na lodzie i miała zaprezentować im co potrafi, albo raczej nie potrafi. I bardzo nie chciała tego robić.
  - Nie umiem.
  - Umiesz
  Ton Braucha był twardy w stosunku do jej własnego. Lila ledwo wydobywała z siebie głos, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszy.
  - Skocz toe-loopa.
  - Nie.
  Chyba zrozumiał, że nic nie wygra, bo westchnął i odwrócił się od niej.
  - Zajmij koniec lodowiska i poćwicz coś. Nauczę grupę najazdu na skok.
  Wolałby zostać przy grupie, ale nie dał jej takiej szansy. Przynajmniej nauczyłby się jak robić to poprawnie.
Odjechała na koniec tafli i jedyne co przyszło jej do głowy to piruety. Nie wykonywała ich nigdy wcześniej, ale skoki były jeszcze gorsze i zdecydowanie nie chciała ich dzisiaj wykonywać. Usłyszała dość negatywnych komentarzy.
Zamknęła oczy i próbowała sobie przypomnieć co mówili na internetowych forach o piruetach. Kilka filmików przebiegło jej przez głowę zanim wogóle zdecydowała się ruszyć z miejsca.
Wybrała tą najłatwiejszą wersję, na stojąco, lekko uniesioną jedną stopą, gdyby miała upaść. Wybicie i pilnowanie swojego ciała. Łapanie odpowiedniej równowagi i wpatrywanie się w jeden punkt.
Po wcześniejszym komentarzu była pewna, że robi coś źle. Ale wychodziło. Obracała się wokół własnej osi, nie tracąc równowagi.
Czuła się tak pewnie, że uniosła nogę na wysokość pasa. Chciała spróbować zejść w piruecie niżej, ale dotarło do niej, że wokół panuje cisza.
Zatrzymała się gwałtownie, stawiając obie nogi na tafli. Patrzyli na nią wszyscy i to w kompletnej ciszy.
Objęła się rękoma w pasie, próbując osłonić się od ich spojrzenia. Znowu zrobiła coś nie tak i teraz już wszyscy to widzieli.
  - Robiłaś to wcześniej?- pierwszy odezwał się Brauch, a po jego słowach wokoło zaczęły się ciche rozmowy.
  Nie słyszała, ale mogła się spodziewać o niej mówią.
  - Nie.
Nauczyciel wydawał się zaskoczony, nawet z odległości połowy lodowiska, jednak szybko się pozbierał.
  - Wracamy do zajęć. Najazd na toe-loop.

Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz