Chapter 3 || Percy

11 2 0
                                    


Serce Percy'ego biło jak oszalałe, pędząc ulicami miasta. W uszach rozbrzmiewał mu głos Thalii.

 -Beksa...

 I prędko głos Thalii przerodził się w głos Gabe'a. Tej nocy, kiedy miał cztery lata, a jego matki nie było w domu. Kiedy to po raz pierwszy Gabe uderzył Percy'ego.

 -Beksa... 

Percy wiedział, że jest beksą. Wiedział, że jest bezwartościowym gównem. Ale słysząc, jak mówi to jego najlepsza przyjaciółka... nie wierzył już, że komukolwiek naprawdę na nim zależy. 

W momencie, gdy poczuł, że zniknął z ich pola widzenia, złapał się za ramię w agonii, walcząc ze łzami w oczach.Wiedział, że jego przyjaciele będą na niego źli, za to, że od nich uciekł, ale nie mógł nic na to poradzić. 

Poza tym musiał przygotować się na wieczorną imprezę Gabe'a i musiał pilnować, aby podać kosz na śmieci jego wymiotującym pijanym przyjaciołom.

 Tak czy siak musiał wracać.

 Wtedy zobaczył Marca i jego kumpli celujących w niego wzrokiem. Był już do tego przyzwyczajony. Ta grupka prześladowców biła go i gapiła się na niego za każdym razem, gdy był z nimi w klasie. Na dodatek, zawsze szeptali do siebie pod nosem, zupełnie jakby planowali jego morderstwo.

 "...Olimpijczyk..."

 "...Jak dwie krople wody..."

 "...woda..."

 "...potężny..."

 "...niebezpieczny..."

 "...cel..."

 W momencie, gdy Marc zrobił krok w stronę Percy'ego, ten od razu uciekł. Biegł sprintem. Chłopak może i był mały, ale urodził się z ciałem pływaka i biegacza, także był szybki.

 Słyszał uderzenia o beton, które mówiły mu, że grupa jest coraz bliżej. Spoglądając przez ramię, mógłby przysiąc, że widział nóż w kieszeni któregoś z nich.

 Więc Percy skręciwszy w prawo dostrzegł rozwidlenie dróg po czym skręcił w lewo, zanim ci mogliby zobaczyć, w którą stronę uciekł. Pobiegł dookoła budynku, z powrotem do swojego mieszkania i dopiero gdy upewnił się, że już nikt go nie goni, wszedł do środka. 

Miał nikłe wspomnienie ojca mówiącego mu, że w sytuacji kiedy ktoś go śledzi powinien obejść budynek wokół i dopiero gdy upewni się, że go zgubił wrócić do swojego miejsca zamieszkania.W przeciwnym razie mogłoby to być niebezpieczne.

 Gdy tylko wszedł do mieszkania, zamknął drzwi i zablokował je dla dodatkowej ochrony. Zapach alkoholu uderzył w niego niczym fala przez co był zmuszony otworzyć okna by móc wywietrzyć smród. Gabe siedział na kanapie popijając whisky. 

Szatyn szybko zaczął sprzątać potłuczone szkło na podłodze, rzucając szmaty wszędzie tam, gdzie był rozlany alkohol.

 - Gdzie byłeś, frajerze?- Gabe splunął, odstawiając swój kubek z wielkim hukiem.

 -Uh... poza domem - powiedział Percy, nie chcąc powiedzieć, że poszedł z przyjaciółmi na koncert.

 - Nie obchodzi mnie, gdzie byłeś - Gabe przewrócił oczami - Tak długo, jak nie będziesz próbował gdzieś samobójczo skoczyć w najbliższym czasie, nie mam problemu. Sally chce cię żywego, zanim wróci do domu w weekend. 

 Percy zadrżał z powodu użytych słów przez Gabe'a. Co jeśli jego matka nie wróci do domu? Czy to oznaczałoby, że Gabe go zabije?

 Odtrącił tę myśl z głowy, wrzucając odłamki szkła do kosza na śmieci. Zaczął odkurzać podłogę pozbywając się wszystkich potłuczonych drobinek szkła, których nie udało mu się zebrać. Gdyby na podłodze znalazła się choćby drobinka szkła, na którą mógłby nadepnąć któryś z przyjaciół Gabe'a, chłopak byłby martwy.

 -Co jest dzisiaj w menu, proszę pana? - Percy zająkał się.

 -Zrób pieczeń wołową - warknął Gabe chrupiąc więcej chipsów.

 -Chcę też, żebyś był naszym barmanem na dzisiejszy wieczór.

 -Cóż, właściwie to mam pracę domową–

 -Odpuszczę ci dzisiaj, gnojku...- warknął Gabe zbliżając się do niego. -To nie było pytanie. Masz być naszym barmanem. A skoro jesteś naszym barmanem, to i tak cię dziś nie zjele. Robię ci przysługę, gówniarzu.

 -Tak, proszę pana... - Percy schylił głowę.

- Co z ciebie za dwunastolatek skoro nie potrafisz wykonać obowiązków ani nawet być barmanem...

 - Proszę pana będę musiał wyjść z domu, żeby kupić jakieś składniki - powiedział do Gabe'a.

 Tylko że na zewnątrz jest ten pokręcony gang który niedawno gonił mnie z nożem.

-Więc idź po te swoje głupie składniki! Ale ja chcę pieczeń wołową!

-Tak, proszę pana...

 Gabe wymierzył mu mocnego kopniaka w plecy, przez co szatyn upadł na podłogę. Z trudem zmusił się, by wstać. 

Wyjął kawałek wołowiny i zaczął go przygotowywać. Rozgrzał piekarnik do 450 stopni, po czym rozejrzał się po domu w poszukiwaniu rozmarynu i tymianku. Percy nawet nie wiedział, czy Gabe kupił czosnek! Ten stary bufon nigdy nie wychodził z domu!

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Percy otworzył, marszcząc brwi. Były tam zapasy, których potrzebował. Stał tam, oszołomiony, dobrą chwilę. Zanim podniósł przedmioty ujrzał dołączoną notatkę, więc przeczytał ją z zaciekawieniem. 

- Przygotuj się. 

 ___

Percy posprzątał cały dom, obserwując, jak przyjaciele Gabe'a wchodzą do środka. Szybko przyniósł talerze z pieczoną wołowiną, tłuczonymi ziemniakami i fasolką szparagową. Jedynym z jego kumpli, którego Percy tak naprawdę lubił, był Carl, który w zasadzie nie był aż tak wredny dla niego. Cóż, akceptował go.

-Dzięki - szepnął Carl, gdy Percy podał mu talerz.

Odpowiedział lekkim skinieniem głową, zanim wziął głęboki wdech, podchodząc do lady, gdzie miał listę różnych alkoholi. Wpatrywał się w nią lekko przytłoczony.

- Gówniarzu! - zawołał Gabe - Wszyscy chcemy koktajle White Negroni!

Chwila, chwila! - przerwał jeden z przyjaciół Gabe'a.

-Ile lat ma ten dzieciak?

-Dwanaście, proszę pana - odpowiedział Percy.

-To jest impreza alkoholowa, Gabe! - wykrzyknął Carl - Nie możesz pozwolić, by dwunastolatek podawał drinki.

-Robił to już wcześniej, Carl - Gabe przewrócił oczami - Nic nie szkodzi. IDŹ JUŻ JE ROBIĆ!

Jego krzyk sprawił, że Percy aż podskoczył, ale mimo to zrobił to. Podał je, w duchu modląc się, żeby nie nawalić.

 Następna była wódka. Tequila. Whisky. Mai Tai. Margarita. Blue Hawaii. Czerwone wino. Wszystko, co Percy mógłby sobie wyobrazić.

 Pod koniec nocy wszystkich ośmiu pijących leżało na podłodze, wymiotując na kafelki, a niektórzy do wiadra Percy'ego. Ale wszyscy byli ledwo żywi. A Percy był odpowiedzialny za sprzątanie.

938

We Olympians ~~TŁUMACZENIE~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz