Czternaście

2.1K 165 6
                                    

3/3

__________________

BLAKE

To pocałunek zachłanny, spragniony, może nawet stęskniony, a jego usta są miękkie, lecz stanowcze, i tak jakby rozkładają mnie na łopatki. Prawie jęczę, powstrzymuję to w ostatnim momencie, ale Royce tak mocno dominuje, że pozwalam mu wedrzeć się językiem do moich ust i posmakować ich od środka. On sam pachnie jak jakieś jedzenie i chyba czekolada, prawdopodobnie deser z naszej restauracji. Cały w ogóle jest słodki i ostry jednocześnie, a to, jak władczo zaciska dłoń na mojej talii i jak miękko przesuwa drugą dłoń na mój kark, żeby pogłębić pocałunek, spala mnie od środka. Czuję w brzuchu płomienie, które liżą moje wnętrzności od serca, głupio bijącego tylko dla niego, aż po cipkę, która wilgotnieje z każdym ruchem jego języka w moich ustach. 

Royce Hamilton III jest piekielnie gorący. Bardzo skupiony, bardzo namiętny, bardzo intensywny. 

I jeszcze bardziej zakazany.

Moje serce przez moment nie dopuszcza mózgu do głosu i jęczę cichutko, gdy przyciska mnie jeszcze mocniej do ściany. Moje piersi ocierają się o jego twardy tors, ciepła woń perfum dociera do moich nozdrzy i drażni zmysły, a całe ciało lgnie do niego, jakby tym jednym pocałunkiem mnie sobie zawłaszczył. Być może tak jest, bo chociaż kładę dłonie na jego torsie, by to zatrzymać, bo wystarczy jedno jego westchnienie, bym zmiękła całkowicie i poddała się jeszcze mocniej namiętnym pieszczotom. Ledwie rejestruję, że zamiast go odepchnąć, łapię za poły marynarki i próbuję przyciągnąć go jeszcze bliżej. Co ten człowiek ze mną robi? Nigdy w życiu nie czułam jeszcze w sobie takiej niecierpliwości. 

Ale co ja właściwie robię? Cholera, całuję człowieka, który ma ciężarną kobietę! 

To wspomnienie jej przy stoliku hotelowym i tego małego okrągłego brzuszka jest jak kubeł zimnej wody, który skutecznie mnie otrzeźwia. Przesuwam dłonie z powrotem na tors Royce'a i odpycham go lekko, a on w jedną sekundę kończy pocałunek, lecz odsuwa się tylko nieznacznie. Opiera dłonie po obu stronach mojej głowy na ścianie i patrzy mi w oczy, wciąż zbyt blisko i zbyt intymnie. Zerka na moje usta, a ja podnoszę dłoń i dotykam spuchniętych warg, wciąż czując na nich jego smak. 

On mnie pocałował. 

Jaskrawe światła syreny policyjnej migoczą w mojej głowie. Będę musiała dla niego kłamać. Udawać, że nic się nie wydarzyło, ale tym razem przed jego bliskimi. Naprawdę nie spodziewałam się, że może okazać się takim oszustem. 

Pragnę jego pocałunków, języka, dotyku, lecz to wszystko jest dla mnie bardziej zakazane niż szczęście. 

– Jestem kłamczuchą, ale nie lubię ranić ludzi – szepczę więc, a potem wyślizguję się spod jego ramienia, odpycham delikatnie i rzucam się w kierunku wyjścia z pokoju. 

On wciąż ma kartę i modlę się, by zwrócił ją do recepcji, bo to pokój, w którym spotkałam się z Mattem bez niczyjej wiedzy. 

– Stój! Blake, poczekaj! Na zewnątrz leje! 

Nie słucham jednak Royce'a już w ogóle, bo muszę uciec jak najdalej od niego, bo od samej siebie nie potrafię. Na korytarzu ściągam buty, bo szpilki ograniczają zakres ruchu, a potem rzucam się po schodach w dół, obierając tempo, jakiego jeszcze tutaj nie miałam. Słyszę jakieś trzaśnięcie drzwiami, lecz nie mam pojęcia, czy to on. Jeśli ma w sobie resztki przyzwoitości, nie będzie za mną szedł. 

Udaję, że nie widzę zupełnie skonsternowanego spojrzenia recepcjonistki i po prostu pędzę w kierunku wyjścia przez hol, odstawiając tu niemal melodramat. Ale ja naprawdę chcę uciec, potrzebuję tego jak tlenu. Po raz pierwszy czuję, że to nie ja oszukuję, tylko oszukuje mnie Royce. A może życie? Sama już nie wiem. 

Wszystkie twoje kłamstwa (Boston boys #2) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz