Dwadzieścia osiem

2K 120 27
                                    

BLAKE

Tego dnia w oczach Margaret Hughes jest coś bardzo znajomego, ale to na pewno tylko dlatego, że mamy wspólną przeszłość. 

Ona jest koleżanką moich rodziców, poznałam ją już bardzo dawno temu, właściwie gdy byłam jeszcze nastolatką i chodziłam do szkoły. Widywała się często z moją matką, robiły razem zakupy, chodziły na kawę, czy coś w tym stylu. Chciała zawsze zakręcić się wokół branży marketingowej i sądziła, że będzie mogła zrobić taką karierę, lecz z tego nic nie wyszło. Gdy kończyłam szkołę średnią, pewnego dnia przyszła do nas do domu i wraz z matką zwiedzała wszystkie pokoje i zakamarki, produkując się na temat zmiany wystroju i obecnych trendów w wyposażeniu wnętrz. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Margaret przypadkowo zapędziła się do mojej szafy, chcąc zobaczyć jak rozplanowane są w środku półki i wieszaki. 

Karton stojący na samym dole trochę jej się nie spodobał. Do teraz widok jej dłoni, które sięgają po moje dzienniki wypełnione życiowymi kłamstwami, przypomina mi się w środku nocy, gdy jakimś cudem się przebudzam. 

Czyli tak, Margaret poznała mój brudny sekret i nie zdradziła mnie przed rodzicami, ale chciała coś w zamian. Miałam skończone osiemnaście lat, gdy poprosiła mnie o pomoc. Pisała listy do jakiegoś swojego byłego partnera. W tekstach tych chciała zawrzeć jakieś uczucie, przeprosiny, odzyskać to, co straciła, najpierw go oszukując. 

Więc pisałam te listy za nią. I wiem, że dzięki temu coś osiągnęła. Nie znam szczegółów, bo nigdy mi ich nie wyjawiła, ale moje wymyślone specjalnie na poczet jej historii listy stały się jej kluczem do sukcesu. Powiedziała mi wtedy, że została przyjęta z powrotem pod dach swojego domu i dostała nawet w swoje ręce część biznesu tego partnera, jednak ja nawet nie za bardzo chciałam jej słuchać. 

Gdy wyjechałam z Bostonu, nasz kontakt urwał się kompletnie i nigdy nie spodziewałam się, że mogłabym go odnowić. 

Właściwie to Margaret pierwsza wyciągnęła do mnie dłoń. Gdy jeszcze przebywałam w Westerly i pracowałam w resorcie, wydzwaniała, pisała wiadomości, a wszystkie te chwile, gdy mój telefon tak wściekle wibrował, to zwykle była właśnie ona. Miałam zamiar ją zignorować, bo jest częścią mojej niewygodnej przyszłości, jednak jadąc w autobusie do Bostonu, zdałam sobie sprawę z tego, że ona może być kluczem do przyszłości. Proponowała mi sporą kwotę za coś, co było odrobinę dziwne, ale udało mi się wynegocjować dokładnie taką kasę, jakiej brakuje mi do inwestycji, więc dlaczego miałabym z tego rezygnować?

Znalezienie w Bostonie pracy na pewno zajmie mi troszkę czasu, więc równie dobrze mogę go spożytkować na niewinny układ, który przyniesie korzyści. 

Siedzę w biurze prawnika jak na szpilkach, a Margaret obdarza mnie chłodnym spojrzeniem. Coś w niej jednak zmieniło się, odkąd widziałyśmy się po raz ostatni. Wtedy była nieco zdesperowana, trochę nerwowa, siedziała mi nad ramieniem i gorączkowo opowiadała, co zaszło między nią a partnerem i co powinno znaleźć się w listach. Trochę słuchałam,  trochę nie. 

Teraz Margaret wydaje się inna. Jest w niej jakiś spokój, może wręcz zbyt silny, patrzy na mnie z wyższością i jakąś taką pogardą, aż czuję nieprzyjemne ciarki na całym ciele. 

Zagryź zęby, Blake, bo robisz to dla wyższej idei. Wszystko się uda. Pomożesz jej szybko i bezboleśnie, a potem będziesz sobie spokojnie żyła w Bostonie, bez widma swoich rodziców na karku, bez ciągnącej się za tobą byłej pracy w Westerly.

Ridley podsuwa pod mój nos jakieś papiery. Kartek jest sześć, a gdy je wertuję, tekst trochę mieni mi się w oczach. 

– Tak właściwie… mogę tylko upewnić się, że to będzie jednorazowe? – pytam odrobinę zestresowana. – Chodzi tylko o jedno poręczenie, tak? 

Wszystkie twoje kłamstwa (Boston boys #2) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz