— Brawo dla państwa młodych! No, brawa, ludzie! Głośniej, głośniej!
Każdy mięsień w ciele Erwina był tak spięty, że nawet nie miał siły, aby obrzucić Carbonarę morderczym spojrzeniem. Jego najlepszy przyjaciel ze złośliwym błyskiem w oku zachęcał wszystkich gości do wiwatowania, gdy ten szedł do samochodu pod rękę z... No, swoim mężem. Sama myśl o tym sprawiła, że Erwinowi zrobiło się niedobrze.
Zarówno on, jak i jego nowy małżonek, Gregory Montanha, mieli w głowie tylko jedną myśl: Jaki to był, kurwa, zły pomysł. Operacja Biznesowa, bo tak właśnie ją nazywali, aby nie stała się czymś, co miała imitować, zrodziła się jako najgenialniejszy scam w historii Los Santos. Jak się obaj przekonali moment temu, wprowadzanie jej w życie było o wiele bardziej niezręczne i dziwniejsze niż początkowo zakładali, a przyjaciele Erwina, w szczególności Zakszot, robili wszystko, aby im tego nie ułatwić.
Żadnemu z nich nie udało się nawet wymusić uśmiechu, gdy zmierzali ze środka zakonu do czekającego na nich pojazdu obklejonego balonami i dzwonkami oraz napisem JUST MARRIED. Ich dłonie były złączone, ponieważ tego właśnie bardzo jasno wymagał prowadzący ceremonii, przez co wydawały im się ciążyć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ulgą był moment dotarcia do pojazdu, w którym musieli się faktycznie od siebie odsunąć.
Erwin wsiadł na miejscu kierowcy i poczekał, aż Montanha zajmie miejsce pasażera obok niego. Gdy obaj byli już na swoich siedzeniach, odpalił samochód i ruszył. Zostali pożegnani głośnymi wiwatami, które, choć brzmiały radośnie i nawet szczerze, stanowiły dla ich uszu dźwięk paskudniejszy od przejechania paznokciem po tablicy.
Przez długi moment jechali w zupełnej ciszy, aż odgłosy ich gości zupełnie ucichły w oddali, przemijając się jedynie w warkot samochodu i odgłosy wieczornego miasta. Erwin nie wiedział za bardzo, gdzie jedzie. Chciał się po prostu oddalić i najlepiej po drodze wyrzucić gdzieś Grzecha, aby nie musieć z nim o tym rozmawiać. Ten, niestety, miał inne plany.
— Więc... — zaczął powoli, wykręcając twarz z niezręczności. — Co...
— Zamknij się — przerwał mu ostro Erwin. Zacisnął wargi i pokręcił głową. — Nic nawet, kurwa, nie mów.
Montanha przewrócił oczami, jednak posłuchał się go. No, przynajmniej na moment, ponieważ zaledwie parę sekund później ponownie odwrócił się w stronę kierowcy.
— Nie rozmawialiśmy nawet o tym, co stanie się po... — zamilkł na chwilę, starając się dobrać dobrze słowa. — Po Operacji Biznesowej.
— I teraz też nie będziemy — odparł z determinacją Erwin, jednocześnie zatrzymując pojazd z piskiem opon, przez co Gregory poleciał nieco do przodu. Dopiero teraz zorientował się, że są pod komendą Mission Row. — Wysiadaj.
— Mógłbyś, chociaż podwieźć mnie pod mieszkanie — zauważył z dezaprobatą.
— Wysiadaj.
Nie sposób było nie zauważyć, że Erwin nawet nie obdarzył go przy tym jednym spojrzeniem, ciągle uparcie wpatrując się w przednią szybę. Montanha westchnął ciężko, jednak zrobił to, czując, że nie ma teraz ochoty na kłótnie.
— Wiesz, że prędzej czy później będziemy musieli to... — urwał, ponieważ Erwin odjechał w momencie, w którym ten zatrzasnął za sobą drzwi — ...przedyskutować.
Prychnął głośno i odwrócił się z niezadowoleniem, ruszając po schodach do góry w stronę lobby komendy. W porządku. Jeśli Erwin zamierzał całkowicie zignorować fakt, że właśnie wzięli ślub, jakkolwiek surrealistycznie i przerażająco, by to nie brzmiało, Gregory mógł zrobić dokładnie to samo. Kto by się spodziewał, że nie minie nawet pięć minut od ceremonii, a oni już przejdą w fazę nieodzywania się do siebie.
To było takie w stylu Erwina. Jedna zła sytuacja i potrafił ignorować Montanhę całymi miesiącami, aż w końcu pewnego dnia, bez żadnego „przepraszam" czy czegokolwiek, zaczynał sobie z nim żartować, jakby nigdy nic się nie stało, a Gregory przeważnie na to przyzwalał. Teraz było inaczej. Nie pokłócili się, a on nie zrobił absolutnie nic złego, oprócz zgodzenia się na ten paskudnie głupi plan Erwina. Zdecydowanie nie zamierzał dawać mu satysfakcji z kontrolowania tej sytuacji.
— Jebany Kukel — mruknął jedynie pod nosem, wchodząc do środka komendy.
CZYTASZ
Byle do rozwodu | Morwin
FanfictionStało się! Najbardziej wyczekiwany ślub Los Santos doszedł do skutku! Pastor Erwin Knuckles i sierżant Gregory Montanha w końcu przypięczętowali prawie trzyletni romans, obiecując sobie miłość po kres swoich dni! Cóż, tak przynajmniej chcieliby, ab...