Nie było na tym świecie osoby, której Erwin Knuckles nienawidziłby bardziej niż Gregorego Montanhy. Nienawidził jego zarozumiałego uśmieszku, który rzucał mu na celach po wygranej przez policję akcji. Nienawidził jego przemądrzałego tonu głosu, gdy wiedział, że w dyskusji to on miał rację. Nienawidził tego, jak łatwo udawało mu się zepsuć im każdą akcję. A przede wszystkim nienawidził tego, co poczuł, gdy Gregory odwzajemnił jego pocałunek.
Naprawdę wolałby, aby tak się nie stało. Był podstawiony pod ścianą, Sędzia Główny się im przyglądał. Musiał go pocałować. To miał być szybki, ale wyglądający realistyczny buziak, jedynie delikatne złączenie ich warg na parę sekund. Liczył na to, że Gregory będzie stał jak słup soli, ale nie, oczywiście głupi oficerek jak zawsze musiał mu popsuć plany. Co prawda, nie pamiętał już, który z nich pogłębił pocałunek pierwszy, ale Montanha w żaden sposób tego nie powstrzymał, więc Erwin uznał to za całkowicie jego winę.
To wcale nie było tak, że wizja pocałunku pomiędzy nimi aż tak go odrzucała. Bynajmniej, było to coś, co krążyło po jego głowie znacznie częściej niż chciał przyznać. To, co wydarzyło się na ich weselu, było ucieleśnieniem wszystkich jego koszmarów. Tak jak się spodziewał, podobało mu się to zdecydowanie za bardzo. Wiedział, że tak będzie, a jednak wciąż to zrobił, wciąż zaproponował Operację Biznesową i teraz musiał liczyć się z konsekwencjami swoich decyzji.
Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że pomiędzy nim a Gregorym faktycznie mogłoby coś być, nieważne, jak bardzo potencjalnie, by tego chciał. Może, gdyby miał więcej odwagi dwa lata wcześniej, zanim jeszcze pojawił się Zakszot. Potem stał się zbyt zabiegany, a ich relacja zbyt skomplikowana. Zbyt wiele razy starali się zabić siebie nawzajem, aby jakkolwiek rozwinąć tę relację w stronę romantyczną. Dużo sobie z tego żartowali, czego owocem była właśnie Operacja Biznesowa, ale sprawy nigdy nie miały zajść tak daleko. Erwin nie mógł pozbyć się myśli, że to mogło kompletnie zrujnować ich przyjaźń czy jakkolwiek nazwać to coś, co ich łączyło. Co, jeśli zaczęłoby mu zależeć za mocno i wpłynęłoby to na akcje?
Co za bzdurna myśl. Erwinowi już od dawna zależało bardzo mocno, po prostu w żaden sposób nie wyrażał tego słowami, a przynajmniej nie wprost. To nigdy nie stawało na przeszkodzie w strzelaniu w stronę Grzecha lub wrabianiu go w coś. Wiedział, że ten jebany Terminator zawsze z tego wyjdzie. Jeśli czterdzieści kul nie było w stanie go zabić, nic nie mogło.
To dlaczego wciąż tak bardzo bał się tego uczucia?
Nie chciał nad tym myśleć, dlatego odepchnął te przemyślenia całkowicie i zrobił coś, w czym był najlepszy, czyli zajął się ignorowaniem egzystencji Grzegorza, jakby chciał wmówić całemu światu, że taka osoba nigdy nie istniała. Choć dzień przesłuchania z Coltem zbliżał się nieubłaganie, Erwin wciąż uparcie trwał w swoim postanowieniu. Był już nawet gotów stwierdzić, że pieniądze go nie obchodzą, aby po prostu nie dać za wygraną.
Sam nie do końca rozumiał, dlaczego się tak zachowuje. Był osobą, która zawsze chętnie mierzyła się z przeciwnościami losu, aby udowodnić swoją wielkość, jednak w sytuacji z Gregorym było coś innego. Stawał się tchórzem. Chciał uciec od niego jak najdalej i najlepiej zabić wszystkich, którzy w ogóle odważyliby się zadać mu w tej sprawie niekomfortowe pytania. W ten sposób minęły mu właśnie dwa następne dni. Zaszył się w domu niczym Evka w kanałach podczas akcji dobicia szczura.
Jedynymi osobami, które widywał przez ostatni czas, był oczywiście Zakszot. Nawet swojej matce nie był w stanie spojrzeć w oczy, wiedząc że pewnie będzie go wypytywać o sprawę z Gregorym. Ale Zakszot rozumiał. No, tak jakby. Lubili się z nim droczyć, jednak wiedzieli, kiedy zamknąć mordę, kiedy Erwin ewidentnie nie chciał o czymś rozmawiać. Przynajmniej do czasu.
CZYTASZ
Byle do rozwodu | Morwin
FanfictionStało się! Najbardziej wyczekiwany ślub Los Santos doszedł do skutku! Pastor Erwin Knuckles i sierżant Gregory Montanha w końcu przypięczętowali prawie trzyletni romans, obiecując sobie miłość po kres swoich dni! Cóż, tak przynajmniej chcieliby, ab...