Jeszcze tego samego dnia, Erwin zebrał wszystkich członków Zakszotu na posiedzeniu w sprawie szybkiej organizacji wesela. Musiał, oczywiście, podkreślić wielokrotnie, że wszystko to było udawane, tak jak i sam ślub, a wynikało to przede wszystkim z jego własnej potrzebny dostania prezentów oraz przekonania do siebie nowego Sędzi Głównego. Czy mu uwierzyli? Ciężko było stwierdzić. Reakcja każdego z nich była dość oczywista, ku irytacji Erwina. David wydawał się nieironicznie podekscytowany, a zrównywał mu jedynie Carbo, choć Knuckles mógłby się założyć, że robi to jedynie z czystej złośliwości. Speedo i Labo zaczęli sobie z tego żartować, choć jasne było, że chętnie pomogą. A Heidi...
Cóż, Heidi nie była zadowolona. Erwin to dostrzegł, tak samo, jak dostrzegł jej niezadowolenie w dniu ślubu i cały miesiąc po nim, więc zrobił dokładnie to samo, co wtedy. Zignorował je. Ciężko było wyjaśnić swojej dziewczynie dokładnie powody, dla których poślubił innego mężczyznę, jednak w głębi duszy wierzył, że ona doskonale to rozumiała i w końcu mu wybaczy. Byli przecież zakochani, prawda? Ich związek był zbyt wygodny, aby z niego rezygnować, a jeśli miłość nie była wygodą, to czym?
— Jest jeszcze jedna kwestia — dodał, przerywając Davidowi, który już wyciągał nie wiadomo skąd katalogi ślubne. Spotkali się w bazie Equilibrium, skoro ich własna została zniszczona, więc tym bardziej nie miał pojęcia, gdzie David je tam pochował. — Colt mówił, że będzie przepytywał osoby z naszego otoczenia, więc pewnie na dniach się z wami skontaktuje. Musicie zgodnie powiedzieć, że ten związek jest prawdziwy, miłość ogromna i inne takie głupoty.
— Głupoty? — oburzył się David. — To ciekawe, Erwinku, że poślubienie miłości swojego życia jest dla ciebie głupotą.
— Skończ. — Uderzył go lekko w ramię, a ten tylko zaśmiał się pod nosem. Czasem ciężko było wyczytać, kiedy Gilkenly żartował, a kiedy nie, szczególnie gdy w rolę wchodziła jego relacja z Montanhą. — Czy macie jeszcze jakieś pytania?
Zakszot zrobił to, co potrafił najlepiej, czyli milczał w momencie, gdy był moment na mówienie. Erwin nie odebrał tego z entuzjazmem, jednak stwierdził, że jeśli jakoś zjebią tę sprawę, to po prostu się na nich wydrze i przynajmniej nie będzie na niego.
W końcu zaczęli się rozchodzić. Dobiegała już powoli pierwsza, a następnego dnia musieli wstać wcześnie, aby wszystko przygotować. Erwin miał wychodzić jako ostatni, ponieważ przez moment poszukiwał jeszcze dobrej cukierni, gdzie będzie można kupić już gotowy tort weselny. Ostatecznie stwierdził, że równie dobrze to Gregory może się tym zająć, skoro i tak nic nie robił, aby się przygotować.
Mimowolnie, po głowie zaczęły mu chodzić pewne myśli wokół jego osoby. Ciekawe, co teraz robił. Technicznie wciąż miał urlop, więc raczej nie był na patrolu. Może już spał, a może wyszedł gdzieś z Mią? Było po prime time, więc technicznie nie powinien być o to zły, a jednak taka myśl wywołała w nim ukłucie irytacji. Być może lubił Mię bardziej niż na samym początku, ale dalej miał ochotę umrzeć z nudów, gdy tylko przypominał sobie niektóre scenki pomiędzy tą parką, których był nieszczęsnym świadkiem.
A może Grzesiu przygotowywał teraz dla niego te fiszki na temat swojego życia, które mu obiecał? To była miła myśl.
— Przeszkadzam? — usłyszał nagle.
Uniósł wzrok znad ekranu komputera. W progu stała Heidi. Dopiero gdy jego kąciki ust nieco opadły, uświadomił sobie, że musiał się podświadomie uśmiechać.
— Nie, nie, właśnie się zbierałem — powiedział i poklepał miejsce obok siebie, jednak kobieta się nie ruszyła. Stała dalej w miejscu z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i nieodgadnionym wyrazem twarzy. Erwin uniósł brwi. — Myślałem, że już poszłaś.
— Chciałam z tobą porozmawiać — powiedziała lekko drżącym głosem, choć jej wzrok pozostawał stalowy, jakby sama chciała dodać sobie pewności siebie. — Gdy Sędzia Główny będzie mnie przepytywał, nie zamierzam kłamać.
Erwin wypuścił z ust powietrze z irytacją.
— Poważnie? Zamierzasz strzelić focha, bo Erwinek zrobił coś nie po twojej myśli, i zniszczyć całą Operację?
— Strzelić focha? — powtórzyła po nim z niedowierzaniem, a jej maska pękła, ukazując rosnącą w niej frustrację. — Cóż, przepraszam, że nie czuję się najlepiej z tym że mój chłopak zdecydował się poślubić kogoś innego. I to jeszcze Montanhę, ze wszystkich możliwych opcji.
— Przecież to tylko Operacja Biznesowa — podkreślił mocno te dwa słowa, wstając z siedzenia. Podszedł bliżej do Heidi, jednak stanął, gdy ta odsunęła się o krok. — Mówiłem wielokrotnie, że to tylko po kasę, a ty jesteś moją prawdziwą...
— To, czemu nie poślubiłeś mnie? — przerwała mu. Szczęka Erwina boleśnie zacisnęła się, jakby nie chciał odpowiadać na to pytanie. — Rozmawialiśmy o tym od kilku miesięcy. Mieliśmy wziąć prawdziwy ślub, załatwiłam nawet już obrączki.
Erwin pokręcił głową. Przez głowę przylatywało mu teraz wiele myśli. Nie chciał gniewać się na Heidi, ponieważ doskonale wiedział, że nie była to jej wina, jednak jeśli nie jej, to oznaczałoby, że jego, a tego tym bardziej nie zamierzał do siebie dopuszczać.
— My rozmawialiśmy? To ty ciągle mówiłaś, że chcesz wziąć ślub, a ja ci tylko przytakiwałem, żebyś była zadowolona. Nigdy nie chciałem z nikim się żenić!
— A jednak to zrobiłeś! — podniosła na niego głos. W jej oczach zaczynała czaić się prawdziwa furia. — Dzień w dzień, od kiedy tylko coś pomiędzy nami zaiskrzyło, słyszałam komentarze o tobie i Montanhie. Wielokrotnie nazwałeś mnie swoją przykrywką, jakby to był jakiś świetny żart, a potem momentami zaczynałam wątpić, czy na pewno jest. A teraz kryjesz się za jakąś Operacją Biznesową, jakby to był jedyny sposób, aby ją przeprowadzić!
Erwin spojrzał się na nią z niedowierzaniem.
— Heidi, przecież wiesz, że niczego nie ma pomiędzy mną a Grzesiem. To tylko czysty biznes — starał się brzmieć łagodnie, choć nawet sam wyczuł, że jego ton jest daleki od ideału. Był zbyt niepewny, co tylko przelało czarę goryczy Heidi.
Kobieta pokręciła głową. Mógł dostrzec krople łez świecące w kącikach jej oczu.
— Biznes, który mogłeś zrobić ze mną. — Pociągnęła nosem. — Albo, jeśli rzeczywiście nie chciałeś brać prawdziwego ślubu, to z kimkolwiek innym. Ale z nim? — Otarła mokry policzek wierzchem dłoni.
Erwinowi w końcu udało się do niej zbliżyć. Dotknął delikatnie jej ramienia. Nie chciał jej zranić, naprawdę mu na niej zależało. Była członkinią Zakszotu, córką Kuia, jego rodziną. Jego dziewczyną od dwóch lat. To była pierwsza spokojna i stabilna relacja romantyczna w jego życiu. Ale może spokój i stabilność nie były tym, czego szukał? Może to właśnie dlatego kręcił się za Evą, swoją byłą, chaotyczną dziewczyną, za każdym razem, gdy tylko wracała do miasta?
Może właśnie dlatego tak lubił relację z Grzesiem?
— Powiedz mi szczerze — powiedziała cicho, unosząc głowę i patrząc mu głęboko w oczy. — Kochasz mnie? Tak naprawdę.
— Kocham, przysięgam — odparł natychmiast, głęboko wierząc, że jest to prawda.
— Ale jak? — dopytywała się. — Tak jak kochasz Carbo czy Davida? Tak jak kochałeś Kuia?
— Co? Oczywiście, że ni...
— To jak? Jesteś we mnie zakochany? Chcesz w końcu mnie poślubić i spędzić ze mną resztę życia?
Zastanowił się nad tym. Z jednej strony ta opcja wydawała się mu niezwykle wygodna. Mieć kogoś przy sobie i nie musieć się już martwić, że zostanie się samym. Erwin nie znosił bycia samotnym. Desperacko potrzebował zawsze kogoś siebie. Potrzebował rodziców, dlatego wcześniej tak lgnął do Kuia, a teraz do Lucy. Potrzebował rodziny, dlatego uformował Zakszot. I zdecydowanie potrzebował prawdziwego związku. Przecież pomiędzy zerwaniem z Evą i zejściem się z Heidi nie było żadnego przerywnika. Te dwie relacje właściwie naszły na siebie, a jedna zaczęła się, gdy druga jeszcze nie zdążyła się skończyć.
— Nie wiem — odpowiedział w końcu, najszczerzej jak potrafił. — Przepraszam.
Heidi pokiwała powoli głową, nieco się odsuwając.
— Tak myślałam — stwierdziła po prostu. Odwróciła się plecami. — Wybacz, że nie będę w stanie pomóc ci z Coltem. Muszę sobie przemyśleć parę spraw. — Zobaczył, jak jej ramiona nieco się napinają. — Do zobaczenia, Erwin.
Mężczyzna nie mógł już nic poradzić. Obserwował jedynie, jak Heidi powolnym krokiem zmierzała w kierunku wyjścia.
CZYTASZ
Byle do rozwodu | Morwin
FanfictionStało się! Najbardziej wyczekiwany ślub Los Santos doszedł do skutku! Pastor Erwin Knuckles i sierżant Gregory Montanha w końcu przypięczętowali prawie trzyletni romans, obiecując sobie miłość po kres swoich dni! Cóż, tak przynajmniej chcieliby, ab...