ROZDZIAŁ 4

930 67 3
                                    

Dzwonek telefonu zbudził Gregory'ego Montanhę już z samego rana. Jak się okazało, był to David, który natychmiast podzielił się z nim wszystkimi szczegółami na temat nadchodzącego wesela oraz przydzielił mu listę zadań, sugerując, że skoro Grzesiu jest teraz członkiem ich rodziny, to musi się postarać. Cieszył się, że Gilkenly nie mógł zobaczyć, jak dramatycznie przewraca oczami. To było chyba na tyle, jeśli chodziło o niedopuszczanie Davida do prowadzenia wesela.

Starał się dodzwonić do Erwina, jednak ten ewidentnie jeszcze spał, co nie było niczym dziwnym. Mógł założyć się, że tego dnia nie zobaczy go do samego wieczora. Najwyraźniej spadła na niego o wiele większa odpowiedzialność w organizowaniu wesela niż początkowo zakładał.

Zdążył dowiedzieć się, że David zajmował się organizowaniem lokalu, zapraszaniem gości i innymi takimi sprawami. Cóż, zaproszenie gości zawsze wychodziło przez miastowe portale społecznościowe, dlatego nie było niczym skomplikowanym, jednak Grzegorz nie miał zielonego pojęcia, jak ten tak szybko znajdzie odpowiednie miejsce. Jak się okazało, nie było to skomplikowane. Najwyraźniej winiarnia tego dnia była wolna. Było to nieco nadużywane miejsce, jeśli chodzi o śluby w Los Santos, jednak lepsze było to niż nic.

Sam Montanha miał zająć się przede wszystkim tortem, co z pozoru powinno być dosyć prostym zadaniem, biorąc pod uwagę, że był właścicielem kawiarni, która sprzedawała słodycze. Jednakże, jak się okazało, jego pracownicy nie byli aż tak dobrze obeznani w sztuce cukierniczej, dlatego spędził właściwie cały dzień na jeżdżeniu po różnych sklepów, aby znaleźć kogoś, kto może im zrobić tort jeszcze tego samego dnia. W końcu mu się to udało, jednak musiał pogodzić się z tym, że nie będzie miało ono żadnego spersonalizowanego napisu, choć NAJLEPSZEGO MŁODEJ PARZE wydawało się wystarczyć.

Kolejnym zadaniem była organizacja muzyki, co było już znacznie przyjemniejsze. Gregory absolutnie uwielbiał weselne utwory i miał sporo kontaktów, które pomogły mu znaleźć odpowiedniego wodzireja i nagłośnienie za niską cenę. Co prawda, o wiele bardziej sam wolałby prowadzić swoje wesele, jednak miał dziwne wrażenie, że to jedynie poddenerwowałoby Erwina, któremu najwyraźniej zależało, aby ten wieczór przebiegł idealnie przed nowym Sędzią Głównym.

We wszystkim pomagały mu dwie bardzo bliskie mu kobiety. Jedną z nich była Mia Clark, jego (tak jakby) była dziewczyna, z którą niegdyś miał niezwykle skomplikowaną relację, jednak przez ostatnie miesiące nieco się od siebie oddalili, przez co ich status przeszedł na zwykłą przyjaźń. Nie spodziewał się tego, ale taka sytuacja najwyraźniej bardzo im odpowiadała. Zdecydowanie o wiele mniej się kłócili. Jego drugą towarzyszką była jego własna córka, Nicole, która dopiero, co dowiedziała się w ogóle o tym, że jej ojciec wziął ślub, biorąc pod uwagę, że przebywała poza miastem i nie śledziła lokalnych wiadomości, a on sam jakoś nie chciał jej się do tego przyznać.

— Nie wierzę, że mi nie powiedziałeś — mruknęła z niezadowoleniem z tylnego siedzenia auta, którym właśnie jechali. Pochylił się w stronę Mii, która siedziała na przednim miejscu pasażera. — A ty wiedziałaś?

— Cóż — Brzmiała na nieco zmieszaną. — Nie, ale...

— No, właśnie! — Nicole uderzyła nieco swojego ojca w ramię, jednak ten jedynie zacisnął szczękę i nie zdejmował spojrzenie z drogi. — To nie jest coś, co powinno się ukrywać przed najbliższymi! Szczególnie jeśli wyszedłeś za mąż za miłość swojego...

— Hej, hej, hej — powstrzymał ją szybko przed wypowiedzeniem następnych słów. — Nie zapędzaj się. Mówiłem ci wielokrotnie, że z Erwinem nic mnie nie łączyło... Nie łączy — poprawił się prędko. Przecież ślub wcale nie oznaczał, że to miałoby się zmienić, jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmiało. A poza tym, on zdecydowanie nie chciał, aby cokolwiek miało się zmienić. Tak przynajmniej wmawiał sobie przez większość czasu.

— A jednak go poślubiłeś — odparła triumfalnie Nicole.

— W sumie to zawsze wydawało mi się dziwnie, że tak zawsze atakował mnie, gdy byliśmy razem bez większego powodu — zastanowiła się na głos Mia. — I mówiłeś mi przecież, że wcześniej robił tak samo z Sussane, zanim jeszcze poślubiła Tomka.

Mógł się kłócić, oczywiście, jednak w tym wypadku akurat Mia miała rację, a on nie chciał zaczynać dysputy na przegranej pozycji. Dlatego przybrał jedynie pokerową twarz i wzruszył ramionami, nawet na nią nie patrząc.

— Możemy zmienić temat? — zaproponował. — Stało się i tyle. Zaraz i tak będzie po wszystkim, więc nie ma o czym dyskutować.

Kobiety spojrzały po sobie, wyraźnie nieprzekonane, jednak zdecydowały się na razie dać mu spokój. Gregory mógł na moment odetchnąć.

Byle do rozwodu | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz