XI

174 11 4
                                    

- Jezu, nie musieliście- Filip stał zdumiony po środku pokoju. Na jego twarzy widniał szczerzy uśmiech.
- Ależ oczywiście, że musieliśmy!- Magda rozpromieniona przyniosła na rękach tort, a my wszyscy zaczęliśmy śpiewać "sto lat". W tym samym czasie Maks otworzył z hukiem szampana. Młody libero chwilę pomyślał nad życzeniem i zdmuchnął świeczki.
- Czyli to wszystko było kminione cały dzień?- skierował to pytanie do wszystkich, lecz miałam wrażenie jakby skupiał wzrok na mnie. Wzruszyłam tylko ramionami z uśmiechem.

- Nie musisz wszystkiego wiedzieć- starszy z braci przewrócił oczami.- Teraz prezenty!- połowa z nas usiadła na kanapie, a połowa na krzesłach oczekując na otwarcie przez solenizanta paczek. Pierwsza była od Fornala. Czego można było się po nim spodziewać? Chłopak śmiejąc się, przekręcił butelkę z trunkiem i kładąc na stół, podziękował przyjmującemu.

- Ej, Ej! Ale tam jeszcze w środku coś jest- upomniał siatkarz z szyderczym uśmiechem. Młodszy zaglądnął do środka. Momentalnie spojrzał na niego błagającym wzrokiem. Nie wyciągnął rzeczy z torebki, lecz było słychać jakby szelest plastikowych opakowań. Czy on...?- O jezu, no wiem, że ci się przyda!- nie wierzę w niego.

Później padło na podarunek od Gladyra, a były w nim ochraniacze.
- Marudziłeś, że twoje już są zjechane, więc proszę bardzo- powiedział nalewając sobie szampana do plastikowego kubka.
- Dzięki stary.
- Tutaj jest prezent od Stephena, którego dzisiaj nie ma niestety z nami- Maks przekazał przyjacielowi średniej wielkości pudełko. A w nim znajdowała się czarna, markowa bluza.

Maks i Emila podarowali libero nowiutkie słuchawki. Kuba podarował swojemu bratu prezent od niego, Magdy oraz rodziców rodzeństwa. I oto była zagadka. Ponieważ jakomy podarunek został zapakowany w kopertę. Chłopak z podejrzeniem spojrzał na siatkarza.
- No na co czekasz?! Otwieraj!- popędził go. Pomału rozpakował białą kopertę. Na chwilę zamarł. Ale po chwili wyciągnął dwa jakby bilety?

- Jesteście niepoważni- stał w miejscu jakby zahipnotyzowany. Za nim stanął jak typowy wujek Tomek.
- Bilety do- wyciągnął jeden z dłoni szatyna, by po chwili mu oddać.- Włoch dla dwóch osób? O kurwa mać. Kubusiu mój kochany, my się tak lubimy. Twoi rodzice też mnie lubią. Chyba...- towarzystwo parsknęło śmiechem.

- Kiedy wylot?- tym razem środkowy zabrał głos.
- Dwudziesty ósmy grudzień do pierwszego- w dalszym ciągu wpatrywał się w dwa kartoniki.- Wy naprawdę jesteście chorzy- podszedł do brunetki i brata, ściskając ich mocno.
To kochane z strony pary oraz rodziców Filipa. Taki wyjazd nie kosztuje parę złoty.
- Hotel też masz opłacony- Kuba uchylił kubek z szampanem.- Dobra bawimy się!- krzyknął włączając muzykę na głośniku.

Młodszy już ruszył w kierunku pokoju, by odnieść prezenty, więc poszłam za nim. Chciałam mu to dać na osobności.
- Filip, czekaj- zamknęłam drzwi od pokoju. Wyraźnie zaskoczony spojrzał na mnie odwracając się.- Jeszcze ja.
Popiwczak chwycił ostrożnie mały kartonik z moich rąk.

Czemu ja się stresuje? Przecież to nic takiego. Zwykły, mały, prawie nieistniejący przy pozostałych podarunek. Dla mnie jednak miał głębsze znaczenie. Otworzył. Przyjrzał mu się dokładnie, a w jego oczach mogłam dostrzec mały błsyk. Uniósł na mnie wzrok. Zaraz nogi mi zmiękną.

Była to bransoletka. Miałam prawie taką samą. Tylko on miał bardziej męską, a ja delikatną. Były na niej piłki od siatkówki z małymi serduszkiami. Na odwrócie piłki na swojej bransoletce on miał swoje inicjały, a ja swoje. Ujął ją w swoje ręce. Założył i znowu spojrzał na mnie. Ja w udawanym celu podrapania się po twarzy, podniosłam dłoń, na której znajdowała się wspomniana biżuteria.

Chłopak się cicho zaśmiał, a ja razem z nim. Normalnie bym nie patrzyła mu się tak głęboko w oczy. Ale teraz to nie miało znaczenia. On wiedział, że to co dostał jest dla mnie ważne. Teraz dla niego też takie się stało. Już chciałam wyjść z pokoju, ale zostałam ujęta jego ramionami.
- Dziękuję- czułam jego oddech przy swoim uchu. Przeszedł mnie dresz, gdy pogłaskał rękami moje plecy.

Po chwili, która trwała dla mnie wieczność, odsunął się, lecz nie puścił swoich rąk. Znowu ten wzrok. Chciałam odejść, ale nie mogłam. Nie chciałam. Chociaż wiedziałam, że to nie ma prawa się wydarzyć. Jak się wydarzy to przepadnę. Nie będzie odwrotu. Przybliżył swoją twarz.

- Będziesz tego żałować- wyszeptałam niemal w jego usta.
- Ty też- centymetry, milimetry. Położyłam dłonie na jego torsie, a on wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Ubrani czy nie, wchodzimy!- drzwi otworzyły się z hukiem, a my odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.- Czyli jednak ubrani- Emilia zdzieliła swojego chłopaka po głowie.
- Kochani, nie chcieliśmy przeszkadzać, ale chodźcie do nas. Kuba rozkręca imprezę- poinformowała dziewczyna biorącą mnie za rękę.

Od progu pomieszenia już można było słyszeć pozostałą trójkę, wykrzykującą wersy What do you mean? od Justina Biebera. Dosłownie, jak ich zobaczyłam myślałam, że się popłacze.
- WHAT DO YOU MEAN?!- Fornal skakał na kanapie z resztą szampana.
- Tomek, bo zaraz wylejesz!- krzyczała przez śmiech Magda.

I już później znowu nie liczyło się nic. Wszyscy dosłownie zaczęliśmy tańczyć jak na dobrej dyskotece. Dodatkowo Jurij polał każdemu, także zabawa była wyśmienita. Z dziewczyną Graniecznego złapałam mega vibe. Dosłownie. Razem tańczyłyśmy jak wariatki, trzymając się za ręce. Przetańczyłyśmy tak jeszcze kilka piosenek, aż w końcu odeszłyśmy ochłonąć.

A w tym czasie nasz niezawodny siwy łeb, znowu wydzierał gardło. Tym razem zamienił się w Harrego Styles'a, śpiewając jedną z kultowych piosenek One Direction. Podczas, gdy jego kompanii zwijali się z śmiechu.
- Jak myślisz, kto wysłał te zdjęcia? Właściwie podróby- zapytała Emila, biorąc łyka drinka. Nie sądziłam, że wie. W sumie, to też jej sprawa.
- Nie mam pojęcia. Ale ten ktoś musi nas znać- spojrzałam na nią, a ta pokiwała głową. Stałyśmy jeszcze tak chwilę w ciszy, oparte o wysepkę.
- Zagrajmy w kalambury!- Oho, Piwko się odpalił.

                                    ***
Graliśmy już drugą godzinę, a śmiechom nie było końca. Aż mnie brzuch boli od śmiania się. Szczególnie po tym jak Gladyr próbował, podkreślam próbował, udawać traktora. Po chwili dołączył się Maks to już w ogóle było. Mimo, że dzieli ich 21 lat różnicy to zachowują się jak równolatki. Ale są też czasami moment, że Jurek jest takim jakby tatą dla młodego libero, którego nigdy nie miała. I to jest mega słodkie.

Pod koniec gry już przyłapałam się na ziewnięciu. Oczy też mi się już pomału  kleiły. Nie pomagał w tym fakt, że Filip siedział obok i jedną ręką kreślił kółka na moim udzie pod stołem.
- Chyba pójdę się położyć- szepnęłam do niego, podczas gdy reszta już siedziała przy stole i gadała.
- Poczekaj chwilkę- nie odrywał swojej ręki.- Braciszku mój kochany- starszy zdumiony podniósł wzrok po drugiej stronie stołu.
- Słucham cię.
- Co ty chciałeś uzyskać dając nam jeden domek- wskazał na nas. Nie był pijany. Może trochę. Ale nie to co Jurek i Tomek co ledwo kontaktowali. W moim organiźmie procenty też trochę dawały znać.

Kubę sam nie wiedział co powiedzieć.
- Jezu, bo te wasze podchody mnie wkurwiają. Raz się kłócicie, a raz całujecie i na dodatek coś ci rączka świerzbi pod tym stołem- momentalnie oblał mnie rumieniec, ale chłopak pociaśnił swój ścisk. Spojrzałam na niego. Miał lekko zaciśniętą szczękę.
- Następnym razem nie musisz odwalać szopki, bo sami sobie poradzimy- Popiwczak parsknął pod nosem, ale nic już nie dodał tylko kiwnął głową.

- Dobra wiecie co? Ja idę się położyć- wyswobodziłam się z ręki szatyna, co mu się chyba nie spodobało, sądząc po jego minie.
- Jak będziesz coś potrzebowała kochana to mów!- krzyknęła Magda z kuchnii.
- Jasne!- Boże już widzę ten bajzel rano.

-------
Taki krótszy, ale ostatnio mam jakiś zastój. Niedługo będzie dłuższy <3

Przypadek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz