Rozdział 2

18 2 20
                                    

Leżałam na łóżku, czując się jakbym umierała, wsłuchując się w tekst piosenki Lany Del Rey. Ewidentnie mnie wczoraj mocno przewiało, a dziś widać tego skutki. Nauczka na przyszłość, nie ubierać spódnicy w taki dzień, gdzie pogoda jest tak zdradliwa. Pierwszy dzień wiosny nie musi być jakiś cieplejszy. Świetnie się ustawiłam, pierwszy tydzień nowego semestru, a ja siedzę w domu chora, naprawdę świetnie. Cały czas kręciło mi się w głowie, byłam obolała i słaba, więc pójście do szkoły już w tym momencie odpadało. Brzmienie muzyki przerwał mi nagle dzwoniący telefon. Mogłam się wszystkiego spodziewać, ale nie kogoś dzwoniącego do mnie. Rodzice byli w pracy na zmianę czterdzieści osiem godzin, więc od nich telefonu bym się nie spodziewała. Mimo upływu lat nadal mnie dziwi, że mimo bycia właścicielami firmy siedzą w biurze godzinami po dwa, trzy, czasami cztery dni. Dźwięk Why'd you only call me when you high, rozniósł się po całym pomieszczeniu, zmuszając mnie do sięgnięcia po telefon i zobaczenia kto się do mnie dobija. Byłam za słaba w tym momencie, aby się podnieść i zobaczyć telefon. Jednak brzmienie piosenki sprawiało, że zamiast odebrać wolałam się wsłuchiwać w piosenkę. Była ona przyjemna i oddawała ten vibe. To czego było mi trzeba, taka odrobina wewnętrznego spokoju. W końcu jednak zdecydowałam się zerknąć, kto to się tak dobija. Nie zdziwił mnie fakt, że to był numer nieznany. Mało kto oprócz rodziców do mnie dzwoni, a nawet nie mało tylko bardzo rzadko. Odrzuciłam i odłożyłam urządzenie na szafkę obok łóżka, nie mając ochoty użerać się z telemarketerami. Było to bardzo nudzące, a jestem bardziej niż pewna, że nigdy nie będę chciała zamontować fotowoltaiki. Wróciłam do słuchania Summertime Sadness. Ta piosenka koiła moje uszy i ból jaki mogłam odczuwać w tym momencie, a odczuwałam naprawdę każdy ból, zaczynając od gardła, głowy, nawet nosa i uszu. Nie na długo, bo zaraz na nowo rozbrzmiał mój dzwonek w telefonie. Ponownie go odrzuciłam, a ten numer bez chwili przerwy zaczął dzwonić ponownie. Ktoś się do mnie dobija, a to nie za bardzo mnie cieszy, bo naprawdę nie widzi mi się zakładać fotowoltaiki. Strasznie denerwujące, zaczęłam rozważać zablokowanie numeru. Jednak coś podkusiło mnie, aby tego nie robić, jakby jakieś przeczucie albo coś w tym stylu. Odebrałam, a pierwsze co usłyszałam to głośny i całkiem donośny głos. Na początku zdziwił mnie, ale po chwili, jeszcze bardziej mnie zszokował. To takie dziwne i wręcz no nie spodziewałam się naprawdę.
-Des!- Zawołał Ethan, po drugiej stronie. Spodziewałam się każdego, ale nie jego.
-Cholera, Ethan!- Krzyknęłam dosyć bardzo zdziwiona. Mogłabym nawet powiedzieć, że tak jakby wystraszona.
-Cholera Destiny!- Zaśmiał się w słuchawkę. Bardzo miło było znowu słyszeć jego śmiech, nawet przez słuchawkę.- To od teraz tak się witamy?
-Skąd do diaska masz mój numer?- Zapytałam, naprawdę bardzo zdziwiona.
-Cassie mi dała, sprzedała mi twój numer za mój.- Rozłożyłam się wygodniej na moim ulubionym i ukochanym łóżku.- Gdzie jesteś? Nie było cie w autobusie.
-W domu, dosyć mocno mnie wczoraj przewiało.- Przysłoniłam nos próbując powstrzymać kichnięcie. Czułam jakby mnie coś nagle, aż przydusiło.- Dosyć szybko choruje, głównie bez powodu.
-To może wpadnę do ciebie po zajęciach?- Zapytał. Był to dobry pomysł. Zostałam sama w domu bo rodzice pojechali do pracy, a cisza obijała się echem. Mimo iż ciężko się przyznać, wczoraj go poznałam, a już tak naprawdę zaczęło mi brakować jego obecności, głośnego śmiechu i swobody z jaką rozmawialiśmy ze sobą.- O ile to nie problem! Nie chce przeszkadzać, ani nic, więc jeśli sobie nie życzysz to wiesz.
-Jasne, wyślę ci adres wiadomością.- Podświadomie delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dobrze, to do zobaczenia później.- Usłyszałam dzwonek w tle. Przerwa się ewidentnie skończyła. Miałam nadzieję, że chłopak się tam nie zanudzi za bardzo, może i są tam ciekawe zajęcia, ale bardzo łatwo w tej szkole o nudę. Ethan bawił się w słuchanie na lekcjach, a ja na skupieniu się, aby wziąć odpowiednią dawkę leku.
-Do zobaczenia.- Rozłączyłam się i zapisałam numer chłopaka, bo coś zaczęłam czuć, że jeszcze mi się przyda, a nie chciałam odrzucać „telemarketera".
Wysłałam mu szybkiego smsa z adresem i dopiero zdałam sobie sprawę, że zaprosiłam chłopaka do domu. Obcego chłopaka. Te chorowanie chyba zaczęło mi siadać na głowę. Jestem naprawdę na tyle tępa, aby zaprosić do domu przypadkowego chłopka poznanego dzień wcześniej w szkole. Jeszcze gorszy jest tylko fakt, że nie czuję się z tym nawet trochę źle, że go zaprosiłam, wręcz na odwrót czuję się pełna satysfakcji. Co jest z resztą nie odpowiedzialne z mojej strony, ale cóż skoro zaprosiłam to już trudno. Nie widzi mi się teraz pisać wiadomości do chłopaka w stylu „Hej, Sorki nie przychodź, na chwile mi się zapomniało, że się nawet nie znamy więc No". To tak idiotycznie brzmi, że aż głupio o tym myśleć w jakikolwiek sposób. Chciałam się skupić na czymkolwiek innym, odsunąć moje myśli od chłopaka, bo nie powinny się skupiać tylko na nim. Nie wiem w jakim stanie jest dom, ale mój brak siły i zimno jakie odczuwałam dawały znaki, że napewno nie wezmę się za sprzątanie. To w moim obecnym stanie był by naprawdę głupi pomysł i zapewne nie podniosłabym się z łóżka przez najbliższe dwa tygodnie. Owinęłam się szczelnie kocem i wyszłam do salonu. Starałam się iść powili, nie tylko ze względu na brak sił, ale też ze względu, że stopami dotykałam zimnej podłogi, a to nie należy do najprzyjemniejszych uczuć. Nie przyjemny dreszcz przeszedł po moim ciele mówiąc mi „daj mi kobieto spokój, połóż się odpocznij trochę". Nie jest jakoś bardzo brudno, więc leżenie na kanapie i oglądanie jakiegoś głupiego serialu brzmi zachęcająco. Gdyby było w domu gorzej brudno starałabym się przezwyciężyć moje zmęczenie i trochę to ogarnąć, ale telewizja i ciepłe poduszki na kanapie mnie wołają. Nawet nie mogę powiedzieć, że mnie, a śmiem rzec, że moje truchło. To okropne co choroba robi z człowiekiem. Moje powieki zaczynały się robić coraz cięższe, a obraz przed oczami rozmazany. Zaczęłam się jakby oddalać od tej rzeczywistości, obraz przed oczami raz mi się cofał, a potem ponowienie się zbliżał i tak coraz szybciej i szybciej. Już w tym momencie byłam świadoma, że zaraz zemdleje i że nie będzie to jedno z najprzyjemniejszych doznań tego roku. Nagle zrobiło się jakoś słabo i nie przyjemnie, po czym nagle się zaczęło powili ściemniać, co było dziwne, dopiero słońce wzeszło, a dalej tylko urwał się film.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, kiedy w końcu je otworzyłam to twarz Ethana. Stał nade mną z dziwnym wyrazem zmartwienia na twarzy. Tylko co on tu robi? Jego obecność to spore zdziwienie, bo dopiero skończył ze mną rozmowę bo szedł dalej na zajęcia. Miał wpaść po południu zapewne mówiąc po południu miał na myśli po trzeciej czy po czwartej, a nie po ósmej rano. Jest rano, zbyt wcześnie, a ja mam ochotę się jeszcze zdrzemnąć. Miałam nadzieję, że uda mi się zanim on przyjdzie, ale jak widać chłopak miał inne plany. Czuje się tak zmęczona i wykończona, po prostu z życia wyciągnięta. Przesunęłam wzrok z chłopaka na siebie, kolejne siniaki na rękach, musiałam o coś uderzyć przez sen. To takie okropne jak szybko się robią te siniaki, drobne walnięcie o stolik i już pół ręki mam sine. Wzrokiem wróciłam do Ethana, a on nadal zmartwiony patrzył na mnie i czekał aż coś powiem, aż wyduszę pierwsze słowo. Jakby to było coś nadzwyczajnego.
-Ethan? Czemu nie jesteś na zajęciach?- Usiadłam, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. Było przecież tak rano.
-Na zajęciach?- Patrzył na mnie zdezorientowany. Jakby chciał coś krzyknąć, ale jednocześnie się bał to zrobić.- Jest po szesnastej Des. Próbowałem cie obudzić od piętnastu minut. Miałem wzywać karetkę! Co chwilę sprawdzałem twój oddech bo bałem się, że przestaniesz oddychać.
-Jak to?- Spojrzałam na telefon.- Dopiero była ósma.
-Chyba zemdlałaś.- Ewidentnie zemdlałam, albo może przysnęłam? Nie pamiętam. Obie opcje są bardzo prawdopodobne w obecnym momencie.
-Czekaj, jak tu wszedłeś?- Teraz ja byłam trochę zdezorientowana. Byłam bardziej niż pewna, że wszystkie drzwi i okna były zamknięte, a może tylko mi się wydawało, że je zamknęłam?
-Drzwi były otwarte.- Usiadł koło mnie, mówiąc trochę spokojniej. Złapał moją dłoń i pocierał kciukiem po jej wierzchu.- Przyniosłem ci pare rzeczy. Takich drobiazgów.
-Nie musiałeś.-Oparłam się o oparcie kanapy. Czemu się tak strasznie przejmuje? Przecież mnie nie zna. Co jeśli byłabym jakimś seryjnym mordercą, a on teraz tak o przyszedł do mnie do domu i coś tam mi przyniósł, może i byłam nie odpowiedziałam zapraszając go, ale nie odpowiedzialny był też Ethan zgadzając się przyjść.
-Musiałem.- Uśmiechnął się sięgając torbę, która wydawała się nagle jakaś ogromna.- Nie wiedziałem co ci jest, więc mam leki na zbicie gorączki, na bóle, na gardło i ciepłej zupy ci przyniosłem. Ciepła zupka to lek na wszystko, przynajmniej babcia tak zawsze powtarza.
-Naprawdę nie musiałeś. Przecież my się tak naprawdę nie znamy.- Zaśmiał się pod nosem na moje słowa. Boże ten chłopak jest naprawdę wspaniały.
-Wiesz, ja już tak mam. Ludzie śmieją się, że to przez to że jestem Włochem.- Ja również się zaśmiałam. Rozmowa z nim była tak spokojna, inna niż z ludźmi z moich zajęć, bo ta rozmowa była szczera z chęci.- Mówi się, że my Włosi jesteśmy bezpośredni i lubimy rozdawać. To prawda, ale najbardziej lubimy się troszczyć o innych dookoła.
-Bez urazy, ale twoje imię i nazwisko nie brzmią włosko.- Wstałam kierując się do kuchni powolnym krokiem, aby się nie zachwiać, ani nic.- Kawy? Może herbaty?
-Mój dziadek jest Anglikiem, a babcią Włoszką. No i rodzice są z Włoch.- Przyjrzałam się jego lekko ciemniejszej karnacji. Jednak nie uczęszcza do solarium jak myślałam. Zaśmiałam się pod nosem na tą niedorzeczną myśl, to było tak głupie w ogóle o czymś takim pomyśleć.- Prosił bym o herbatę, obojętnie jaką, bez cukru. Nie lubię za bardzo gorących słodkich napoi.
-Dobrze.- Nastawiłam czajnik sięgając szklankę z szafki. Musiałam stanąć na plecach, aby móc je sięgnąć. Ja naprawdę nie rozumiem czemu tata kładzie je tak wysoko, on ma metr  dziewięćdziesiąt wzrostu, a ja z mamą metr siedemdziesiąt.
Odkładając szklankę na blat wyspy kuchennej poczułam ucisk w skroniach. Taki silny ból, jakby ktoś właśnie roztrzaskał mi wazon na głowie. Usiadłam na krześle mając straszne mroczki przed oczami i czując się jakby wszystko na około mnie zaczęło wirować. Złapałam się za głowę przymykając oczy, licząc że może to mi coś da. Nie dało. Takie to okropne i nie przyjemne uczucie, nie podoba mi się doświadczanie jego. Jednak zamknięcie oczu i złapanie się za nos to za mało, aby odpędzić koszmarne bóle głowy. Przy jedzeniu lodów jak sobie mózg zmrożę to może i działa, ale nie w obecnym momencie. Ten ból był strasznie porównywalny do bólu migrenowego, jednak nie był on aż tak nasilający się, był tylko pulsujący od skroni.
-Cholera.- Powiedziałam trochę cichszym głosem podpierając się jedną ręką na stoliku drugą trzymając na skroniach. Boże jakie to nieznośne uczucie.
-Des? Wszystko okej?- Usłyszałam jedynie kroki chłopaka, nie widziałam już nic. Mimo, że wiedziałam gdzie jestem i stałam na nogach nie byłam w stanie się ruszyć, strach, że mam czarno przed oczami mnie sparaliżował w miejscu.- Cholera, Des! Destiny!
Dalej została tylko ciemność. Czułam tylko dotyk na swoim ciele, ale nic nie słyszałam i nie widziałam. Czułam jak chłopak łapie mnie jedną ręką w talii, a druga za ramię i sadza mnie gdzieś, tylko nie wiem gdzie. Chyba znowu zemdlałam... Ewidentnie znowu zemdlałam. Nie ma innej opcji. Słyszałam tylko szum krwi w moim ciele, byłam pozostawiona sama sobie w całej tej ciemności i tak ewidentnie miało być. Nie podobało mi się to i to bardzo mi się nie podobało, ale teraz nie mogłam nic z tym zrobić. Nie byłam w stanie nic zrobić, więc miałam nadziej, że Ethan sobie z tym jakoś poradzi i nie zacznie za bardzo panikować przy tym.
Zanim całkowicie straciłam świadomość tego co się dzieje dookoła mnie, poczułam dziwne ciepło, najpierw na policzku, potem na czole i na koniec na dłoni. Ethan? Sprawdzał moje parametry życiowe czy jak? Jednak z drugiej strony był to dotyk taki inny, delikatny, jakby jeździł dłonią po moim policzku, ucałował czoło, a na koniec złapał za dłoń. Jednak może tylko mi się wydaje? To jest w ogóle nie dorzeczne, że ja o tym myślę, znamy się dwa dni, a ja mam takie scenariusze w głowie.

Like a Moon and a SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz