Rozdział 4

8 2 17
                                    

Siedziałem w rogu łóżka czytając książkę, która była strasznie bardzo wciągająca, a czasami nawet wręcz sprawiała, że w ciągu dnia nie chciałem robić nic innego niż czytanie. Spodobał mi się tytuł oraz okładka pierwszego tomu, a cała reszta poszła już łatwo. Spojrzałem na chwilę ponad książkę i rozejrzałem się odrobinkę. Szpital to jednak naprawdę przerażajace miejsce, a zwłaszcza ten w Anglii. Ciemno, ponuro, grobowa atmosfera, nie da się wyczuć tutaj nic miłego, przyjemnego, przytulnego, co nie wzbudzało by w pacjencie strachu, jest wręcz na odwrót, nie byłem pacjentem tylko bardziej czymś na podobę odwiedzającego, a i tak to wszystko mnie przerażało, a w szczególności lekarze. Kiedy tak siedziałem i czekałem, aż Des się wybudzi, śmieszył mnie trochę fakt, że zamieniła się w „warzywo". Była nie przytomna tyle czasu, że musieli ją podłączyć pod maszynę, a nawet były obawy, że zapadła w śpiączkę, ale się wybudziła. Teraz na szczęście śpi i się regeneruje, aby zdobyć trochę więcej sił. Anemia to nie są przelewki, a jej nie jest na tyle „duża" czy inaczej mówiąc rozwinięta, aby podawali jej żelazo kroplówką, jednak nadal mi się wydaje, że chyba powinni to zrobić, ale to oni są specjalistami nie ja. Siedzenie tutaj i czytanie książki wydawało mi się bardziej pożyteczne niż siedzenie w telefonie do znudzenia. Książka była ciekawa, potrafiła przenieść w inny świat, rozśmieszyć, rozzłościć, zmieszać wiele uczuć ze sobą na raz, po prostu potrafiła sprawić, że człowiek czuje się inaczej, czasami lepiej czasami gorzej, a gapiąc w telefon pewnie bym się śmiał z jakiegoś mema, a potem nie wiedział co robić dalej. Przeglądać instagrama? Może TikToka nie wiem. Trochę głupie to jak tu siedzę. Jestem tu drugi dzień przy niej i w sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty, szkoła? Same nudy. Jak ominę kilka dni to nic się nie stanie, zwolnienie lekarskie przyniosę i wystarczy.
-Oi, Mio dolce.- Uśmiechnąłem się dalej patrząc w książkę.- Sembri favoloso.
Przyglądanie się jej w szkole, było dziwne. Jakby dziwny wyraz stalkerstwa, a teraz to jest chyba bardziej normalne skoro się przyjaźnimy, prawda? Chyba przyjaciele szukają się wzrokiem wśród tłumów na korytarzu szkolnym, albo gdzieś w mieście i tym podobne. Nawet teraz się po prostu martwię o nią, dlatego siedzę i ją obserwuje. Ona to pierwsza dziewczyna, która nie przyglądała mi się, nie oceniała mnie od góry do dołu i nie obgadywała tego jaki muszę być w łóżku z każdym dookoła, ale jednocześnie wydaje się bardzo miłą, kochaną i porządną osobą. Schemat był zawsze taki sam, ktoś do mnie zagaduje, jest to dziewczyna, wysoka, szczupła, z zdecydowanie za ciemnym podkładem, typowa szuja, zaraz potem znika i obgaduje mnie z przyjaciółkami, standardowy schemat. Takich ludzi jak Des mi w życiu potrzeba, miłych i porządnych. Przy niej czuje się swobodnie i prawdziwie, jakbym nie był tylko na pokaz. Zamiast modelu osoby, którą według wielu osób jestem, ma model orginalny, prawdziwy. Co jest troszkę zabawne. Telefon zaczął mi wibrować w kieszeni, więc sięgnąłem sprawdzając kto dzwoni. Odciąłem się od obecnego rozmyślania, co było mi w sumie jak najbardziej na rękę. Jak mogłem się tego spodziewać, to mój starszy brat. Nie było mnie w domu na noc, więc miał prawo się martwić. W sumie to ba, na noc, drugi dzień mnie w domu nie ma. W końcu nie codziennie brat wychodzi ci o siódmej do szkoły i nie wraca na noc do domu, nie odzywa się ani nic.
-Co tam Alvaro?- Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha, starając się być cicho, aby nie obudzić Des. Spala tak spokojnie, że żal było by mi ją teraz obudzić.
-Gdzie jesteś?- Zapytał trochę zmartwiony. Mogłem go uprzedzić wcześniej.- Wyszedłeś wczoraj i do teraz cie nie ma.
-Jestem w szpitalu.- Powiedziałem bez zawahania. Było to ogromnym błędem, przecież to go zabije, albo on zabije mnie.
-Gdzie?! Co się stało?- Krzyknął, jakby automatycznie zerwał się z miejsca. Chociaż to moja wina, powiedziałem to tak jakbym to ja miał wypadek. Na bank chodził teraz po domu szukając kluczyków od auta. W piżamie lecąc do drzwi.  Już to tak naprawdę widziałem Oczami wyobraźni.
-Moja przyjaciółka zemdlała i zabrała ją karetka, a teraz śpi i regeneruje się, więc ja siedzę z nią.- Tłumaczyłem, powoli i spokojnie, aby się za bardzo nie martwił.
-Kiedy planujesz wrócić do domu? Albo uprzedzać mnie, że nie będzie cie jakiś czas?- Zaśmiałem się pod nosem na myśl, że mówi jak tata. Po jego głosie było słychać, że mu ulżyło. Ciężar z serca opadł.- Czekaj, jeszcze raz, przyjaciółka?
-Nie mam pojęcia, ale będę ci pisał. Obiecuje.- Spojrzałem na godzinę, było dosyć późno. Koło 17, jak na to że Des zjadła dopiero obiad i się położyła, to nie wyglądało dobrze. Jak się obudzi muszę przynieść jej jakieś jedzenie. Obiad został już sprzątnięty, więc go nie doje.- No i tak jakoś się stało, później ci o niej opowiem.
-Trzymam cie za słowo, miłego wieczora.- Rozłączył się. Okrutny człowiek, mógł chociaż poczekać, aż odpowiem mu albo coś, a nie.
-Buona notte.- Powiedziałem do dziewczyny odkładając książkę na bok. Mimo, że wiedziałem, że już śpi poczułem potrzebę powiedzenia tego. Powinna spać dobrze i odpocząć trochę. W jednej chwili zachowuje się jak ojciec a w drugiej jak irytujący brat.
Złapałem za telefon i spojrzałem na tapetę z członkami zespołu Lovejoy. Mój ulubiony zespół, ich muzyka mnie potrafi wyciszyć i dać chwile do odczytania własnych myśli. Lubiłem ich słuchać, zawsze dawali mi takie ukojenie. Uśmiechnąłem się podświadomie i odpaliłem instagrama. Kątem oka spojrzałem na dziewczynę, która przekręciła się na drugi bok, nadal spiąć i wszedłem na jej profil. Chciałem przejrzeć czy ma tak zniewalające zdjęcia jak ja i czy szykuje się nowa konkurencja w takim razie. Pare zdjęć z książką w kawiarniach, pare na jakichś polanach czy w lasach, czyli takie zwykłe zdjęcia jakie można znaleźć u każdej dziewczyny na profilu. Jedno zdjęcie przyciągnęło moją uwagę. Chciało się aż przyjrzeć każdemu najdrobniejszymu detalowi tego zdjęcia. Stał na nim roześmiana, a na około niej kilka osób, pewnie jacyś jej bliscy znajomi. Wygladała wtedy zniewalająco. Czarna przylegająca sukienka idealnie podkreślała jej talie, a brązowe loki miała związane w kucyk, z wypuszczonymi dwoma pojedynczymi pasmami włosów z przodu. Wyglądała naprawdę zjawiskowo, elegancko, ale jednocześnie na naprawdę wyluzowaną. Zerknąłem date. 27.05.2020, pewnie czyjeś urodziny, bo na świętowanie majówki trochę za późno. Może jej urodziny? A może impreza z jakiegoś innego powodu? Czy ci ludzie nadal się znajdują w jej otoczeniu? To przecież już prawie cztery lata. Była wtedy 14 letnią dziewczyną, jednak nie wiele się zmieniła od tamtego momentu. Ktoś zapukał w drzwi wyrywając mnie z transu i przyglądania się temu zdjęciu, nic nie odpowiedziałem, więc za chwile w drzwiach mogłem zobaczyć pielęgniarkę.
-Och, a pan nadal tutaj?- Spojrzała na mnie z trochę zmieszaną twarzą. No tak, w końcu zgłaszając Des tutaj podałem, że nie jestem nikim z rodziny. Nadal się dziwię, że nie wykopali mnie stąd przy pierwszej lepszej okazji albo coś, lekarz na początku myślał, że jestem jej bratem albo mężem i podawał mi informacje o jej stanie zdrowia, a teraz już nic, cisza. Te zgłaszanie jej było cięższe niż myślałem, z wieloma rzeczami trzeba było poczekać na jej rodziców. Tak właściwie z prawie wszystkim czekaliśmy na rodziców, wpisałem tylko jak ma na imię i nazwisko, oraz gdzie mieszka, kiedy zapytali mnie o alergię czy jakieś inne choroby, bądź zażywane leki to wydawało mi się jakby mówili do mnie w zupełnie obcym języku, ja o swoich chorobach czy lekach nigdy nie pamiętam mimo, że nie biorę żadnych i nie choruje, a co dopiero kogoś.
-Tak. -Posłałem jej przyjazny uśmiech, nie chciałem się rozgadywać, ani w ogóle nawiązywać rozmowy z personelem szpitala, wystarczyło mi to, że samo to miejsce mnie przerażało, a integracja z tutejszym personelem nie widziała mi się jakoś dobrze tak naprawdę.
-Jestem tylko na chwile wymienić kroplówkę.- Złapała za metalowy stojak i zawiesiła na nim nową torebeczkę przepinając jakieś kabelki.- Nie chcemy chyba, aby pacjentka się odwodniła.
Zrobiła co miała i wyszła. Nie wiem czy bardziej przerażał mnie szpital czy ta sztuczna kultura i miłe zachowanie lekarzy i pielęgniarek. Dzień doberek, miłego dnia, jak się czujecie? To tak dziwnie brzmi i naprawdę sztucznie. Takie nieprzyjemne, jaki dreszcz wtedy przechodzi człowieka. Z ponownego rozmyślania wyciągnął mnie dźwięk piosenki Arctic Monkey, który rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, było to głośne, ale nadal przyjemne dla ucha. Dziewczyna nie podniosła głowy z poduszki, ale sięgnęła telefon z szafki i przyłożyła do ucha. Ledwo obudzona, bo biorąc telefon do ręki ponownie przysypiała. Muzyka ustała.
-Halo?- Powiedziała zasypanym głosem. Wciąż ledwo przytomna. - Nie. Narazie.
-Kto dzwonił?- Zapytałem odkładając książkę na bok. Ciekawość jednak ze mną wygrywa, taka moja włoska natura i nic na nią nie dam rady poradzić, takie geny. Geny świetności i ciekawości.
-Znajoma z Roselwood.- Podniosła głowę z poduszki i przetarła oczy. To taki uroczy widok, jak taki mały dzieciaczek wybudzający się z drzemki po dwóch godzinach.- Pytała czy jestem w domu. Pewnie chciała wyjść gdzieś, albo coś.
-Wyspana?-Położyłem się koło niej patrząc w sufit, a ona w tym czasie sięgnęła moją książkę. Możliwe, że gdzieś rzuciła jej się w oczy, to dosyć popularna książka obecnie, z resztą nie tylko obecnie, fantastyka nigdy nie wychodzi z mody, a szczególnie ta książka, autorka naprawdę się postarała przy niej, bo zwala z nóg.
-Całkiem. Ciekawa książka, nie wiedziałam, że interesujesz się czytaniem.- Lekki uśmiech wszedł na jej twarz, po czym zerknęła na mnie kątem oka.- Trylogia okrutnego księcia, jedna z moich ulubionych. Cudowna historia.
-Moja też.- Założyłem ręce za głowę i sam się uśmiechnąłem, najlepsza książka z działu fantastyki jaką czytałem, a w dodatku ulubiona Des. Tym bardziej jestem pewien, że się z nią dogadam.- Relacja Jude i Cardana nie pozostawia po sobie cienia wątpliwości.
-Oj tak, a zakończenie królowej niczego jest czymś wspaniałym.- Zawołała, pierwszy raz widziałem w niej tyle szczęścia, w szkole zawsze można było ją zobaczyć markotną, ale może to dlatego, że znamy się tak krótko?- Jude i Cardan są świetni, ale Loki to śmieć, jednak to tylko moja opinia. Każdy może uważać co innego.
-Uważam to samo, nie wiem jaki jest w królowej niczego, bo jak widzisz jestem w połowie Złego króla.- Położyła się obok mnie.- Ale Loki i Taryn to zdecydowanie najmniej lubiane przeze mnie postacie w całej trylogii. Mimo, że Taryn jest bliźniaczką Jude to oprócz nazwiska i wyglądu nic więcej nie mają wspólnego.
-Dlatego nic nie zdradzam. Muszę trzymać cie w niewiedzy.- Zaśmiała się. Cholera, ten śmiech jest cudowny. Taki delikatny i przyjemny dla uszu, zupełnie jak jej głos.- Jednak zdziwię cię bo mają coś jeszcze wspólnego, a właściwie miały, rodziców.
-Bardzo zabawne, no tak miały, bo Madok się nimi zajął.- Ponownie się zaśmiała. Chyba zaczynam się uzależniać od jej głosu, ponieważ to co obecnie słyszę, sprawia, że chce zrobić z siebie największego debila świata, tylko po to aby ponownie usłyszeć jej śmiech.
Położyłem się twarzą do niej, a ona do mnie. Nie uzależniałem się od jej głosu, ja się uzależniałem od niej, jej skóra, oczy, ciało, głos, jej śmiech, po prostu ona, sprawiały, że przechodziły mnie ciarki jak tylko mnie dotknęła, bądź mówiła coś do mnie, zaczynałem się od niej uzależniać, mimo, że tak naprawdę rozmawiamy ze sobą od dwóch dni. Jej jasne oczy idealnie kontrastowały z jej brązowymi lokami, jaśniejsza karnacja odbijała całe jej szczęście na wszystkie strony. Jej uśmiech sprawiał, że aż sam mam ochotę się uśmiechać. Taki piękny odcień brązu, podobny do mojego naturalnego, ale jednoczenie bardzo inny. Złapałem kosmyk jej włosów przyglądając mu się. Jej włosy są takie delikatne i przyjemne w dotyku, wręcz jedwabiste. Zacząłem nawijać sobie kosmyk jej włosów na palec, bawiąc się nim trochę. Ładne zadbane włosy, u ładnej i zadbanej dziewczyny, czego więcej można od niej oczekiwać? Ma wspaniały charakter, cudowny głos, ładnie wygląda, jest po prostu idealna, to jest ideał kobiety.
-Chciałam pofarbować końcówki na czerwono.- Powiedziała, przyglądając się co robię z jej włosami. Położyła swoją dłoń na mojej i jeździła po niej kciukiem.- Nigdy się na to nie zdecydowałam, jakoś tak się bałam.
-Myśle, że to dobry pomysł. Ja muszę zafarbować odrost.- Pochyliłem głowę, aby zobaczyła brązowy odcień moich włosów.- Mogę razem z tobą farbować, może sam bym sobie zrobił czerwone końcówki. Machingowali byśmy.
-Może.- Zaśmiała się.- Świetnie byś wyglądał, kolor by ci podkreślał oczy, czerwony przy zielonym, niby nie do końca pasują, ale jeden ładnie podkreśla drugi.- Spojrzała ponownie na książkę i wzrokiem wróciła z powrotem do mnie.- Poczytamy razem tą wspaniałą trylogie?
-Jeśli tylko chcesz.- Otworzyła moją książkę na zaznaczonej stronie.- Tylko proszę nie spojleruj mi nic. Chce przeżyć tą wspaniałą historie bez pomocy spojlerów.
Zaśmiała się i spojrzała do książki, jej wzrok biegł po każdym zdaniu, niby spokojnie, a jednocześnie tak szybko i agresywnie. Ja to robiłem napewno dużo wolniej niż ona, jednak nie przeszkadzało mi to. To szczęście w jej oczach na myśl o tej książce, to chyba najlepsze co człowiek mógł zobaczyć w życiu. To zdecydowanie jej ulubiona książka, widać to w tych małych iskierkach, które pojawiły się w jej oczach. Jestem obecnie bardziej niż pewny, że to teraz będzie również moja ulubiona trylogia, jeszcze bardziej niż już jest. Mam nadzieje, że będę to częściej widzieć. Te szczęście i te iskierki, to wszystko co się tam pojawiło. Zdecydowanie zaczynam się uzależniać od tej kobiety, nie jestem pewien dlaczego, ale jestem bardziej nie pewien, że mi się to podoba.

******************************************
Tłumaczenie z języka włoskiego:

*Moja słodka, wyglądasz cudownie.
**Dobranoc.

Like a Moon and a SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz