Rozdział 3

11 1 22
                                    

Nieznośne poranne promienie słońca wdzierały się przez okno, co spowodowało, że mnie obudziły. Tak strasznie nie cierpiałam promieni słonecznych, szczególnie rano kiedy chciałam pospać i odpocząć od wszystkiego i wszystkich do okoła. To było takie niewygodne, kto się decydował na włączanie słońca o tak wczesnej porze? Księżyc powinien dłużej przesiadywać na niebie, kiedy ludzie chcą na spokojnie się wyspać. Nie miałam siły wstać i zasłonić zasłony, wiec próbując się przekręcić na drugi bok i zasłonić kołdrą głowę zdziwiłam się kiedy poczułam na sobie jakiś ciężar. Przecież nic wczoraj nie zostawiłam na kołdrze, ani w ogóle na łóżku. Wszystkie ubrania miałam złożone w szafie, laptop leżał wyłączony na biurku, a talerze napewno były wyniesione i pozmywane. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zrozumiałam, że nie jestem w moim pokoju co było okropnie dziwne, a ten ciężar to Ethan, który leżał na moich nogach. Gdzie ja byłam? Co się działo? Szturchnęłam go, aby się obudził. Skoro ja nie śpię, to chyba nie zabije mnie gdy obudzę go dowiedzieć się co jest. Zrobił to, obudził się. Chwile popatrzył na mnie zasypanym spojrzeniem, ale po dosłownie chwili podniósł się jak poparzony. Jakbym wylała na niego wrzącą wodę.
-Des!- Zawołał i rozglądał się po sali tam szybko, że nie byłam w stanie nic powiedzieć, ani o nic zapytać.- Poczekaj chwile.
Wyleciał z sali nie dając mi nawet nic powiedzieć, zostawił bez żadnych wytłumaczeń. Spojrzałam na moją dłoń, była do niej przyczepiona jakaś rurka, która okazała się częścią kroplówki, zaraz obok niej stała jakaś maszyna. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, co już dało mi odpowiedź, że znajduje się w szpitalu. Nagle zaczęło mi się powoli przypominać, omdlenie i takie tam. Chwile później do sali z powrotem wleciał chłopak, wraz z lekarzem. Rzadko bywałam w szpitalu, a szczególnie leżąc podłączona do kroplówki i jakichś maszyn, które nawet nie wiem co czego tak naprawdę mogą służyć. To takie dziwnie niezręczne uczucie tutaj tak siedzieć i być obserwowanym przez innych ludzi i maszyny. Sprawdzają parametry życia czy co? Bardzo prawdopodobne. Koniec końców poświęciłam moją uwagę mężczyźnie w białym fartuchu, który odchrząknął, kiedy rozglądałam się do okoła ignorując po całości jego osobę. Zdałam sobie sprawę, jak głupio się zachowałam rozglądając się, bo to jednak nie ładnie ignorować drugą osobę siedzącą w jednym pomieszczeniu ze mną.
-Witaj panno Williams.- Przywitał mnie miłym uśmiechem. Nie koniecznie w szpitalu chciałabym widzieć uśmiech, wydaje mi się to strasznie dziwne..- Nazywam się William Brother i jestem obecnie pani lekarzem nadzorującym.
-Dzień dobry, co się stało, że tutaj jestem?- Zapytałam lekko zdezorientowana. Nie rozumiałam już nic dopiero byłam w domu, Ethan przyszedł zobaczyć czy jeszcze żyje, a teraz jestem w szpitalu.
-Zasłabła pani. Nie mogliśmy się z panią skontaktować przez pare ładnych godzin.- Skontaktować? A co oni? Próbowali się do mnie dodzwonić jak zasłabłam? Z resztą na parę ładnych godzin, zasłabłam, a nie raczej zemdlałam?- Kolega zadzwonił po karetkę, mieliśmy zamiar podłączać panią pod respirator, jednakże wrócił oddech, więc uznaliśmy to za niekonieczne. Dlatego została pani podpięta tylko pod kroplówkę i maszynę monitorującą pracę pani serca.
-Ale to tylko zwykłe zasłabnięcie z przemęczenia.- Popatrzyłam na minę mężczyzny, uśmiech zmienił się w grymas. Jakby miał do przekazania informacje, której nie chciał tak szybko przekazywać. I właśnie dlatego nie lubię tych sztucznych uśmieszków u lekarzy.
-Nie takie zwykłe.- Odezwał się Ethan, który siedział przy moim łóżku. Dosyć szybko się doinformował. Spędził tu ze mną cały ten czas? Był tu? Nie wrócił do domu zamiast tego? Nie wiem czy mam się zacząć bać, czy co zrobić, stwierdzić, że się zakochał albo coś? To jeszcze bardziej niedorzeczne niż moje wcześniejsze myśli o nim.- Des, nie mogłem cie wybudzić przez dłuższy czas, nie dawałaś żadnych znaków życia. Nic.
-Zanim przekaże jakiekolwiek informacje potrzebuje wiedzieć jedno.- Nie widziało mi się teraz słuchania pytań. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.- Jest pani pełnoletnia czy musimy czekać na pani opiekunów prawnych?
-Jestem pełnoletnia.- Odpowiedziałam rozglądając się za telefonem, który leżał na szafce koło kroplówki.
-Mogę prosić o jakiś dokument potwierdzający to?- Wyciągnęłam zza etui dowód i podałam mężczyźnie.- Dobrze.
-Więc co mi jest?- Zapytałam oczekując najgorszego. Tylko czym te „najgorsze" mogło by być?
-To zasłabnięcie nie jest z przemęczenia.- Zaczął dość spokojnie. Trochę dziwnie jak na lekarza. Z resztą dziwny był fakt, że ja muszę okazywać swój dowód, a Ethan tak naprawdę jako obca osoba dostaje wiadomości na temat mojego staniu zdrowia.-  Powiem to w sposób „nie lekarski" jak to ludzie nazywają. Ma pani anemię, która może mieć skutki śmiertelne jeśli nie będzie leczona, ponieważ wtedy może prowadzić do wielu różnych innych poważnych chorób takich jak między inny niewydolność serca. Jednak na ten moment z listy wykreśliliśmy opcję powstania nowotworu, bądź właśnie śmierci, ponieważ nie jest to aż tak rozwinięte.
-Myślałam, że diagnoza będzie poważniejsza. Nastawiłam się nawet na wiadomość, że zostało mi kilka godzin życia.- Zaśmiałam się, po czym odetchnęłam jednak z delikatną ulgą.- No cóż, jeśli to tyle to chciałabym wrócić do domu. Tęsknie za moim łóżeczkiem i serialami w telewizji.
-Niestety narazie nie jest to możliwe.- Mężczyzna pokręcił głową. No i tyle wyszło z mojego oglądania seriali, czy czytania książki w domu, w moim mięciutkim łóżeczku pod kocykiem.- Musi pani zostać na dwudziesto cztero godzinną obserwacje, abyśmy się upewnili, że nic więcej pani nie jest.
-Zrozumiałe, a jaka jest opcja, że wyjdę z tego? Chyba nie jest to choroba której nie da się wyleczyć.- Dopytałam.
-Żeby poziom hemoglobiny i czerwonych krwinek powrócił do normy potrzeba conajmniej kilku tygodni.- Odpowiedział krótko i zwięźle.- Wydaje mi się, że w pani przypadku to może być kwestia trzech czy czterech miesięcy jeśli będzie pani przestrzegać diety i sumiennie do tego podchodzić.
-Dobrze, dziękuję.- Kiwnęłam delikatnie głową.
Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, a ja spojrzałam na chłopaka, który cały czas siedział na krzesełku. Był tak cicho całą rozmowę, że prawie zapomniałam o jego obecności. Patrzył na mnie wyrazem twarzy pełnym uśmiechu. Znowu chciałam się zaśmiać jak w momencie, gdy pan Wills wyprosił nas z klasy, jednak ta placówka to nie szkoła, a my jako osoby pełnoletnie powinniśmy się chyba zachować na tyle poważnie, aby nie zacząć się tutaj śmiać z byle jakiego powodu, a właściwie braku jakiegokolwiek powodu. W takim wieku jesteśmy już postrzegani jako ludzie „dorośli" i „pełni powagi". Musiałam ochłonąć, pod żadnym pozorem nie powinnam się obecnie śmiać, dostałam diagnozę przy której mi zaznaczono, że nie leczona może się zakończyć dwa metry pod ziemią. Jednak tyle ludzi ma anemię i po prostu żyje sobie z dnia na dzień, więc chyba aż tak źle nie może być.
-Twoi rodzice dotrą po południu.- Przysunął trochę krzesło, przez co automatycznie był bliżej mnie.- Wczoraj wieczorem mieli przyjechać, ale coś zatrzymało ich w pracy.
-Luzik, właściwie to nic nowego. Włosi chyba nie tylko są bezpośredni, ale się bardzo przywiązują.- Zaśmiałam się.
-Po czym to stwierdzasz?- Zlustrował moją minę poważnym wzrokiem, po czym sam się zaśmiał.
-Siedzisz tu ze mną i jak śmiem zakładać to ty wezwałeś pogotowie, skoro tu siedzimy i zapewne też siedziałeś tu całą noc skoro cie budziłam.- Przestał się śmiać i wpatrywał się we mnie.- To bardzo miłe mimo, że znamy się tylko dwa dni.
Właściwie to nawet nie dwa dni, bo pół dnia i noc spędziliśmy tutaj.
-No cóż, nie zaprzeczę na nic z tych rzeczy. Nawet dodam, że prosiłem ratownika, aby jechać z wami karetką.- Uśmiechnął się miło, wstając powoli z krzesła.- Przyniosę ci jedzenia. Musisz być głodna.
Wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z moimi myślami. Nowy nieznajomy, anemia, ciekawie się zapowiada ten tydzień. Właściwie nie tylko tydzień, miesiąc, rok, nie będę się napewno nudzić. Nie chciałam teraz myśleć, ani zaprzątać sobie znowu wszystkim głowy. Wzięłam telefon w rękę i przejrzałam powiadomienia. Nic nowego, kilka powiadomień z instagrama, kilka ze snapa, kilka z Twittera, no i powiadomienia tik tokowe. Na instagramie doszła mi nowa obserwacja, weszłam w aplikacje, zobaczyć któż by to mógł być. Chyba naprawdę powinnam odpalić trochę myślenie. Odrazu pokręciłam głową i przyłożyłam do niej dłoń, czego innego mogłam się spodziewać niż tego, że to będzie profil Ethana. Oddałam obserwacje, zerkając jedynie kątem oka na jego profil i szybko przejrzałam resztę powiadomień, jednak nie znalazłam nic ciekawego, niepokojącego, ani takiego które mogłoby zwrócić w jakikolwiek sposób moją uwagę. Westchnęłam głęboko myśląc nad tym czy chce mi się wchodzić jeszcze na instagrama. Odłożyłam telefon z powrotem na szafkę i położyłam się, aby bezczynnie patrzeć w sufit. Mimo, że głupio to brzmi, jednak jest całkiem fajne. Chwila ciszy, spokoju i wyciszenia z życia codziennego, jednocześnie też jest to chwila na poukładanie roztargnionych myśli. Przymknęłam oczy po czym jednak je szybko otworzyłam, bo usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i stukot obcasów o posadzkę podłogi. Kroki były zdecydowane, szybkie i strasznie głośne, co przerwało chwilowo mój wspaniały wewnętrzny spokój. Spokój na mojej twarzy zmienił się w grymas, już miałam nadzieję na odpoczynek.
-Destiny! Dziecko. Jesteś cała?- Mama wleciała jak oparzona do sali, odrazu rzucając się na mnie. Wzięła to do siebie chyba za bardzo, bo przecież nie leżę obecnie na łożu śmierci.- Wybacz, że tak późno, dopiero wyszliśmy z pracy.
-Nic się nie stało. To tylko anemia.- Powiedziałam ze spokojem, aby ją uspokoić. Jednak chyba nie zbyt to podziałało, przyspieszony oddech i przyciemnione wory pod oczami sprawiły wrażenia, że to była ciężka noc. Napewno była w końcu nie codziennie dostajesz wiadomość, że twoje dziecko leży w szpitalu, od zupełnie obcej osoby .- Może idź się zdrzemnij w domu, pracowałaś pół dnia i noc, znowu.
-Twój ojciec rozmawia z lekarzem, a ja się stąd nie ruszam narazie.- Usiadła na łóżku obok mnie, wypuszczając mnie ze swojego mocnego, wręcz żelaznego uścisku.- Zostane tyle ile trzeba, w pracy mamy dziś spotkanie dopiero na wieczór, więc nigdzie mi się nie spieszy.
-No dobrze.- Przymknęłam oczy na chwile. Tylko chwile bo znowu usłyszałam drzwi i odgłosy kroków. Już jest i tata? Tak szybko? Z lekarzem chyba miał nie wiele do rozmowy w takim razie. A może to oni nie chcieli mu za dużo powiedzieć?
-Już jestem Des. Mam jakąś zupę i drugie danie.- Zawołał Ethan, zawołał trzymając wielką tace w dłoniach.
-To chodź tu!- Zawołałam do niego i spojrzałam na mame. Zdziwienie w jej oczach dawało taki znak, że kojarzy ten głos, ale nie zna osoby.
-Och, dzień dobry.- Powiedział i lekko się skłonił na widok mojej mamy. Chyba bardzo ją przypominam skoro odrazu rozpoznał.- Jestem Ethan Smith, to ja dzwoniłem wczoraj wieczorem.
-Margaret Williams. Jestem mamą Destiny.- Wstała i posłała mu przyjazny uśmiech.- Dziękuje bardzo za telefon.
-Miło mi panią poznać.- Złapał za jej dłoń, która wyciągnęła, zaraz po tym jak odłożył na szafkę jedzenie.
-Mi również.- Ach te sztuczne formułki i kolejność przedstawiania się, że ludziom to się nie nudzi. Przecież to na pierwszy rzut oka widać.
-Jestem! Gdzie moja mała księżniczka?!- Zawołał tata z wejścia do sali.- Och, są i inni goście, proszę mi wybaczyć, nie chciałem przeszkadzać.
-Dzień dobry, jestem Ethan Smith.- Mój tata uśmiechnął się i wyciągnął do niego rękę.- Dzwoniłem wczoraj do państwa.
-Charlie Williams. Tata Destiny.- Chłopak złapał za jego rękę.- Wiem, że to niegrzeczne, ale wolał bym już bez formułki miło mi poznać.
-Oczywiście.- Panowie się zaśmiali. Tata Ewidentnie podziela moje zdanie na temat tego, że to strasznie nudne i monotonne i jednocześnie chyba nie wygląda na bardzo przejętego, więc lekarz go pewnie trochę uspokoił.
-Jak to wygląda?- W końcu mama zapytała tatę ignorując wszystko dookoła.
-Za pare dni ją wypiszą, ale woła ją mieć na obserwacji.- Przetrzepał ramiona z niewidzialnego kurzu. Kilka dni? Miały być dwadzieścia cztery godziny.- Ma anemię.
-Ale to chyba powinno być widoczne dużo wcześniej!- Zawołała głośniej mama, pilnując się, aby nie krzyczeć.
-Mnie nie pytaj. Nie jestem lekarzem.- Tata wziął od niej torebkę.- Chodźmy, dziś mamy spotkanie trzeba odpocząć przed pracą i dać naszemu dziecku odpocząć, ona jest tutaj chora, a ty będziesz jej nad uchem siedziała gadała.
-Masz racje.- Odwróciła się do mnie. Dziękowałam tacie w duchu za to.- Żegnaj Destiny, jutro po pracy przyjdę do ciebie.
-Pa mamo, pa tato. Spakujecie mi proszę torbę z ubraniami? I wrzucicie do niej moje klucze?- Pomachałam im gdy wychodzili, kiedy wyszli po raz kolejny dzisiaj odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję, że usłyszeli prośbę o torbę z ubraniami, ale jednocześnie trochę się cieszę, że już poszli, zaczęło się robić odrobinkę niezręcznie co mi przeszkadzało.- Zabiegani ludzie, nie wiedzą w co ręce włożyć.
-Właśnie widzę.- Odezwał się chłopak, chyba nie chcąc za bardzo wchodzić w szczegóły. To było jednocześnie bardzo miłe z jego strony i jednocześnie bardzo dorosłe zachowanie. Jest to zdziwienie dla mnie patrząc, jak się śmialiśmy jak głupi kiedy pan Wills wyprosił nas z klasy- Twoi rodzice dużo pracują.
-Są właścicielami wielkiej firmy. Pracują czasami po kilka dni bez jakiejkolwiek przerwy.- Przetarłam twarz rękoma, już trochę zmęczona. Nie lubiłam o tym mówić, a jednocześnie chciałam się komuś wygadać o tym jak się z tym czuję.- Ta firma jest dla nich jak drugie dziecko. Nie opuszczają jej na krok.
Chłopak się już nie odezwał. Kiwnął tylko głową i złapał moją dłoń i głaskał ją kciukiem. Co było naprawdę urocze z jego strony. To był moment gdzie zaczęłam odczuwać spore zmęczenie, dużo większe w porównaniu do tego, które czułam dosłownie chwile wcześniej. Sen wkradła mi się w podświadomość sprawiając, że teraz go pragnęłam. Spojrzałam na chłopaka, który już mi się przyglądał. Jego oczy były we mnie wlepione jak ludzi w dopiero kwitnące kwiaty. Kiwnął tylko głową, jakby wiedział, że chce powiedzieć „chyba pójdę spać", zupełnie jakby czytał mi z oczu. Byłam mu za to wdzięczna, że nie musiałam mu się z niczego tłumaczyć, ani nic, bo byłam zdecydowanie za bardzo zmęczona na cokolwiek innego niż sen. Przyłożyłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy, znowu chwila ciszy i spokoju, ja sam na sam z moimi myślami i brakiem sił na nie, ale co ja mogę teraz poradzić? Nic. Nikt mi nie przeszkadzał, wręcz na odwrót, dostałam spokój, którego potrzebowałam, aby trochę wypocząć, bez stresu, bez złości, bez lataniny, ciepła kołdra, miękka poduszka i ja. Poczułam jak Ethan puszcza moją dłoń i mnie przykrywa po samą szyje. To nadal dla mnie trochę dziwne, ale chyba z czasem będę w stanie się przyzwyczaić. Jednak te zachowania są normalne, dla ludzi którzy znają się na dłuższą metę niż dwa dni. Znam go tak krótko, a już zdążył zostać moim przyjacielem i jednocześnie „opiekunem" kiedy leżę w tym szpitalu. Nie wiedziałam jak będę w stanie mu się za to odpłacić, podziękować, bo mimo, że to tak nie wiele to jednak jest to naprawdę dużo, przynajmniej dla mnie jest to naprawdę dużo. Odpływałam w krainę morfeusza, już jedynie słysząc ciche „śpij dobrze" i ciche skrzypnięcie materaca. Nie zdążyłam posprzątać po obiedzie, który jadłam w trakcie dyskusji rodziców i Ethana, ale mówi się trudno. Po prostu muszę się teraz zatopić w swoich snach. Byłam tak wykończona, nawet nie wiem z jakiego powodu, że jedzenie obecnie nie wiele dla mnie znaczyło. Rano to po prostu ogarnę jak wstanę, będzie mi to bardziej na rękę niż teraz się wybudzić.  Przysnęłam na tyle, że byłam świadoma tego co dzieje się na około mnie, ale nie byłam w stanie odezwać się, ruszyć, czy otworzyć oczu.
-Ślicznie wyglądasz.- Usłyszałam głos chłopaka i mimo, że go nie widziałam wiedziałam, że uśmiecha się w ten swój sposób. Sposób który zdążyłam poznać w te nie całe dwa dni i spędzi ze mną napewno dużo więcej czasu. Ten uśmiech to wydaje mi się, że prawdziwy Ethan, żadna podróbka, żaden sztuczny uśmiech czy udawana emocja. Po prostu Ethan.- Posiedzę tutaj z tobą, nie zostawię cie tutaj samej.
Kochane z jego strony i to bardzo, a ja naprawdę nie będę mu się w stanie za to wszystko odpłacić. Dalej już nic nie słyszałam, objęcia morfeusza zabrany mnie już w 100% do swojej krainy snów, której potrzebowałam.

Like a Moon and a SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz