Rozdział 1

25 2 25
                                    

Przeprasowałam ręką moją brązową spódnice i zarzuciłam luźny szary sweter, który wkasałam w tą spódnice. Poprawiłam moje brązowe loki i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Ładnie, elegancko i nie wyróżnia się jakoś bardzo w tłumie, czyli idealnie. Idąc do kuchni złapałam torbę i notatnik. Wszystkie zeszyty i książki miałam w szafce szkolnej, więc nie musiałam zbytnio nic dźwigać. Wiele mi to ułatwiało w codziennej porannej rutynie.
-Hej mamo, hej tato!- Przywitałam rodziców siadając do stolika na którym na mnie czekało śniadanie, przygotowane przez moją ukochaną mame. Pierwszy raz od dawna zostali rano w domu, a nie w firmie na wyjeździe.
-Witaj Destiny.- Powitała mnie mama i ucałowała w czoło.
-Jak tam w pierwszy dzień wiosny?- Pytał tata spoglądając na mnie znad gazety i kawy.
-Jak zawsze.- Złapałam jabłko i kanapkę, które spakowałam do torby, widząc że już nie mam czasu na zjedzenie porządnego śniadania w domu. Szykując się nie zauważyłam, że jest już tak późno.- Lecę na autobus bo się spóźnię! Pa!
Wciągnęłam moje ulubione vansy za kostkę i ruszyłam przez drzwi do autobusu, który miał się pojawić przed domem za dosłownie chwile. Jak na pierwszy dzień wiosny było całkiem ciepło, a za razem zielono. Kwitły już moje ulubione kwiaty wiśni i żonkile. Mimo, że to całkiem wczesna pora jak na te kwiaty. Niestety zarówno nagietki jak i róże zwłaszcza te fioletowe i te białe kwitną dopiero na przełomie Maja i Czerwca. Zawsze to oznacza, że zima będzie sroga. Autobus stanął przy moim podwórku, a ja wzięłam głęboki wdech. Ruszyłam szybciej kamienną dróżką, aby autobus mi nie odjechał.
W momencie w którym wsiadłam do autobusu słońce dawało o sobie we znaki, oślepiając mnie. Przymrużyłam oczy chcąc coś zobaczyć na więcej niż pół kroku w przód. Chcieć nie chcieć, ja jestem bardziej nocną osobą, preferuje księżyc od słońca, więc nie robi na mnie wrażenia to że jest ładniejsza pogoda niż zazwyczaj, bo słoneczko wyszło. Usiadłam klasycznie na miejscu pod oknem w przed ostatnim rzędzie foteli. Najwygodniejsze miejsca i nikt nigdy tu nie siada ze względu na głośne osoby siedzące zazwyczaj na samym końcu autobusu. Droga do szkoły trwa około pół godziny, dlatego wyciągnęłam długopis i zaczęłam w notatniku robić szkice kwiatów. Nie lubiłam się nudzić w autobusie, więc rysowanie na kartce papieru to zawsze był najlepszy pomysł. Pasowały idealnie do wiersza o białej róży. Brakowało mi w nim czegoś, ale nie mogłam się skupić na tym czego brakowało. Jednak nie miałam już absolutnie czasu, aby go poprawić, naprawić, albo w ogóle zmienić. Było to za dużo roboty, a byłam pewna, że w pół godziny się nie obrobię z tym.
Krzyki nastolatków z autobusu zmieniły się w przyciszony szept, kiedy autobus zatrzymał się przy kolejnym domu, a po czyimś wejściu rozpoczęły się piski tych wszystkich dziewczyn.Na mojej twarzy pojawił się grymas, który nie był napewno ze szczęścia. Uszy aż więdną, a one są coraz głośniejsze, kiedy przy nich przechodzi. Świetnie. Jakiś popularny chłopak wszedł do autobusu. Nie zwracając na to uwagi dalej rysowałam kwiaty w notatniku, trochę jak ta cicha myszka z książek, ale ja jestem zajęta obecnie czym innym. Jest mi to wszystko raczej obojętne, więc nie skupiam się na niczym. Z resztą nie ma za czym się oglądać, kolejny popularny chłopak, który będzie próbował zaliczyć każdą. To brzmi strasznie lamersko i strasznie jak z typowych filmów z lat 80, ale taka jest prawda. Prawda i realia szkół średnich na świecie. Zawsze się znajdzie taki ktoś przyjść zaliczyć wyjść, czy to byśmy byli w Moskwie, Warszawie, Nowym Yorku, Barcelonie, Hamburgu, Edynburgu, wszędzie znajdzie się taki ktoś.
-Cześć.- Ktoś usiadł koło mnie, coś nowego.- Co robisz?
-Em..- Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przesunęłam się bliżej okna licząc, że mnie z kimś pomylił i się zaraz przesiądzie.
-Oj wybacz, nie przedstawiłem się.- Zaśmiał się i wystawił rękę.- Ethan jestem.
-Destiny.- Również się przedstawiłam, krótko, zwięźle i na temat. Miałam nadzieję, że zapyta czy wolne albo coś, abym mogła cos wymyślić by sobie ode mnie poszedł, nie chciałam żadnego małego towarzysza na drogę do szkoły.
-Więc Destiny, cóż za ciekawe imię.- Zaczął bez problemu.- Co robisz w ten piękny poranek w szkolnym autobusie?
-Rysuje kwiaty przy wierszu.- Nie odrywałam wzroku od rysunków. Po co ja to powiedziałam?- Co mogę innego robić? Obgadywać chłopaków z drużyny siatkarskiej? Ślinić się do kapitana?
-Piszesz wiersze?- Kiwnęłam głową na tak. Olał resztę mojej wypowiedzi, na co tylko westchnęłam.- Mogę przeczytać?
-Nie jest jeszcze gotowy.- Powiedziałam prawdę, nie był gotowy. Było wiele do poprawek napewno. Z resztą nie chciałam, aby jakiś facet czytał moje prace.
-A jak będzie gotowy?- Cały czas dopytywał, jego słowa jakby nie miały końca. Czemu rozmowa idzie mu tak łatwo? I czemu ja mu odpowiadam? Czemu mielibyśmy się spotkać innego razu, aby mógł przeczytać?
-Zamknę go w notatniku z całą resztą..-Przyciszyłam odrobine głos, sama właściwie nie wiem czemu. Wiedziałam, że i tak go nie zamknę.
Nie powiedział już nic więcej, jakby nie chciał dalej w to wnikać. Czułam na sobie ciężar wzroku wszystkich ludzi z autobusu, trochę to głupie, jednak mało mnie on obchodził, jedyne czego w związku z nim byłam pewna to tego, że był naprawdę ciężki i że mogliby przestać się gapić w końcu. Kim do cholery jest ten człowiek, że wszyscy wywiercają we mnie dziury, kiedy siedzi z kimś innym niż oni. Reszta drogi minęła nam w ciszy, a z resztą nie tylko nam. Cisza owijała cały autobus, kierowca nie włączył nawet radia, co w sumie nowością nie było. Jadąc autobusem do szkoły w chwile można się dowiedzieć kto kogo z kim zdradza i kto jest w ciąży, oraz inne takie tam. Ciężko stwierdzić czy ta cisza była ciężka, czy przyjemna, to była wręcz dziwna mieszanka ich obu. Kocham ciszę, ale nie byłabym zła gdyby było głośno. Atmosferę autobusu można obecnie kroić nożem.
Zerknęłam na Ethana kontem oka. Mimo, że siedział był całkiem wysoki, miał ciemne włosy na które zarzucił zwykłą wełnianą czapkę, a ubrany był w zieloną rozpiętą koszule, niebieski t-shirt i czarne luźne spodnie, czyli klasycznie. Dosłownie typowy popularny chłopak. Chociaż przypatrując mu się tak mogłabym też stwierdzić, że to jakiś skater jeżdżący po szkole na swojej desce i wkurzający nauczycieli samą swoją obecnością. Właściwie to nie wiem na co mu wełniana czapka w tak ciepły dzień, on chce się chyba przegrzać.
Wysiadłam przed szkołą naprawdę zadowolona. Nie przez to że całą drogę koło mnie siedział Ethan, tylko dlatego, że zaczynałam literaturą angielską. Kocham ten przedmiot tak bardzo jak fakultatywne zajęcia teatralne. Ruszyłam w stronę sali 105, bo jednak do zajęć zostało tylko 10 minut. Uwielbiałam moją szkołę, za to że jako jedna z niewielu ma tak świetne zajęcia fakultatywne. Idąc prostym jeszcze ciemnym korytarzem, napotkałam na sobie wiele spojrzeń, które wręcz gardziły mną, co było akurat nowością. Nie patrząc na ludzi do okoła, którzy tym pogardliwym wzrokiem patrzyli ruszyłam dalej, jednak poczułam dziwne ukłucie. Skąd się wzięła ta pogarda w nich? Nic przecież nie zrobiłam, a przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Niewygodne spojrzenia nie pozawalały mi się skupić na tym jak mogłabym poprawić mój wiersz.
-Hej Destiny!- Ktoś krzyknął z drugiego końca korytarza. O dziwo był to Ethan, którzy sprawił, że jeszcze więcej osób zaczęło mi się przyglądać. Świetnie, jestem w centrum uwagi wszystkich uczniów, tego mi było trzeba. Jeszcze z samego rana w tak „piękny" dzień.
-Hej.- Nie zatrzymałam się, szlam dalej, a chłopak mnie dogonił i szedł przy mnie. Trochę zadyszany, ale dotrzymywał mi kroku. Słaba kondycja.
-Co masz pierwsze?- Zapytał, nadal ledwo dysząc.
-Literaturę angielską w 105.- Rzuciłam w odpowiedzi, a cień, uśmiechu niepostrzeżenie wszedł na moją twarz. Czemu ja mu cały czas odpowiadam na pytania?
-To tak jak ja!- Zawołał tak głośno, że napewno cały korytarz go słyszał. On też na literaturę angielską? Trochę zabawnie.
-Nigdy cie nie widziałam na tych zajęciach.- Podkreśliłam słowo „nigdy".
-Bo przepisałem się z botaniki, a lepsza jest literatura angielska od literatury rosyjskiej.- Zaśmiał się wyjaśniając. Same okropne zajęcia.
-W sumie racja.- Skręciłam do sali. Wszystko było lepsze od literatury rosyjskiej. Była nudna, a nauczyciel to starszy mężczyzna, który za nic w świecie nie potrafi nic wytłumaczyć.
Usiadłam w mojej ławce i wyciągnęłam książkę, którą położyłam zaraz obok mojego notatnika. Było wszystko elegancko ułożone, więc odrazu i ja byłam w lepszym nastroju. Ethan wszedł za mną i usiadł koło mnie. W takim razie chyba muszę być już świadoma tego, że się ode mnie nie odczepi. Nasza grupa nigdy nie była duża, ale to jedyne wolne miejsce w sali. Najmniejsza sala w szkole, w niej odbywały się zajęcia, tylko dlatego, że było nas piętnaście osób na zajęciach, teraz razem z Ethanem szesnaście osób. Wyciągnął telefon i coś na nim przeglądał, a wszystkie dziewczyny z sali spoczęły na nim swój wzrok. Zabujane nastolatki. Nie wiedziałam, że ten chłopak jest na tyle popularny, aby zwracać na siebie uwagę każdego kto tylko na niego zerknie. Osobiście pierwszy raz o nim usłyszałam jak usiadł obok mnie w autobusie tego skromnego poranka. Po sali rozeszły się szepty. A te szepty zaczęli się zamieniać w szmer, strasznie denerwujące. Nie rozumiem jakim cudem ten chłopak przyciągał uwagę wszystkich dziewczyn po kolei, z resztą. Nie tylko dziewczyn. Przecież to jest zwykły chłopak, jest miły, ale aby o to robić zamieszanie dookoła niego?
Wiedząc, że pan Wills się spóźni; jak zwykle, sięgnęłam po słuchawki do torby. Muzyka koiła moje nerwy, stres, a także dawała radość, a oprócz tego była w stanie wyciszyć ich wszystkich. Zamiast denerwujących ludzi do okola mogłam skupić się na płynących w słuchawkach dźwiękach piosenki. Słońce, oświetlało całą sale swoimi promieniami, złotymi promieniami oślepiającymi wszystkich dookoła. Zerknęłam kontem oka na swój cień, był strasznie wyidealizowany przez całe światło. Pokazywał chudą sylwetkę, chude ramiona, ładne chude nogi, idealnie ułożoną fryzurę i ogólnie, pięknie wyglądająca postać. Nie byłam taka. Fryzurę mogę mieć nienaganną, ramiona chude, ale mam odstający brzuch, grube uda i łydki, do ideału temu brakuje. Jednak, podobam się sama, sobie i to jest całkowicie w porządku. Po co mam się zmieniać dla ludzi, aby się wśród nich wpasować? Wyidealizowane postacie są po prostu nudne. To jest jak z księżniczkami Disneya, a właściwie nie tylko Disneya, każda idealnie chuda z pięknym wcięciem w talii, a złe postacie z okrągłymi brzuchami i wiecznie nieogarnięci. To całkowicie bez sensu, każda chyba dziewczynka chciałaby być taką księżniczką, a to zły przykład dla niektórych. Chociaż czasami zdarza się, że grubiutkie jest fajne, jak kubuś Puchatek, albo Shrek. Mama mi za dzieciaka zawsze powtarzała, że pulchne jest piękne bo jest więcej ciałka do przytulanka, a to było bardziej motywujące niż nie jeden slogan jakiejś nowej diety pudełkowej czy trenera personalnego. No i po co ja się tak nad tym rozwodzę. To i tak nie ma najmniejszego sensu, a napewno nie w podczas zajęć z literatury.
Rozejrzałam się po całej sali. Wszędzie grupki dziewczyn i chłopaków gadających ze sobą, dziewczyny strasznie chude i wysokie, chłopacy tacy zwyczajni, jak to chłopacy, prosta figura elegancki fryz, nie za szczupli, nie za grubi, po prostu tacy w sam raz. Wyidealizowane społeczeństwo, jak w bajkach. Mój wzrok spoczął na Ethanie. Chłopak nie wiele wyróżniał się spośród tłumu. Wyróżniało go to, że miał włosy w lekkim nie ładzie, a ich czarny kolor, odbijał się w tłumie, gdzie większość grupy to blondyni, albo szatyni. Podobały mi się jego włosy, kruczoczarne, z pojedynczymi pasmami brązu wskazywały na to, że to nie jego naturalny kolor włosów, jednak ten kolor podkreślał jego szmaragdowe tęczówki, które wydawały się tak delikatne i niewinne w tym świetle. Połączenie jego oczu z jego włosami i uśmiechem na twarzy było naprawdę bardzo urocze w obecnym momencie. Za bardzo zaczęłam mu się przyglądać, więc wzrokiem wróciłam do mojej ławki. To było strasznie głupie, nie powinnam w ogóle mu się przyglądać.

Like a Moon and a SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz