6 ENERGIA ORANŻADY

639 64 112
                                    

„My sandcastle has met your wave. It's breaking down. What do I do? Help me. Because of you, I'm losing control. It's a sweet chaos"

Ten sam klub, te same ostre światła przeszkadzające mu w patrzeniu nad głowami tłumku zebranych osób. Widział scenę, na której zespół przygotowywał się do gry. Główna różnica była taka, że tym razem zdążył.

Większość osób nie była szczególnie zainteresowana samym występem. Chcieli po prostu potańczyć, bo był piątek wieczór, a oni przyszli się napić ze znajomymi. Niecierpliwie mruczeli wokół Karda i przestępowali z nogi na nogę.

- Cześć! - zabrzmiał donośny głos. Szymon miał mikrofon za daleko od ust, ale i tak było go doskonale słychać. Rozmowy wokół nieco ucichły. - Przed wami Schokoszczury! Nasz gatunek muzyki to „dobry". - Zaśmiał się krótko, a osoby bliżej sceny mu zawtórowały. - Nazywam się Lider, okej? Gram na basie i robię wokal. Edi - wskazał na chłopaka, którego fryzura przypominała grzybka - ma syntezator i wokal. Lima perkusjuje. - Pokazał za siebie kciukiem. - A Cynamon gra na gitarze. - Uśmiechnął się do nastolatka poprawiającego pas swojego instrumentu.

- Cześć - powiedział bardzo cicho, ale mikrofon przed nim rozprowadził ten dźwięk po sali. Kard stanął na palcach, żeby lepiej widzieć.

- Tak na marginesie - Szymon przyłożył dłoń do ust, jakby zdradzał widowni sekret. - To on napisał nam połowę piosenek. - Rozległy się niepewne brawa, ktoś zachęcająco krzyknął. - Ale pierwsza piosenka jest moja! - wykrzyknął szybko. - „Bez Łez"!

Nie skończył mówić, a już rozległ się trzask perkusji, a za nią podążył bas i gitara, uzupełniane delikatnym dźwiękiem pianina. Stojący dotąd sztywno klub zaczął zataczać koła i skakać, nurkować, robić piruety. Ktoś przechodząc obok z drinkami został popchnięty i wylał trochę na spodnie Karda, a potem zniknął w tańczącej masie ludzi. Kard znalazł się w butelce oranżady. Był bąbelkiem odbijającym się od innych bąbelków. Kiwał się na boki, w końcu zaczął i skakać. Jakaś dziewczyna obok krzyknęła mu do ucha, a on jej odkrzyknął. Złapali się za ręce i zaczęli skakać wokół siebie. Odwrócił głowę do sceny, żeby rzucić okiem na Cynamonka, a kiedy zaczął rozglądać się po tłumie, dziewczyny już nie było. Przedarł się bliżej podwyższenia, do pierwszego rzędu. Stąd widział go lepiej, ale wciąż się dematerializował za dymem i wirującymi światłami. Widział jego tupiącą do rytmu nogę i mały uśmiech, i przymknięte w skupieniu powieki. Chciał do niego zawołać, przekrzyczeć cały ten tłum wraz z muzyką i zwrócić na siebie jego uwagę. Ale tylko patrzył i nawet nie zdawał sobie sprawy, jak szeroko się uśmiecha. Pod koniec ostatniej piosenki przecisnął się w bok i znalazł się przy bocznym zejściu. Niewiele osób tam stało, bo widok na scenę zasłaniał wielki filar, a dalej stały stoliki. Słyszał jeszcze słowa podziękowania Szymona, brawa, piski, śmiechy. Nareszcie w zasięgu jego wzroku pojawił się Cynamonek. Pot błyszczał mu na szyi, a policzki miał mocno zarumienione. Gitarę schował już do futerału, a gdy zauważył postać Karda od razu oparł ją o schody i pomachał mu dwoma rękami.

Nie bardzo wiedzieli, jak to się stało, po prostu w jednej chwili Cynamon stał dwa metry dalej i szeroko się uśmiechał, a w drugiej wpadał w objęcia Karda. Dopiero wtedy ten ostatni zdał sobie sprawę, że pierwszy raz trzyma chłopaka w swoich ramionach. Jego serce jednak zamiast przyspieszyć, wysyłało ciepły stabilny sygnał. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy odsuwał się, żeby ujrzeć jego twarz. Wciąż trzymał go za barki. Światła tańczyły wokół nich we własnym rytmie, a szum podnieconego tłumu nie ustawał. Chyba niektórzy im się przypatrywali, jednak nie poświęcali im uwagi, bo widzieli tylko siebie nawzajem z tymi głupimi zauroczonymi wyrazami twarzy.

„Nie powinienem tak na niego patrzeć. Zauważy. Domyśli się. Jestem idiotą".

Ale Cynamonek patrzył tak samo.

Mały Drań | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz