Część Bez tytułu 6

724 28 7
                                    


– A ty? – odchrząknęłam.

– To nie ja mam gorączkę. Chciałbym uprawiać seks z kimś kto żyje, a do tego przynajmniej nie trzęsie się jak galareta.

Zdobył się na żart? Nie mogłam jednak podzielić jego entuzjazmu. Kiwnął głową w stronę wyjścia.

– Butów ci nie odstąpię, ale masz skarpety. – Włożył czarne workery i dopiero wtedy dłonią wskazał schody.

Ruszyłam za nim, kręciło mi się w głowie, ale nawet nie pisnęłam słówkiem. Przeszliśmy przez dolną salę wypełnioną żołnierzami. Naliczyłam tuzin. Wszyscy nosili wielkie skrzynie, paru stało przy wejściu i paliło papierosy. Przechodząc obok jeden wystawił język i zaczął nim energicznie poruszać. Miałam ochotę wystawić mu środkowy palec, ale i tak szłam znacznie wolniej niż Vittorio, nie powinnam kusić losu, powinnam się pilnować. Co gdyby jednak zmienił zdanie? Na podwórzu dołączył do nas pies. Zamerdał ogonem i szedł przy mojej nodze. Vittorio to zauważył, powiedział coś do niego, ale nie zrozumiałam. Zamiast autobusu stały teraz trzy lub cztery samochody wojskowe. Weszliśmy do głównego budynku, gdzie wcześniej czekałyśmy wszystkie razem. Greta zbierała poplamione krwią koce i rzeczy pozostawione przez dziewczyny, zmierzyła mnie wzrokiem. Może miała ochotę coś powiedzieć, ale na schodach Vittorio przystanął i czekał. Mogłam znów spróbować uciec, ale teraz nie miałam najmniejszych szans. Tylko co czeka mnie tutaj. Na co tak naprawdę się zgodziłam? Nie na wolność. Perspektywa była fatalna, widziałam ślad ręki odbity na podłodze, ślad z krwi. Zrobiłam maleńki krok do przodu, a wtedy Vittorio chwycił mnie i wziął na ręce.

– Mogę sama – mruknęłam i już miałam się wyrywać, ale moim mięśniom przyniosła ta pozycja chwilową ulgę.

– Ledwo chodzisz – rzucił szorstko i szedł jakbym nic nie ważyła.

– Co z resztą dziewczyn? – Nie odpowiedział. Miałam szczęście czy wręcz odwrotnie?

W paru pokojach ktoś już był, widziałam jak żołnierze wchodzą lub wychodzą. Doszliśmy na koniec korytarza. Otwarte na oścież drzwi ukazywały podwójne łóżko. Włoch zatrzasnął je za nami, nogą. Pod ścianą stała komoda i stół pełniący chyba rolę biurka. Leżała na nim lampka, pudło, gruba teczka z wystającymi z niej papierami i telefon. Vittorio położył mnie na łóżku, a sam zaczął przeglądać zawartość saszetki leżącej na półce zwieszonej przy wąskim oknie. Zdjęłam płaszcz, podciągnęłam nogi pod siebie i próbowałam nie zasnąć. Dwa okna. Prawa i lewa strona. Rano będę mogła zorientować się na jaką stronę podwórza wychodzą. Powieki robiły się coraz cięższe. Pierwsze piętro, to nie wysokość przy której można się zabić, muszę mieć plan.

– Dostaniesz tabletki albo ci pomogą albo się wykończysz. – Przyłożył mi rękę do ust, wzięłam leki bez zastanowienia.

Przetarłam czoło od potu. Podał mi małą butelkę z wodą. A może dostałam zupełnie coś innego? Powinnam się zastanowić, odmówić albo przynajmniej dopytać. Niestety znów zaczęłam kaszleć i odpuściłam. W uszach mi piszczało, chciałam tylko spać.

– Gdzie jest pies? – spytałam jeszcze, gdy w końcu mogłam normalnie oddychać.

– Został na parterze. Spokojnie, przyjdzie.

Pokiwałam głową i odrzuciłam włosy na bok.

– Chciałaś go uratować. Dlaczego? – Stanął na szeroko rozstawionych nogach tuż przy łóżku. Zaczesał włosy do tyłu, nie były krótkie, zachodziły mu na uszy.

– Bo on też czuje... – To było ostatnie co byłam w stanie powiedzieć. Patrząc w śniadą cerę zasnęłam.

Vittorio

Wtedy przy budynku na dole wydawało mi się, że jest chora. Tłumiła kaszel, drgała. Nie był to strach. Chociaż powinna go odczuwać każdą komórką. Widziałem resztę dziewczyn, tylko dwie postanowiły zawalczyć. Reszta była przerażona i albo sparaliżowana strachem albo zwyczajnie nie wiedziała co zrobić. Czułem od dziewczyny sporo ciepła, zdecydowanie miała gorączkę, ale mimo tego pokazywała charakter. Widziałem po oczach, że ledwo stoi, poczęstowali ją lodowatą wodą, a ta dalej się stawiała. Fascynujące. Chciała uratować mi psa, potrafiła zawrzeć pakt z diabłem i wkurwić Gretę.

Załamała się odrobinę, gdy weszło kilku żołnierzy. Tak, wtedy się wystraszyła. Wybrała więc mnie, myślała, że to mniejsze zło. Niestety, to był błąd. Uniosłem kącik ust w górę. Mniejsze zło... Poniekąd miała rację, dla kobiet nie byłem aż takim skurwielem jak Floriano. Chociaż Lea zginęła w bólach, zostawiłem ją w kacie jako przestrogę dla wszystkich, którzy mieli w planie zdradę. Okradła nas i sprzedała jakiemuś podrzędnemu złodziejowi. Myślała, że się nie dowiem. Pokręciłem głową. Gdybym miał więcej czasu kazałbym ćwiartować ją żywcem, ale dziś biznes był ważniejszy.

Spojrzałem na tę odważną dziewczynę. Dlaczego w ogóle interesował mnie jej los? To, że chciałem ją zerżnąć zrozumiałe. Każdy facet, który widział jej cycki miał chrapkę, żeby zanurzyć w nie kutasa. Mogłem... powinienem to zrobić tam, potem odesłać ją następnym transportem. Posprzątaliby, nie martwiłbym się niczym. Kobiety dość słabo mnie interesowały, to znaczy wiadomo, że pieprzyłem jak na Włocha przystało, ale nic więcej. Irytowały mnie, nie lubiłem tego pustego gadania, wtrącania się do spraw które je nie dotyczą i ich bezmyślności. Poszukiwały nadmiernej atencji, nużyły mnie takie akcje.

Najpierw zainteresowała się Cesarem. A kiedy wtuliła się we mnie, coś pękło. Pierwszy raz zwróciłem uwagę na obcą osobę, nie na kawał mięsa. Potrzebowała oparcia i szukała go u mnie, naiwna. Nie mogłem jej dać nic poza bólem, musiała to wiedzieć, a jednak... Ryzykowała. Tak, chciała przetrwać za wszelką cenę. Nic więcej, założyła, że lepiej wylądować w moim łóżku niż z kilkunastoma żołnierzami. Ciekawe co powie za tydzień. Tylko czy to było mi potrzebne? Przecież wszystkim powtarzałem, im mniej komplikacji tym lepiej, a co wyprawiałem?

Jej pierwszu cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz