Szansa

623 28 6
                                    


Ręce mi się trzęsły, ale zdjęłam bluzkę. Automatycznie zarzuciłam włosy do przodu, by zakrywały co nie co. Co ty robisz wariatko, nie wypuści cię, gdy to dostanie. Powinnaś to odwlekać, przeciągać go na swoją stronę. Co ja wyprawiałam. Co ja, kurwa, robiłam? Znów zakaszlałam. Moja pierś unosiła się i opadała w zabójczym tempie. Serce łomotało. Nagle straciłam całą odwagę. Chciałam wciągnąć bluzkę z powrotem, ale złapał moją rękę.

– Jesteś narwana. Najpierw robisz, a potem myślisz. Pies nie weźmie kiedy suka nie da... – Prawie zachłysnęłam się powietrzem, gdy to usłyszałam.

Włoch przyciągnął mnie tak blisko, że dotykałam jego torsu, w takiej pozycji przewróciliśmy się na łóżko. Kajdanki mnie ograniczały, więc miałam boleśnie naciągniętą jedną rękę.

Jego zadziwiająco miękkie usta wylądowały na mojej szyi, dłoń na biuście, w biodro coś mnie uwierało. Na własne życzenie znów musiałam walczyć o przetrwanie.

Vittorio

Ułożyłem się nad Adrianą, ale zamiast na piersi patrzyłem na jej twarz. Pokręciła głową. Przejechałem palcem po jej policzku w dół, przez szyję i obojczyk. Tuż przy piersi zacząłem kreślić małe kółka. Delikatnie, wolno studiując dokładnie każdy najmniejszy skrawek jej twarzy. Oddech miała równy, patrzyła cały czas przed siebie. Jakby bała się spojrzeć mi w oczy. Chwyciłem więc sutek między palce. Był miękki i ciepły, wtedy zauważyłem lekką zmianę. Drgnięcie. Zacisnęła palce na pościeli. Przysunąłem się na tyle blisko, by móc sunąć językiem po jej dekolcie, widziałem jak przełknęła ślinę. Subtelnie zakreśliłem otoczkę brodawki. Podmuchałem i chwyciłem sutek w usta, dając mu kolejną dawkę tym razem ciepłego powietrza. Ragazza szarpnęła się, a kiedy zjechałem ręką w dół, chwyciła mój nadgarstek. Nasze spojrzenia w końcu się spotkały. Miała ładne, duże oczy w kolorze czekoladowym. Uchyliła lekko usta, nie wiedziałem, czy chce coś powiedzieć, czy potrzebuje zaczerpnąć głębszy oddech.

– Nie dam rady – szepnęła. – Wiem, że mało cię to interesuje, że chcesz to co masz obiecane...

Pierwszy raz widziałem, jak zbiera się chyba do prośby. Miała taki wyraz twarzy jak pierwszego dnia. Łamała się, wbrew sobie. Kręciła mnie jej walka, potrafiła znieść wiele, szukała wyjścia za wszelką cenę. Nie czekając pocałowałem ją. Przygryzłem dolną wargę zmuszając by otworzyła usta. Lubiłem całować kobiety, były delikatne, kruche, ich skóra stworzona do pieszczoty. Z tą o dziwno lubiłem też wymienić parę zdań. Po chwili miałem wrażenie, że Adriana minimalnie odwzajemnia pocałunek, zaczepiałem ją językiem. Jej charakter kazał mi uważać, mogła mnie w każdej chwili ugryź, ale wydawało mi się, że nie wymyśliłem tej chemii między nami. Czekałem, aż puści moją rękę, ciepło jej skóry wzmacniało napięcie. Poddała się, a ja leżąc już między jej udami skorzystałem z okazji. Wsadziłem rękę w jej spodnie, naciskając lekko cipkę. Próbowała złączyć uda, ale nawet gdyby to zrobiła, nie przeszkadzało mi to w drażnieniu w pewien sposób samej łechtaczki. Nie była do końca na nie, jej niepewność dało się zobaczyć w każdym ruchu.

Przypuszczałem co dzieje się w jej głowie. Przesunąłem usta na jej szyję i skubnąłem ucho. Mimo wszystko czułem jak jest napięta, uda, ręce, nie potrafiła całkiem się poddać, ale był już zalążek przyjemności. Wyciągnąłem dłoń i opadłem na nią biodrami ocierając się znacząco. Cały czas patrzyłem w jej ciemne oczy, widziałem jak zmienia się wielkość źrenic, tego nie mogła udawać, to była czysta fizjologia. Jej ciało reagowało. Tyle mi wystarczyło. Odpuściłem. Kącik ust sam powędrował mi do góry.

– Bestia...

Wstałem i na tyle szybko na ile pozwolił mi stojący kutas wyszedłem z pomieszczenia. Potrzebowałem biegu, pompek lub strzelania by się wyładować.

Adriana

Obudziły mnie krzyki, krzyki i chyba strzał. A może tylko mi się wydawało? Nie byłam pewna, czy to nie wytwór mojego zmęczonego mózgu.

Drzwi miałam uchylone, więc Vittorio musiał dopiero co wyjść. Może i lepiej, wstyd palił mnie po wczorajszych wydarzeniach. Dotyk Włocha powinien mnie brzydzić od początku do końca. Tymczasem ja, momentami chciałam jęknąć i to nie z cierpienia. Był seksowny, pachniał tak intensywnie i ostatnio patrzył na mnie trochę inaczej. Musiałam przyznać, ale był też aroganckim dupkiem i mordercą. Tak, był bandytom, powinnam wbić to sobie do głowy. Usiadłam szybko i widząc jakąś sylwetkę w korytarzu zawołałam.

– Vittorio, to ty? – Kroki ucichły.

Ktoś zawrócił. Facet około pięćdziesiątki zajrzał przez szparę. Rufo. Miał kręcone włosy, mimo wszystko dość krótko przystrzyżone.

– Vittorio pojechał załatwić pewną sprawę – stwierdził zwięźle. Nigdy wiele nie mówił.

– Ale wróci? – Co jeśli nie, co będzie ze mną. Tego nie brałam do tej pory pod uwagę.

– To twarda sztuka, nie masz się o co martwić. Kazał cię zabrać do łazienki. – Rufo zbliżył się i wsparł ręce na wąskich biodrach. Ubrany był na czarno, tylko dodatkowo założoną miał kamizelkę w moro.

– Co się dzieje? – Z jakiegoś powodu Włoch wypadł stąd i nie zamknął nawet drzwi.

– Nic dobrego.

– Podejrzewam. – Rufo rozejrzał się niepewnie na boki. – Mam cię zawołać, gdy będę chciała wyjść?

– Lepiej nie, nie mogę odpowiadać za wszystkich. Przyjdę za godzinę. – Wskazał głową korytarz. Przytaknęłam. Musiał iść. To dobrze, zdecydowanie wolałam zostać sama, pomyśleć.

Z dołu dochodziły podniesione głosy. Nie słychać już było nic innego, tylko mieszaninę słów.

– Po co chcesz się pakować w kłopoty? – spytał spoglądając intensywnie ciemnymi oczami.

– Nie rozumiem.

– Wiesz, że jesteśmy niebezpiecznymi ludźmi, tu nie ma zabawy. Za bardzo się wychylasz, podpadłaś Grecie i Floriano. To bardzo źle.

– Wolę walkę, niż skazanie na burdel. – Wzruszyłam ramionami. Pokiwał głową i wyszedł zamykając drzwi, jednak nie na klucz.

Od razu rzuciłam się do ramy łóżka. To była ogromna szansa. Metalowe pręty musiały być jakoś połączone, gdy szarpałam czułam, że powoli zaczyna się to ruszać. To była wysłużona konstrukcja. Przejechałam po jej bocznej części, kucnęłam. Wyczułam palcami gdzie rurka styka się z nogą i stelażem łóżka. Zaczęłam szarpać, ciągnąć. Zaparłam się stopą. Dopychałam i ciągnęłam jedocześnie. Nadgarstek bolał coraz bardziej, zaczęłam dyszeć z wysiłku. Włosy wypadły mi z gumki, opadały na twarz i czoło. Potrzepałam głową by odrzucić je do tyłu. Otarcie od kajdanek pulsowało, ale ciągnęłam bez opamiętania. Palce mi drętwiały. Nie mogłam się jednak poddać. Nie teraz, co jeśli lepsza okazja się nie przytrafi? Musiałam jakoś się uwolnić, może jeśli kopne w odpowiednie miejsce. Cholera, byłam za lekka. Wstałam, może pomoże cały ciężar. Odsunęłam materac tłumiąc przy tym falę kaszlu. Wskoczyłam na ramę. Zaskrzypiała. Raz, drugi, kopałam celując w róg, gdzie było widoczne łączenia. Uderzałam raz za razem. Miałam na sobie tylko skarpetki, więc metal boleśnie wbijał się w stopę. Dam radę, tylko odrobina bólu.

Ale... w końcu, puściło. Drobne pęknięcie dało mi nadzieje. Dorwałam rękami rurki i zaczęłam z całej siły ciągnąć na boki. Metal rzęził, przeciągnęłam kajdanki przez całą długość, aż do miejsca gdzie mogły się prześlizgnąć. Znów zaparłam się stopą i ostatni raz włożyłam całą energię, by wydrzeć bransoletę. Udało się, opadłam na plecy dysząc jak wściekła. Otarłam drżącymi dłońmi kropelki potu ze skroni. Jakie to było ciężkie.

Musiałam wstać, kurde, ruszyć tyłek. Nie zostało wiele czasu, obojętne co tam na dole się działo... To co odwracało ich uwagę, nie potrwa za długo.

– No dźwigaj się! – Oblizałam spierzchnięte wargi i powoli usiadłam. Dotknęłam klatki piersiowej. Trochęzakręciło mi się w głowie. Wzięłam z podłogi gumkę, spięłam niedbale kucyk. Musiałam skupić się na wolniejszy oddychaniu, bo inaczej znów zacznę kasłać. Chwyciłam wiszącą przy nadgarstku część kajdanek, żeby nie wydawały dźwięku i ruszyłam dodrzwi.


Ragazza – Dziewczyna.

Jej pierwszu cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz