Rozdział 4 - Zmiany

45 5 6
                                    

Niedługo później dotarliśmy do budynku. Popatrzyłem na Kirstin po czym razem weszliśmy do środka. Od razu zauważyłem kamerdynera stojącego koło drzwi. Wydawało mi się, że na nas czekał... Spojrzałem na niego i niemal od razu opuściłem wzrok, ponieważ rzucił mi ostre i nieprzyjemne spojrzenie. Cofnąłem się kilka kroków do tyłu... Kamerdyner machnął ręką, dając znak Kirstin, żeby już poszła. Dziewczyna spojrzała na mnie ostatni raz, pomachała mi lekko ręką na pożegnanie po czym udała się do jej pokoju. Zostałem sam z kamerdynerem...  

- Zanieś to Kenowi - mruknął do mnie kamerdyner i poddał mi tackę z jedzeniem oraz piciem. 

Patrzyłem na kamerdynera. Chętnie bym odmówił... Byłem bardzo zmęczony poza tym Ken to wampir i nie widziałem go od bolesnego dawania mu swojej krwi.. Westchnąłem z myślą, że nie ma co o tym myśleć, bo i tak za bardzo bym się bał odmówić.. 

- Dobrze - powiedziałem, jak jakiś sługa. 

Wziąłem od niego tackę i ruszyłem do pokoju Kena. W myślach dziękowałem Kirstin, bo pewnie bez jej oprowadzenia bym się zgubił... Dotarłem bezpiecznie przed pokój i stanąłem. Kilka minut zajęło mi mentalne przygotowanie się po czym wziąłem głęboki wdech i zapukałem niepewnie. Zdziwiło mnie, gdy nikt nie odpowiedział. Nie wiedziałem co robić... W końcu po prostu wszedłem do środka.. 

Kiedy znalazłem się w pokoju zauważyłem Kena... Był w dziwnym stanie... Siedział nieruchomo na łóżku i był blady.. Dobrze się mu przypatrzyłem i zauważyłem, że prawdopodobnie wcześniej płakał, a teraz lekko się trząsł.. Patrząc na pokój widziałem ślad jakiś popękanych i zniszczonych lekko rzeczy, jakby Ken nimi rzucał... W rogu pokoju zauważyłem popielniczkę w której tkwiły papierosy, a w powietrzu unosił się jeszcze lekki zapach alkoholu.. Nigdy nie widziałem Kena w takim stanie... Nie chciałem go takiego widzieć, nikogo nie chciałem.. Nawet jeśli byłaby to najgorsza osoba na świecie...  Odstawiłem tackę na stolik niedaleko drzwi i zdecydowałem się coś zrobić... Po prostu musiałem.. Nie mogłem zostawić Kena w takim stanie.. Nie mogłem... Nie mogłem... Nie mogłem... 

Powoli zbliżyłem się do niego i usiadłem przy nim na łóżku. Zachowywał się, jakby nawet nie zauważył mojej obecności... Jego czerwone oczy były teraz tak puste, niemal martwe... Nie wierząc w to co robię przytuliłem go. Ken wzdrygnął się i patrzył na mnie zaskoczony, czułem jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem, jakby szykując się na ewentualną obronę lub atak.. Mimo wszystko kontynuowałem to co zacząłem robić. Ken po dłuższej chwili zaczął się wyraźnie uspokajać i westchnął spokojnie. Spojrzał na mnie, a ja z jego oczu wyczytałem głęboką wdzięczność... Po chwili Ken zasnął. Wydawał się teraz tak spokojny... niewinny... i bezbronny... 

Gdy tak obserwowałem go do pokoju wszedł kamerdyner. Popatrzył na mnie i Kena. Zdawał się analizować sytuację i nagle uśmiechnął się do mnie... Nie był to duży uśmiech i może nawet nie do końca był szczery, ale był to jednak uśmiech.. Ten oschły kamerdyner po prostu się uśmiechał.. Podszedł do nas i przykrył nas kocykiem. Nie rozumiejąc już w ogóle sytuacji i przytłoczony ilością rewelacji, szybko zasnąłem. 

Obudziłem się kolejnego poranka. Kena i kamerdynera nie było już w pokoju. Od razu zdecydowałem się pójść do Kirstin. Wybiegłem. Dobrze pamiętałem drogę do jej pokoju... Kiedy dotarłem to zapukałem do drzwi. Kirstin szybko je otworzyła. 

- Hej - powiedziała jej zwykłym optymistycznym tonem. 

- Cześć, mogę wejść? 

- Oh! Jasne - odpowiedziała zaciekawionym aczkolwiek ciągle optymistycznym tonem i odsunęła się, żebym mógł wejść. 

Wszedłem do środka i usiadłem na jej łóżku po czym zwróciłem swoją uwagę z powrotem na nią. 

- Słuchaj... Wczoraj zastałem Kena w bardzo dziwnym stanie... Nie wiem czy rozumiesz - oznajmiłem. 

- Rozumiem doskonale! - wykrzyknęła ciągle radośnie. 

Cofnąłem się trochę nieco zaskoczony jej ciągłą radością. Byłem niemal pewny, że nawet gdyby ktoś ją torturował to ciągle byłaby radosna... Może mniej, ale dalej radosna... Nawet po śmierci pewnie dalej by się uśmiechała.. 

Potrząsnąłem głową odpędzając złe myśli i patrzyłem na nią starając się nie myśleć o tych podłych rzeczach.. 

- No więc, uspokoiłem go, a potem kamerdyner przyszedł i uśmiechnął się do mnie... - kontynuowałem chociaż mniej pewnie. 

- Nic z tego nie rozumiem - wyznałem po chwili. 

Kirstin patrzyła na mnie chwile po czym pokiwała głową z zrozumieniem, jakby rozumiała moje zagubienie. 

- Cóż, Ken kiedyś miał podobne uhm... jakby to nazwać... ataki.. Ale jeszcze nigdy nikt nie dał rady go uspokoić podczas nich, wydaje mi się, że to tłumaczy też uśmiech kamerdynera - powiedziała wciąż z radosną energią. 

- Tak, chyba teraz rozumiem - powiedziałem bardziej rozumiejąc te wszystkie rewelacje i popatrzyłem na dziewczynę z wdzięcznością.  

Uśmiechnęła się do mnie. Wstałem z łóżka. 

- Myślę, że kamerdyner chciałby cię teraz zobaczyć - oznajmiła. 

Westchnąłem, ale skinąłem głową i wyszedłem z jej pokoju machając jej na pożegnanie. 

- Do zobaczenia! - krzyknęła za mną radośnie. 

Nie wiedząc gdzie jest kamerdyner szukałem go w całej rezydencji, ale ciągle nigdzie go nie widziałem. Ostatecznie wyszedłem na dwór i tam w cieniu drzew zauważyłem go. Odwrócił się tyłem i zaczął iść w las, który znajdował się zanim. Zrozumiałem, że mam udać się zanim... Przełknąłem ślinę i niepewnie oraz z lekkim stresem udałem się zanim w las... Niedługo później przestałem widzieć rezydencje. Widziałem już tylko ciemny las i plecy kamerdynera za którym szedłem coraz głębiej i głębiej... W mrok. 

❤Hug Me❤ (Bl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz