Rozdział 1 - Początek Wszystkiego

123 5 4
                                    

Był wiosenny poranek, spędzałem go z moją kochającą mamą. Wszystkie moje poranki tak wyglądały, spędzałem je z mamą, ponieważ ojca nie miałem. Podobno zostawił mnie i matkę tuż po moim urodzeniu, jednak mama mówi, że moje imię właśnie on dla mnie wybrał. Moje imię, które tata dla mnie podobno wybrał zanim odszedł, brzmi Henry. Nazwisko odziedziczyłem po matce i jest to Clark. Tamtego pamiętnego dnia coś było inaczej... Nie odchodziło odemnie przeczucie, że coś jest nie tak, czułem się obserwowany, ale nie przejmowałem się tym i nic z tym nie zrobiłem. Mama wysłała mnie na zakupy, żebym kupił rzeczy potrzebne do przygotowania śniadania, a ja poprostu poszedłem do sklepu, nawet nie pytając o nic.. Kiedy wróciłem z sklepu, było już za późno... Nie spodziewając się niczego, wszedłem do domu. Ruszyłem korytarzem i zauważyłem krew na ścianach oraz ślady, prawdopodnie walki. Pojawiły się złe przeczucia w mojej głowie, więc przyśpieszyłem krok. Miałem poczucie, jakbym szedł wieczność przez korytarz naszego domu. Na ścianach ciągle migały mi ślady, krew itp. W końcu doszedłem do salonu i co znalazłem...? Moją mamę, która leżała na ziemi z ogromną raną na brzuchu, a wokół niej  była wielka plama z krwi, do tego krew ciągle ciekła z jej ciała i to w wielkich ilościach... Sparaliżowany patrzyłem tępo na nią, a potem dałem upust emocjom i rozpłakałem się, jak małe dziecko. Dalej wszystko mi się rozmywa... pamiętam krew... dużo krwi... lekarzy... oraz coś czego chyba nie powinnienem był zobaczyć... twarz mordercy.. Zobaczyłem ją, ponieważ  w którymś momencie wciąż zapłakany popatrzyłem przez okno. Morderca oddalał się od domu  i trzymał zakrwawiony nóż w ręce... W którymś momencie odwrócił się i przez chwilę mogłem zobaczyć jego twarz, jednak nie rozpoznałem emocji obecnych na niej. Później morderca spowrotem się odwrócił i oddalił szybko, teraz sam nie wiem czy napewno go widziałem czy może było to tylko zwykłe przewidzenie spowodowane emocjami. Wtedy  przyjechał ambulans i lekarze zabrali mnie oraz moją mamę. Z pobytu w szpitalu pamiętam tyle, że czas dłużył mi się niemiłosiernie, wydawało mi się, że słyszę tykanie zegara odmierzające czas. Czułem tylko presje i w niektórych momentach przełykałem nerwowo ślinę. Przez cały ten okres trząsłem się również. Po czasie, który dla mnie trwał z jakieś kilka lat, a w rzeczywistości była to godzina, z gabinetu wyszedł lekarz. Powiedział tylko, że mamy nie udało się uratować... Chyba po oznajmieniu tego chciał mnie pocieszyć, ale ja już wybiegłem z szpitala i wróciłem do domu... Wspomnienia.. Wspomnienia wypadku, ciągle mi towarzyszą... Od wypadku minęło już kilka lat, przez ten czas osiągnałem już pełnoletność. Od czasu zabójstwa mojej mamy przestałem przejmować się moim zdrowiem...  Głodzenie się, niewysypianie, samookaleczanie i tym podobne rzeczy, stały się moją codziennością... Przez to teraz jestem tym kim jestem.. wychudzonym chłopakiem z bliznami oraz cieniami pod oczami.. Przestałem z tych racji prawie zupełnie wychodzić z domu, obawiając się, że ktoś na ulicy zacznie się wypytywać, czy nawet zadzwoni na policję. Prawie ponieważ, muszę przecież jakoś zarabiać na życie w pracy. Ograniczyłem swoje pojawianie się w niej, które stało się rzadkością. Chciałbym poprostu ze sobą skończyć... i tutaj pojawia się problem.. Potrafię się samookaleczać, ale zabić już nie. Nie mam pojęcia dlaczego... Nie potrafię się poprostu do tego zmusić... do zabicia się... Zacząłem myśleć, że to mój organizm ratuje się przed śmiercią instyktownie, jednak w głębi duszy wiem, że to tylko głupia wymówka.. Prawda jest taka, że ja... Poprostu panicznie boję się własnej śmierci... Kiedy już jestem bliski zabicia się to paraliżuje mnie strach.. Potężny strach... Nie przechodzi dopóki, nie odpuszczam i nie porzucam tej próby.. Jestem zmuszony żyć... Przynajmniej narazie..

- Czas wrócić z tej krainy rozmyślań do rzeczywistości - powiedziałem do siebie samego.

Westchnąłem I z trudem podniosłem się z swojego łóżka na którym leżałem. Powoli zszedłem z niego i podszedłem pod lustro stojące w moim pokoju.

- Jestem zwykłym tchórzem...

Patrzyłem na siebie w lustrze. W moje szare oczy takie same, jak miała moja kochająca mama. Potrząsnąłem głową i zacząłem poprawiać swoje szare włosy. Po którejś z kolei próbie, poddałem się. Bowiem moje szare włosy I tak praktycznie zawsze są poczochrone. Wielokrotnie próbowałem już coś znimi robić, a i tak zawsze wyglądają, jakbym dopiero co wstał z łóżka.

- Ugh...

Odszedłem od lustra i wziąłem swój telefon. Zauważyłem, że mam nieodebrane połączenie od mojego szefa z pracy

- Cóż, jest późno... Ale co mi szkodzi oddzwonić, najwyżej nieodbierze.. - powiedziałem pod nosem.

Wziąłem telefon, wcisnąłem odpowiedni przycisk i zająłem się oczekiwaniem na odbiór lub nieodbiór. Niedługo później usłyszałem, że szef odebrał. 

- Halo? To Pan Clark, tak? - powiedział głos z słuchawki, który dobrze znałem.

- Tak, to ja. Dzwonił do mnie Pan wcześniej, o co chodzi? 

- Cóż, Clark Clark Clark... Widzisz, twoje nieobecności w pracy.. są bardzo niekorzystne, tolerowałem je, ale teraz pojawiła się wyjątkowa okazja i sytuacja.. Przejdźmy do rzeczy, Panie Clark, zwalniam Pana - oznajmił mój szef. 

-... 

- Wiem, że to pewnie będzie dla Pana ciężkie, ale jestem zmuszony to zrobić przez obecną sytuację - ciągle mówił spokojnym i bezemocjonalnym tonem, jakby był przyzwyczajony do takich rzeczy.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc tylko westchnąłem. 

- Ehh... Żegnam w takim razie, Panie Clark - powiedział i rozłączył się. 

Przez chwilę stałem w miejscu. Nagle dotarło to do mnie... Zwolnił mnie... Straciłem pracę... 

- Cholera! - wykrzyknąłem w pustkę zdenerwowany. 

Trzeba się będzie jakoś utrzymać, a potem... Potem może znajdę jakąś pracę dorywczą.. Zdenerwowany całą sytuacją, sprawdziłem jeszcze wiadomości. Znowu przypominali mi o czynszu... Nawet z moją pracą ledwo wyrabiałem w poprzednich miesiącach z zapłatą.. Akurat w tym nie zdążyłem i spóźniam się już dość dużo. Na wiadomości o czynszu odpisałem tylko: "Przepraszam, potrzebuję jeszcze czasu. " Było to puste kłamstwo w obecnej sytuacji totalnie nie ma na to szans... Niedługo pewnie właściciel złoży mi wypowiedzenie najmu... Pewnie wyląduje na ulicy... Odłożyłem telefon. 

- Świeże powietrze...

Spojrzałem przez okno, było już ciemno. Raczej teraz nikt mnie nie zobaczy. Skierowałem się do przedpokoju i ubrałem po czym wyszedłem z mieszkania. 

- Pierwszy raz na dworze od kilku tygodni... - mruknąłem do siebie. 

Ruszyłem przed siebie. Szedłem ulicą i nierozglądałem się za bardzo. Wkrótce doszedłem do parku do którego za moich młodych lat, chodziłem z mamą.. Odwróciłem się na chwilę, ale ostatecznie ruszyłem dalej. Idąc dróżką w parku, rozmyślałem nad wszystkim i wtedy... Spostrzegłem ławkę, ale nie była to taka zwykła ławka.. Siedział na niej mężczyżna... Mężczyzna, którego twarz tak dobrze pamiętam z wypadku.. To właśnie był ten człowiek, który oddalał się od domu... Doskonale pamiętam, jego niezwykłe czerwone oczy.. Mężczyżna siedzący na ławce to musi być on.. Nie mogę się mylić... Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie spojrzenie swoich czerwonych oczu. Sparaliżowany zaskoczeniem i strachem poprostu stałem w miejscu i nerwowo przełknąłem ślinę. 

- Witaj... - powiedział do mnie mężczyzna. 



❤Hug Me❤ (Bl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz