Rozdział 11 - Dwa Lwy

8 2 0
                                    

Siedziałem z nimi dalej i starałem się nie myśleć o tym, że moje myśli co chwilę spływały na Kena. Zachowałem trzeźwość umysłu i nie dałem się ponieść tym myślom, ale myślałem o czasie spędzonym z moją mamą w dzieciństwie. Ciekawe co by było jakby wszystko potoczyło się inaczej. Pewnie byłbym teraz kimś totalnie innym. 

Może są jakieś inne światy w których życia każdej osoby wyglądają inaczej...

Może jest gdzieś miejsce gdzie stałem się złym i niezrównoważonym psychicznie gościem, albo miejsce, gdzie moja mama została wiecznie taka, jaką pamiętałem ją z dzieciństwa. 

Zagłębiłem się w głębokich rozmyślaniach o takich różnych małych świat z innymi wersjami każdej osoby i nie zdałem sobie sprawy, gdy minęło już kilka godzin, a także Rose się obudziła. Dziewczynka potrząsnęła swoją małą rączką moją koszulkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Wyrwany z głębin mojego umysłu, spojrzałem na nią. 

- Hm?

Rose odwróciła się i wskazała na idącego w naszą stronę lokaja. 

- Pewnie coś chce, możesz się pobawić jeszcze trochę tutaj? - odpowiedziałem i spytałem, nie chcąc jej za bardzo do czegoś zmuszać w końcu jest teraz głównie pod moją opieką. 

- Jasne, Kirstin się ze mną pobawi! - odpowiedziała radośnie i entuzjastycznie.  

Wyszła szybko z mojego objęcia i podbiegła do nich. Spojrzałem na Kirstin z pytaniem o zgodę, a ona na to skinęła głową, więc wstałem i ruszyłem do Carlosa. Zbliżyliśmy się do siebie i on gwałtownie złapał mnie za ramię, ciągnąc znowu do rezydencji. 

- Idziemy, mamy do pogadania - mruknął tylko. 

Zachował się, jak jakiś dyrektor, albo nauczyciel, który właśnie zabierał niegrzecznego bachora "na dywanik" i bardzo poważną rozmowę. Mimo to poddałem się mu i pozwoliłem zaciągnąć. Tam natychmiast docisnął mnie do ściany swoim ciężarem, ale nie najmocniej, żebym mógł oddychać. Najwyraźniej chciał mi zablokować jakąkolwiek ucieczkę. Mimo odrobiny bólu spojrzałem mu w oczy z wyzywającym spojrzeniem. 

- Co się stało między tobą, a Kenem? - spytał szorstkim głosem i przysunął swoją twarz blisko mojej, patrząc mi prosto w oczy, jego oczami wampira. 

Już dawno zauważyłem, że oczy wampirów są dużo bardziej "głębokie" niż te ludzkie, ale nie spuściłem wzrok mimo jego palącego spojrzenia. Nie zamierzałem się pod nim ugiąć i pełzać przed nim po ziemi, jak robak, przepraszając i błagając o jego zrozumienie. 

Nie jestem tym małym i niewinnym Henrym z początków, który natychmiast by się go wystraszył i poddał. Akurat z nim i tak już mamy dość na pieńku także nie muszę się przejmować byciem dla niego miłym, żeby zachować pozory. Trochę tylko zmienię swoje podejście do niego.

Nie zamierzam się dłużej go bać. 

- Nie wiem o co Ci chodzi - odpowiedziałem obojętnie. 

- Ty doskonale wiesz o co mi chodzi, tylko wydaje Ci się, że nic Ci nie zrobię, tak? Bo co? Bo Ken Cię broni - powiedział sarkastycznie. 

- Jeśli myślałeś, że będę dla ciebie potulną owieczką do końca życia to grubo się myliłeś - odpowiedziałem z uśmieszkiem. 

- Nie pogrywaj sobie ze mną! - docisnął mnie do ściany mocniej. 

Ciekawe co go tak mocno zdenerwowało. Jasne najmilszy dla mnie nie był, ale żeby był aż tak agresywny i brutalny to nowość. Teraz jestem pewny, że zauważył zachowanie Kena po mojej niezbyt miłej odzywce do niego. Chyba są dla siebie nawzajem ważni. 

Po chwili docisnął mnie jeszcze mocniej. 

- To jest ostatnie ostrzeżenie, mój drogi, chcę usłyszeć prawdę - powiedział. 

- Nie potrzebuję już Kena, żeby się przed tobą obronić - warknąłem i szybko wyciągnąłem nóż, który ciągle miałem schowany. 

Czułem się teraz trochę, jak zdrajca, bo to on mi go dał i nauczył umiejętności potrzebnych do walki z kimkolwiek, ale zignorowałem to uczucie. Wyślizgnąłem rękę z nożem spod niego, co nie było tak trudne, bo w ogóle się tego nie spodziewał i najwyraźniej skupiał się na dociskaniu moich nóg, żebym na pewno nie mógł nimi poruszać.  Wziąłem zamach i wbiłem nóż w jego ramię od tyłu, nie zrobiłem tego za mocno, żeby nie zginął, ale jednocześnie na tyle silnie, żeby mnie puścił i możliwe, że nawet mu blizna zostanie. 

Carlos stęknął i odsuną się oszołomiony, a ja skorzystałem z okazji i uciekłem, nawet nie przejmując się zabraniem ze sobą noża, który chyba pozostał wbity w Carlosa. Pobiegłem do łazienki, zatrzasnąłem drzwi i podszedłem do zlewu, gdzie przepłukałem twarz zimną wodą. 

Po chwili usłyszałem kroki na korytarzu, a potem pukanie w drzwi. 

Puk, puk, puk. 

Pukanie szybko przerodziło się w mocne walenie w drzwi. Mam nadzieję, że Carlos nie zachce ich otworzyć sam. Pozostałem nad zlewem i patrzyłem w ciszy na drzwi. Łomot nie ustawał, a ja stawałem się z każdą sekundą coraz bardziej napięty. 

- Idź już - wymamrotałem cicho do siebie. 

W końcu dźwięki z zewnątrz ustały, ale zostałem w łazience, żeby przypadkiem nie wyjść za szybko. Niedługo później usłyszałem szczekanie i chrobot łapek o drzwi.

Milo...

Otworzyłem drzwi i wpuściłem psiaka. Natychmiast wskoczył na mnie i zaczął lizać. Zachichotałem i mój humor niekontrolowanie się poprawił. Przytuliłem go, wstałem i wyszedłem. Udałem się do mojego pokoju z Milo w ramionach. 

- Ty zawsze już przy mnie zostaniesz, prawda? - spytałem go żartobliwie, a on polizał mnie w nos. 

Doszliśmy wspólnie do mojego celu i zasnęliśmy razem na łóżku. 

Kilka kolejnych tygodni nie było najciekawszych. Ken rzadko był w rezydencji, a my z Carlosem zachowywaliśmy się trochę, jak dwa agresywne psy, krążące wokół siebie i czekające na dobrą okazję na atak na przeciwnika, raczej się unikaliśmy. Większość czasu spędzałem z Milo oraz również opiekowałem się Rose, która szybko zaczęła mnie traktować, jak ojca. Do Kirstin też czasem przychodziłem. 

Nieuniknienie nasze relacje się zmieniły przez moją zmianę. Kirstin się tym za bardzo nie przejmowała, ale mówiła, że zachowuję się teraz trochę, jak dość chłodny i zimny książę, który do niektórych ma miękki punkt w swoim sercu i zachowanie do tych wybranych też ma milsze. 

Oprócz tego moje myśli zaczęły wariować przez moją rozłąkę od Kena. 

Aktualnie leżałem na łóżku i dotarło do mnie, że musi być wygłodzony skoro nie dostawał mojej krwi tyle czasu i szybko znowu zatraciłem się w myślach o nim.

Muszę do niego wrócić...

Miałem uczucie, jakbym wariował nawet mocniejsze niż wcześniej. Po poprostu spróbuję odrzucić tego mnie, który nie chce go dalej akceptować w końcu dawałem sobie wcześniej radę. Mam tylko nadzieję, że on też mnie zaakceptuje w tej wersji...

Wstałem i ruszyłem na zwiady, przebadać czy teraz mógłbym go znaleźć.

❤Hug Me❤ (Bl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz