Rozdział 10 - Chwile

21 3 2
                                    

Dotarłem z dziewczynką i Milo do posiadłości i weszliśmy do środka, gdy nagle poczułem, że ogarnia mnie potężne zmęczenie. 

- Mogę reszcie mieszkańców sama wytłumaczyć sytuacje... - powiedziała cicho i najwyraźniej zauważyła moje zmęczenie. 

Westchnąłem. Nie chciałem jej zostawiać samej, bo dalej mogła to być pułapka. Wyczerpanie tylko się nasilało i trudno mi było teraz nawet się skupić czy myśleć nad czymś. Spojrzałem na Milo i skinąłem na niego głową, żeby poszedł z dziewczynką. Nie dawało to całkowitego bezpieczeństwa, ale troszkę pomagało. 

- No dobra... - zgodziłem się niechętnie.

Wróciłem do swojego pokoju, położyłem się na łóżku i szybko przez wyczerpanie zasnąłem mimo niepewności. 

Obudziłem się znowu w nocy z powodu głośnego huku, który usłyszałem... 

Wstałem z łóżka i ostrożnie poszedłem za dźwiękiem, żeby sprawdzić o co chodzi. 

Chwila przerwy... 

Znowu huk... 

Ruszyłem dalej za dźwiękiem i dotarłem pod pokój Kena. Bez pukania otworzyłem drzwi i znalazłem go w podobnym "złym" stanie, jak na początku tuż po moim trafieniu tu. Znowu wyraźnie nie miał kontaktu z rzeczywistością... 

Podszedłem do łóżka i usiadłem niedaleko niego. Myślałem co zrobić. Za pierwszym razem go przytuliłem, ale wtedy byłem jeszcze "dziecinny"... 

Ken spojrzał na mnie i najwyraźniej mimo jego wcześniejszej "nieobecności" w świecie rzeczywistym mnie rozpoznał, bo szybko wtulił się we mnie. Swoją twarz delikatnie wpychał w moje ramię. 

Wzdrygnąłem się lekko od tego niespodziewanego ruchu i spojrzałem na niego zaskoczony. 

Dotarło do mnie, że płakał.. 

Jedna część mojego umysłu kazała mi go odtrącić, ponieważ to mój porywacz, a druga chciała z nim zostać to była ta część, która zdążyła się już do niego przywiązać... 

Nie ruszałem się w rozterce... 

Ken w między czasie uspokoił się. 

- Przestań się do mnie kleić, jesteś porywaczem - powiedziałem oschle, gdy to zwyciężyło. 

Ken spojrzał na mnie zaskoczony, ale odsunął się i skulił dalej ode mnie. 

Chcąc zostawić tą całą sytuację za sobą, wyszedłem z jego pokoju. Na korytarzu uderzyłem pięścią w ścianę z frustracji.

- Cholera jasna... 

Czułem się, jakbym miał dwie totalnie inne strony siebie. Jedna część mnie czuła się teraz winna z powodu Kena, a druga popierała moje działanie wobec niego.

Kopnąłem lekko ścianę. 

To uczucie mnie rozrywało od środka emocjonalnie... 

Westchnąłem, oparłem głowę o ścianę i zasłoniłem twarz dłonią. 

I nagle... 

Przybyło lekkie olśnienie.. 

Skoro to irytujące, rozrywające i porażające uczucie będzie wywoływał u mnie Ken to mogę go po prostu unikać. Tak, mieszkam w rezydencji, ale nie muszę chyba tworzyć z nim mocniejszy relacji. 

Po tym postanowieniu wróciłem do swojego pokoju i znowu położyłem się na łóżku, jednak tym razem nie zasnąłem. Leżałem tak, aż do rana. 

Rano przyszedł Carlos. 

- Ken wyszedł w ważnych sprawach.. Wiem już o tej dziewczynce, którą tu sprowadziłeś i Kirstin jest z nią w ogrodzie, Milo również z nimi jest - powiedział i spojrzał na mnie podejrzliwie.

Może zauważył już jakieś zmiany w zachowaniu Kena po mojej akcji... 

Nie spuściłem wzroku i Carlos po chwili wyszedł. Stwierdziłem, że pójdę do ogrodu, żeby zająć myśli czymś i nie myśleć o Kenie. Miałem szczęście, że nie ma go w rezydencji. 

W ogrodzie Kirstin siedziała pieńku. Podszedłem do niego i usiadłem na ziemi obok. 

- Hej! - przywitała się Kirstin radośnie. 

- Cześć - odpowiedziałem. 

- Wydaje mi się, że Milo spotkał kogoś w pobliskim lesie.. Ciągle tam biega... - powiedziała Kirstin. 

- Oh... 

- Możliwe, że jakiegoś wilkołaka.. Jest tam sfora i myślę, że Milo z kimś takim złapał by wspólny język.. W końcu jest psem, a wilkołaki wiadomo, że w wilki się zmieniają... - powiedziała wciąż z uśmiechem po czym spojrzała na mnie. - Jednak nie musisz się za bardzo tym przejmować. Jestem pewna, że sobie poradzi! 

- Ta... - spuściłem wzrok. - Mam nadzieję, że masz rację.. 

Przerwała nam dziewczynka, którą sprowadziłem do rezydencji. Podbiegła do mnie. 

- Popatrz, popatrz! - wykrzyknęła do mnie, wyglądając na o wiele szczęśliwszą niż wczoraj. 

Dostrzegła moją uwagę i podekscytowana dmuchnęła wiatrem. Podmuch był niewielki, ale byłem pewny, że zdoła się rozwinąć w przyszłości i może nawet będzie umiała stworzyć potężne tornada. 

Uśmiechnąłem się łagodnie. 

- Gratulacje 

Dziewczynka szczęśliwa wskoczyła na moje kolana, a ja pogłaskałem jej włosy. Moje podejrzenia co do tego, że to pułapka nie wyparowały, ale ochota na to była za wielka. Może to instynkt ojcowski... 

- Nadasz jej imię? - spytała Kirstin. 

- Hm? No chyba mogę... - powiedziałem.

Dziewczynka popatrzyła na mnie z dołu z uwagą i ciekawością.

- Rose? - zaproponowałem. 

Dziewczynka zachichotała i wtuliła się we mnie mocniej. Chyba zastąpiłem jej już ojca... Była mała i szybko się przywiązała najwyraźniej.. 

Znowu ją pogłaskałem. 

- Śliczne - Kirstin powiedziała i uśmiechnęła się. 

Milo wyskoczył z krzaków i zaczął biegać wokół mnie i Rose na moich kolanach. 

- Oh.. Hej Milo... 

Milo zwolnił, podszedł do mnie i otarł się pyskiem o moją dłoń. Miał zmierzwioną sierść i trochę małych i lekkich zadrapań. Wyglądały, jakby faktycznie z kimś się bawił w lesie. 

Pogłaskałem go po głowie, a on usiadł obok mnie. 

- Masz nowego przyjaciela? - odezwałem się do psa. 

Milo cicho zaszczekał i merdał ogonem cały czas. Pogłaskałem go znowu i spojrzałem na Rose. Zauważyłem, że przysnęła. Objąłem ją ramieniem. 

- Tatuś... - wymamrotała przez sen i złapała mnie dłonią, którą lekko zacisnęła na moim ubraniu i nie chciała puścić. 

Wzruszające... 

Trwałem tak z nią, a obok siedzieli Milo i Kirstin. 

❤Hug Me❤ (Bl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz