Rozdział 16

1.5K 89 11
                                    

*Charles*

W sobotę miał nas odwiedzić Peter. Mansi cały dzień chodziła zestresowana, mrucząc coś, że może jedzenie nie będzie mu smakowało, albo co jak jej nie polubi. Z małym uśmiechem obserwowałem kobietę, która próbowała wszystkiego, co przygotowała, żeby sprawdzić, czy na pewno było dobre. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz tyle się uśmiechałem. Jednak przy niej nie mogłem się powstrzymać. I wiedziałem, że Peter od razu to zauważy. Znał mnie na wylot. Czytał ze mnie jak z otwartej książki.

Poszedłem otworzyć mu bramę, gdy napisał, że zaraz będzie i uniosłem dłoń, gdy zatrąbił. Zamknąłem ją za nim, gdy wjechał i zaśpiewał głośno piosenkę, którą miał włączoną. Podszedłem do samochodu, gdy z niego wysiadł i od razu rozłożył ręce. Objąłem go, klepiąc go po plecach.

– Siwiejesz.

– Zamknij się – mruknąłem, a on głośno się zaśmiał. – Ty już jesteś siwy.

– Hej! Uważaj sobie.

– Chodź do środka. Znowu zaczyna padać.

– Pogoda wam nie dopisuje, co?

– Nie, ale nie narzekam.

– A jak tam uciekinierka?

– Nie ucieka – powiedziałem cicho i weszliśmy do domu. Mansi podniosła się z krzesła, gdy tylko nas zauważyła i uśmiechnęła się do niego miło. – To pani Langley.

– Mansi – przedstawiła się, podając mu dłoń. – Proszę mi mówić po imieniu.

– Peter. Miło poznać. Wiele o tobie słyszałem.

– Pewnie same złe rzeczy.

– W zasadzie to... – szturchnąłem go, gdy Mansi się odwróciła, a on prawie powiedział 'tak'. Sam chciałem z nią porozmawiać i powiedzieć jej, jakie podejście miałem na początku. I co myślałem... – Same dobre. Jak byłem tutaj ostatni raz, to nie było jeszcze wyspy kuchennej. Ładna.

Nie chcesz wiedzieć, co działo się na niej pół godziny wcześniej, żeby odstresować trochę Mansi...

– Nie było. Czego się napijesz? Kawy?

– Oczywiście.

– Ja zrobię – odezwała się Mansi. – Wy sobie usiądźcie.

– Ja zrobię, nie przejmuj się – szepnąłem, gdy do niej podszedłem i zabrałem z jej ręki czajnik. – Herbata?

– Poproszę.

Zerknąłem na przyjaciela, który nam się przyglądał, ale na szczęście się nie odezwał. Odsunąłem się od brunetki, która zapytała go, jak minęła mu droga, a on zaczął narzekać na innych kierowców. Odetchnąłem z ulgą, gdy po kilku minutach było widać, że nieco się zrelaksowała. Peter siedział na fotelu, a ja zająłem miejsce na kanapie obok Mansi. Jednak nie siedziałem tak blisko, jakbym chciał. I chciałem dotknąć jej dłoni, gdy nerwowo je ściskała i bawiła się pierścionkami.

I tą jebaną obrączką...

Stwierdziła, że ją założy, bo boi się, że Peter zauważy jej brak.

Nawet gdyby zapytał mnie później, czemu jej nie miała, to bym coś wymyślił... Na przykład, że ją zgubiła.

– Przepraszam na chwilę – powiedział nagle, podnosząc się z fotela. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi od łazienki, ja przysunąłem się do Mansi, chwytając jej dłonie.

– Nie stresuj się. On jest totalnie wyluzowany. Jest dobrze... – powiedziałem, patrząc w jej oczy. – On już cię lubi.

– Nie wiem, o czym z nim rozmawiać.

Ochroniarz serca +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz