Rozdział 29

1.3K 87 10
                                    

*Charles*

Biegałem za śmiejącą się głośno Dilay po ogrodzie i spojrzałem na ciotkę, która rozmawiała o czymś z Jane, obserwując mnie uważnie. Przez kilka godzin mówiły, że tak dobrze dogaduję się z dzieciakami, więc na pewno będę kiedyś dobrym ojcem. Standardowy temat...

– Dobra, dzieciaki... Bo muszę dokończyć sprzątanie. A ty młoda jesteś już zmęczona.

– Tata! – Krzyknęła głośno, biegnąc w stronę samochodu.

– Dilay! Powoli, bo się przewrócisz! Córeczka tatusia – powiedziała Jane. – Pomogę ci poprzenosić te rzeczy do naszego samochodu.

– Poradzę sobie.

– Będzie szybciej. Tristan uważaj na nią, bo stoi przy drzwiach!

– Widzę! Cześć, wszystkim!

Wziął córkę na ręce, gdy wysiadł z samochodu i podszedł do nas, słuchając jej. Blondyn był niewiele niższy ode mnie i zajmował się architekturą. Lubiłem ich obserwować z Jane. Zawsze się sprzeczali i szturchali, ale sposób, w jaki na siebie patrzyli... Zazdrościłem im tego. Widać było, jak bardzo się kochają. Podał mi dłoń, którą uścisnąłem i pocałował żonę w głowę.

– Kevin, co ty jadłeś, że tak biegasz i biegasz? – Zapytał syna. – Jak wam idzie?

– Nie idzie... Dobra, Charlie. Przenosimy to.

– Ty weź małą – powiedział, podając Jane córkę. – Ja mu pomogę. Dużo tego macie? Do bagażnika od razu zapakujemy. Sam przyjechałeś? – Zapytał ciszej, gdy wszedł za mną do środka.

– Sam.

– Zostajemy do jutra, nie? – Zapytał Jane, która poszła za nami i kiwnęła głową. – To później pogadamy, jak pójdą spać.

– Jasne – odpowiedziałem mu. – Te kartony musimy spakować do samochodu.

Chodziłem późnym wieczorem po ogrodzie, zerkając co chwilę na telefon, ale sam nie miałam pojęcia, czy Mansi tego wieczoru zadzwoni czy nie. Odblokowałem telefon i od razu wszedłem w galerię, żeby zobaczyć jej selfie, które mi kiedyś wysłała po swojej małej ucieczce z domu.

– Napijesz się? – Usłyszałem za sobą i spojrzałem na Tristana, który przyniósł dwie butelki piwa.

– Chętnie.

– Myślisz o niej, co?

– Wiem, dlaczego wybrała tamten ośrodek... Musiała się odciąć od tego wszystkiego, co się teraz dzieje. Przecież prasa szaleje i by ją męczyli w domu albo w drodze na terapię... Czy nawet w szpitalu... Ma tam dobrych rehabilitantów... Ale tak chciałbym być przy niej.

– Jak mam być szczery, to myślałem, że już nie spotkasz kobiety, na której aż tak będzie ci zależało. A tu proszę...

– Ona jest zupełnie inna niż moje byłe – powiedziałem cicho, otwierając butelkę.

– Może to właśnie ta jedyna?

– Może...

– Jane mówiła, że chce cię jutro wyciągnąć na konie.

– Chce, ale nie wiem, czy mi się chce jechać taki kawał drogi tylko po to, żeby pojeździć.

– Chce, żebyś się trochę zrelaksował. Ja też myślę, że to dobry pomysł – stwierdził. – A ja tu trochę ogarnę, zanim wrócicie. Pomaluję pokój...

– Nie, nie musisz nic robić. I tak dużo mi pomogliście.

– Jesteśmy rodziną, Charles. Możesz czasem przyjąć naszą pomoc. Pojechalibyście rano, wrócilibyście na obiad. Byłeś z nią kiedyś na koniach? Mansi? Tak? Nie pomyliłem się?

Ochroniarz serca +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz