Księga XXIV

943 48 18
                                    

Przed przeczytaniem tego rozdziału zalecam zapoznać się z treścią innego mojego opowiadania pt. Więcej niż przeznaczenie", co pomoże rozjaśnić pewne kwestie, których tutaj nie wyjaśniłam. 

Zachęcam do komentowania ;)

Miłego czytania!

♔♔♔

Stanięcie oko w oko z osobami, które straciły dom głównie przez nieodpowiedzialne decyzje Andrelli było nie tylko trudne. Bała się. Dziewczynę przerażała myśl, że ją potępią, przeklną lub, co gorsza, odrzucą. Że nie będzie już dla nich nawet marną księżniczką. Obawiała się zarówno ich słów, jak i spojrzeń. Nie chciała widzieć w nich nawet odrobiny współczucia, bo to znaczyłoby, że kompletnie nie dała sobie rady, a próby pokonania oprawcy znaczyły dla jej ludu mniej niż chwast dla rolnika. Bała się wyrzutów ze strony ludzi, z którymi się wychowywała. Jej ciało opanowywał strach na samo wyobrażenie zatroskanych i pełnych nadziei wyrazów twarzy. Nie wszyscy trafili do niewoli, więc jak miała powiedzieć uwięzionym, że zapewne ich bliscy zostali już zabici? Nie mówiąc już o świadomości tortur, jakie musieli przejść, kiedy garcianie próbowali wyciągnąć od nich informacje o miejscu pobytu reszty. Każdy krok przybliżał ją do wolności poddanych, ale też do jej całkowitej niewoli. Nie potrafiła skupić się na niczym konkretnym. Nie wiedziała też, jak wytłumaczyć ludziom, że będzie musiała zostać w zamku i służyć oprawcom. To wszystko sprawiało, że czuła się koszmarnie.

Pisk wyrwał się spomiędzy jej spierzchniętych ust, kiedy usłyszała zgrzyt łańcuchów. Wzdrygnęła się. Dźwięk ten przypominał skowyt skatowanego zwierzęcia. Momentalnie poczuła, jakby niewidzialna ręka wniknęła w jej wnętrzności i boleśnie ścisnęła serce. Nie potrafiła podnieść wzroku. Strach sparaliżował całe ciało dziewczyny. Znienawidziła się za niespodziewaną słabość. Kiedyś nawet przez myśl by jej nie przeszło, aby bać się pobratymców, aczkolwiek po tym, co wycierpieli, wstydziła się swojego zachowania, które wepchnęło ich w szpony Władcy Kontynentu.

— Andrello? — Głos Gilrasa był słaby, ochrypły i boleśnie smutny.

Wbiła spojrzenie w porośnięte mchem kamienie. Wolała zastanawiać się nad obrzydlistwami, jakie zadomowiły się w lochu, niż wpatrywać się w cierpiącego przyjaciela. Podświadomie jednak czuła ulgę. Przeżył, a to wystarczyło, aby kąciki jej ust drgnęły ku górze.

— Przyszłam was uwolnić — powiedziała szybko, wyciągając z kieszeni sukni podarowane przez Meliasa klucze.

Nikt prócz Gilrasa się nie odzywał. Słyszała jedynie szczęk łańcuchów i delikatne szuranie stóp, świadczące o obecności większej ilości osób. Milczeli, przez co czuła się jeszcze gorzej. Nie wiedziała, czy są nią zawiedzeni, czy cieszą się na jej widok, a może tylko czekają na okazję, aby wbić jej nóż w plecy. Mimo obaw była gotowa na wszystko. Musiała ponieść konsekwencje, a ucieczka nie wchodziła w grę. Wstydziłaby się spojrzeć na siebie w lustrze, gdyby zostawiła ich na śmierć.

— Czekaj. — Złapał ją za dłoń, kiedy miała zamiar włożyć klucz do zamka. — Co musiałaś zrobić, żeby pozwolił ci nas uwolnić?

Odniosła wrażenie, jakby głos mężczyzny dochodził do niej zza grubej ściany. Słyszała go doskonale, lecz umysł skupił się na czymś zupełnie innym. Zamarła w bezruchu. Zapomniała nawet o oddychaniu. Ze łzami w oczach spoglądała na kościste palce zaciskające się na jej nadgarstku. Część paznokci zostało wyrwane, a pozostałe częściowo zwisały ze skóry. Krew zmieszana z brudem zdobiła niegdyś oliwkową cerę. Wręcz chorobliwa bladość przeraziła ją. Nie chciała wyobrażać sobie, co przeszedł przez te kilka miesięcy w tym lochu, ale nie potrafiła. Dlaczego torturowali niewinnych, skoro mogli robić to Andrelli? Zniosłaby wszystko, byle tylko byli bezpieczni.

Przeklęte Cesarstwo | Tom 1 | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz