Z uwagą przyglądała się wichurze za oknem. Pogoda w Garcii była okropna i choć początkowo ją zafascynowała, to ciągłe opady śniegu lub burze z czasem stawały się niezwykle nużące. W pierwszych dniach bała się każdego dźwięku, który mógł zwiastować, że sufit wali się jej na głowę. Nienawidziła wycia wiatru, trzaskania okiennic i zimnych kamieni. Nienawidziła wiecznego półmroku, chłodu wdzierającego się przez szpary, a już najbardziej ze wszystkiego w tym miejscu nie znosiła ludzi. Bała się ich o wiele bardziej od mrozu za oknem. Czasem przyłapywała się nawet na myśli, że zamarznięcie gdzieś wśród białego puchu byłoby o wiele przyjemniejsze od kolejnego upokorzenia.
Teraz wpatrywała się beznamiętnym wzrokiem w biel za oknem, mając nadzieję, że ta wypali jej oczy. Niektórych rzeczy wolała już nigdy więcej nie zobaczyć. Z dziwnych powodów pocałunek cara z księżną utkwił księżniczce w pamięci. Po nocach rozmyślała nad planem szybkiego uwiedzenia go. Był to w końcu dobry sposób na polepszenie swojej sytuacji i skoro kobiety od wieków z niego korzystały, to dlaczego ona miałaby nie spróbować? Kiedy jednak przypominała sobie o możliwości dzielenia z nim łoża, przechodziły ją nieprzyjemne ciary, a żołądek podchodził do gardła. Było chyba jeszcze za wcześnie na tak drastyczne zmiany w ich relacji. Co prawda po nocnym lepieniu pierogów nawiązała się między nimi swego rodzaju nić porozumienia. Od tygodnia widzieli się jedynie przelotnie. Przez całe siedem dni Andrella nie poczuła na sobie żadnej pięści. Spokój był podejrzany, ale nie zamierzała go zakłócać. Westchnęła ciężko, oparła się o parapet i przyłożyła czoło do lodowatej szyby.
Wróciła myślami do reszty mieszkańców zamku. Im lepiej ich poznawała, tym bardziej się ich brzydziła. Miała wrażenie, że większość dworzan pilnowała tylko czubka własnego nosa, choć nie przeszkadzało to w plotkowaniu. Hipokryci. Plotki szerzyły się w niewyobrażalnym tempie. Ledwo coś się wydarzyło, a już niemal wszyscy o tym słyszeli. Nie wiedziała, kim był Lord Soren, ale znała ilość burdeli, które odwiedził w zeszłym tygodniu. Jakaś tam księżna zapłaciła płatnemu zabójcy, aby ten zabił jej męża. Swoją drogą uważała to za najciekawszą informację, jaką udało jej się podsłuchać podczas wizyt u Mizette. Nie mówiąc już o tym, jakie bzdury słyszała o Meliasie. Trudno było uwierzyć, że jakakolwiek kobieta chciała z nim współżyć, lecz prócz Lizette znalazło się jeszcze kilka dam dworu. Współczuła wszystkim tym kobietom. Miały okropny gust.
— Śledzisz mnie? — Usłyszała tuż za sobą męski głos.
Złożyła ręce pod piersiami, żeby ukryć ich drżenie. Nie bała się. Po prostu było jej cholernie zimno.
— Lepiłeś kiedyś bałwana? — spytała, obserwując, jak z dachu spada zaspa i ląduje w miękkim puchu parę metrów niżej.
— Jako dziecko nie miałem ku temu okazji, ale później zdarzyło mi się kilka razy — odpowiedział.
Z pozoru proste pytanie dało jej całkiem sporo informacji. Z niewyjaśnionych przyczyn Garcia była jedynym krajem, w którym temperatura była tak niska, aby mogło cokolwiek zamarznąć. Wniosek więc nasuwał się tylko jeden.
— Dobrze wiedzieć, że nie jesteś garcianinem — tym razem odezwała się w jej ojczystym języku. — Skąd pochodzisz?
Po chwili tuż obok swojego odbicia dostrzegła ruch. Był to magik, który nagle znalazł się zbyt blisko niej. Niemal ocierali się ramionami.
— Z południa — odpowiedział wymijająco.
Z irytacją zgromiła go wzrokiem. Z takiej odległości mężczyzna wydawał się jeszcze bardziej doświadczony przez życie. W ciemnych włosach dostrzegła parę siwych kosmyków, ale zmarszczki w kącikach oczu i ust dodawały mu uroku. Chyba jako jedyny z poznanych dotąd mężczyzn nie miał spojrzenia pełnego pustki lub pogardy. Jego oczy miały obojętny wyraz, choć usta rozciągały się w kpiącym uśmieszku.
CZYTASZ
Przeklęte Cesarstwo | Tom 1 | Zakończone
Fantasy|w korekcie| W świecie, w którym trwa wojna, nic nie jest proste. Przerażeni ludzie wplątują się w układy, tworzą intrygi i zdradzają ukochanych tylko po to, by zachować swe życie. Podejmując choćby najprostszą decyzję, muszą liczyć się z tragicznym...