Księga XVII

608 39 7
                                    

Po zamknięciu oczu zobaczyła twarz władcy Garcii. Niby nic przerażającego, ale jednak wystarczyło, aby skuliła się na łóżku. Za każdym razem, gdy powracała myślami do tamtej koszmarnej chwili, czuła się, jakby car wciąż nad nią stał i trzymał w dłoni narzędzie jej upadku. Uderzenia bata o odsłoniętą skórę stały się koszmarem, którego nie potrafiła się pozbyć. Chciała zapomnieć, a blizny wydrapać do krwi, aby tylko zetrzeć ślady upokorzenia. Ilekroć patrzyła w lustro, dławiła w sobie krzyk. Miała ochotę wrzasnąć ile sił w płucach i uwolnić swój ból. Może bogowie usłyszeliby wtedy jej błagania? Przysłaliby pomoc? Pragnęła zobaczyć choć jeden znak, że nadal się nią opiekowali, że jej nie zostawili i że wszystko skończy się dobrze. Potrzebowała tego niemal tak bardzo, jak powietrza do oddychania. Nie chciała umrzeć sama.

Tej nocy czuła się wyjątkowo źle i wcale nie pomagała jej groźba cesarza. Była nią zdruzgotana, ale musiała wziąć odpowiedzialność za własne słowa. Po co tyle paplała? Musiała w końcu zapanować nad pewnymi cechami charakteru, przez które nieustannie pakowała się w kłopoty. Ojciec ostrzegał ją, że się doigra, i tak właśnie się działo. Dlaczego nie potrafiła się kontrolować? Przeklinała własną lekkomyślność. Przewracała się z boku na bok, bojąc się choćby najcichszego szmeru. Strach nie pozwalał jej się uspokoić. Nie umiała zasnąć, gdy lada chwila Melias mógł ją po raz kolejny skatować.

— Lubisz się nade mną pastwić, prawda? — szepnęła, wlepiwszy zmęczone spojrzenie w sufit.

Skoro car kontrolował cienie i mógł stać się jednym z nich, to nic nie stało mu na przeszkodzie, by ją w ten sposób obserwować. Miał możliwość śledzenia jej, choć nie było go nawet w pobliżu. W tamtej chwili słowa Gilrasa nabrały sensu. Cienie w tym zamku faktycznie posiadały uszy i oczy.

— Jeszcze kilka tygodni temu marzyłam o podróży po Kontynencie. — Westchnęła, a wspomnienia zalały jej umysł. Uśmiechnęła się mimowolnie. — Chciałam zwiedzić legendarne cesarstwo, lodowe krainy i w końcu poznać świat. Fascynowała mnie wasza kultura i zwyczaje, a na samą myśl o czekających mnie niebezpieczeństwach dostawałam gęsiej skórki. Pragnęłam przygód, oderwania od dworskiej rutyny. Mówiłam ojcu, że chcę najpierw poznać inne królestwa, zanim obejmę władzę, ale tak naprawdę chciałam po prostu uciec od odpowiedzialności. Wiedziałam, że nie nadaję się na królową, choć starałam się być jak najlepszą wersją siebie.

Narastające pieczenie w nosie zmusiło ją do przerwania monologu. Łzy stanęły jej w oczach, a poczcie winy sprawiło, że nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Przygniótł ją ciężar własnych występków, o jakich już dawno zapomniała. Przypomniały jej się wszystkie te chwile, kiedy kłóciła się z ojcem przez byle głupotę lub wysłuchiwała kazań, które w tamtym okresie wydawały się zupełnie niepotrzebne. Popełniła wiele błędów. Jednak z perspektywy czasu zrozumiała, że Halzar miał rację — jako królowa musiała być opanowana, a nie dzika jak do tej pory.

— Po zniknięciu ojca próbowałam przewodzić ludźmi. Nie byłam tchórzem. Walka o nasz dom wydawała mi się słuszną decyzją i byłam pewna, że król postąpiłby tak samo. Tymczasem wpędziłam wszystkich w pułapkę, zostaliśmy uwięzieni i nie wiadomo jakie piekło nam jeszcze zgotujesz... — Słone krople pociekły Andrelli po policzkach. — Zawiodłam.

Nie miało dla niej znaczenia, że car mógł wykorzystać jej słowa przeciwko niej. Nie chciała trzymać tego w sobie do końca życia, a wygadanie się ciemności wydawało jej się wtedy najrozsądniejszą opcją. Przecież sam mrok nie mógł jej skrzywdzić. W izbie wciąż trwała cisza, ale podświadomie czuła, że był w pobliżu, obserwował i czekał na okazję. Zapowiedział jej karę gorszą od poprzedniej. Byłaby głupia, myśląc, że blefował. Jak na polityka był zaskakująco słowny.

Przeklęte Cesarstwo | Tom 1 | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz