WKRÓTCE 18

48 5 28
                                    

°~♧Marinette♧~°

Idę sobie wzdłóż Sekwany, podziwiając panoramę Paryża. Otaczają mnie szczęśliwi i pełni życia ludzie. Sama taka jestem, w końcu okazało się, że jestem miłością życia miłości mojego życia!

Nagle czuję wibracje i ostry ból w okolicach skroni. Zaciskam oczy. W końcu pulsowanie ustaje, a ja mogę rozchylić powieki.

Zamieram.

Nie, nie, nie...

Po ludziach nie ma już śladu. Tak samo po sekwanie i panoramie miasta. Stoję na dachu w stroju Biedronki, dzierżąc swój nakrapiany atrybut i nie wiedząc co począć. Jestem bezradna.

Nie mogę nic porazdzić na przepołowiony księżcyc, zalane miasto i zamordowanych mieszkańców stolicy Francji, więc po prostu stoję bezczynnie w miejscu.

Nagle słyszę za sobą czyjeś kroki.

Czyli nie jestem sama? Nie przeżyłam jakiejś katastrofy jako jedyna?

Odwracam się, mając już z kimś się przywitać, lecz głos grzęźnie mi w gardle.

To jest...

Widzę przed sobą swojego partnera. Jednak jego strój nie jest wcale czarny. Wszystko, nawet jego włosy, jest jaskrawo białe. A oczy? Oczy takie puste i niebieskie.

Adrien pewnie też już nie żyje - przychodzi mi na myśl, gdyż już nie jestem tą dziewczyną spacerującą wzdłuż Sekwany. Nie wiem tego co ona – Czyli jesteśmy tu sami.

– Czarny Kocie, to ty? – pytam cicho, choć znam odpowiedź.

To jest on, lecz równocześnie już sobą nie jest.

– Nie jestem już Czarnym Kotem... Jestem Białym Kotem.

Czuję jak grunt zapada mi się pod nogami. Moje serce wali jak oszalałe. Nie potrafię opanować strachu.

Spadam.

A raczej tak się czuję.

Jakbym spadała w bezkresną otchłań, z której nie ma ucieczki...

– Marinette? – słyszę jak przez mgłę. Zamykam oczy – MARINETTE, KURWA OBUDŹ SIĘ!

***

– Jezu – zerwałam się z łóżka cała zlana potem. Z nienawiścią spojrzałam na Conrada, który wyrwał mnie ze snu.

Mimo wszystko w głębi serca dziękowałam mu za wyrwanie mnie z tamtego koszmaru.

Biały Kot, nie wiedzieć czemu, śnił mi się coraz częściej. Czuż, z drugiej strony czemu by się dziwić? Nigdy nie zapomnę o tej traumie.

– Nie marudź, pulpecie, tylko wstawaj, bo mama cię woła – mruknął blondyn, a ja ostentacyjnie przewróciłam oczami.

– Dobra, idę – kiedy chłopak już miał wychodzić, zawołałam – Ej, braciszku, ale nie zapomnij o wzięciu swoich leków na debilizm.

– Spierdalaj.

***

Jak się okazało na mamę musiałam czekać jeszcze dobre kilkanaście minut, gdyż wyszła na zakupy. Kiedy wróciła, od razu oznajmiła:

– Do roboty.

– Co?

– Kochanie, niedługo masz osiemnastkę! Musimy załatwić ci kieckę, zapraszać już gości...

The World Against Us Two ~ MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz