°~□Narrator□~°
W jednym z niepozornych paryskich domów pewna dziewczyna siedziała przy drewnianym biurku. Był już późny wieczór, więc zapaloną miała lampkę. Obmyślała dość poważny plan w dość niepoważnych warunkach. Aby lepiej się skupić, bazgrała na kartce motyle.
Gry pozorów.
Udawane zwycięstwa.
Notowała wszystko w swojej dość mądrej głowie.
Rozbicie.
Udawany spokój, aby uderzyć z podwójną siłą.
Wykorzystanie ich potęgi... Zemsta.
Ta właśnie dziewczyna dzięki kwami nieskończoności zyskała szansę. Zyskała szansę na zemstę. Setki lat wcześniej przez jakiegoś posiadacza klejnotu zginął członek jej rodziny. Od tamtego czasu wszystkie pokolenia Vidalów walczyły z posiadaczami miraculów, chcąc doprowadzić do ich doszczętnego zniszczenia.
Rzecz jasna Lina podtrzymywała ową tradycję.
Blondynka przetarła zmęczone oczy.
Teraz już tylko doprowadzić to do końca – pomyślała, wyłączając nocną lampkę i kładąc się do łóżka.
Linie nie było dane mieszkanie z rodzicami. Wychowała się pod opieką kompletnie nieznanego mężczyzny, który odnalazł ją po pożarze domu (to w jego wyniku została sierotą) i przy okazji odratował dzienniki, z których dowiedziała się o owym dziedzictwie.
No i do tego ocalił również Leo.
Leo był jej przyjacielem... Namacalnym aniołem stróżem... Chronił ją zawsze i wszędzie, bawił się i pocieszał w trudnych chwilach.
Tak, ten stary już golden retriever, to bardzo dobry pies...
***
Linę obudził szorstki, mokry jęzor na lewym policzki. Zachichotała i przytuliła swojego pupila, przyciskając oślinioną połowę twarzy do jego miękkiego futra.
Po kilku minutach pieszczot, udała się do łazienki, aby jakkolwiek się oganrąć. Wcisnęła się w czarne skinny ze średnim stanem oraz różową koszulę.
Już po chwili znajdowała się w kuchni, zabierając się za konsumpcję owsianki.
– Jak tam, motylku? – naprzeciwko niej zasiadł Thobias.
Choć Thobiasem tak naprawdę nie był, gdyż używał fauszywego imienia.
Tak jak Lina z resztą, lecz z tą różnicą, iż ona swoje prawdziwe mu zdradziła. A raczej on znał je od początku...
– Dobrze – uśmiechnęła się miło – Myślę, że mi się uda, Thobby.
Mężczyzna mrugnął do niej miło swoimi zielonymi oczami, a następnie przeczesał palcami przydługie blond włosy.
– Tylko nie zatracaj się w tym – pouczył ją – Chyba nie chcesz skończyć jak swój praprapraprapra-sra-dziadek.
– Dobrze, tato – mruknęła niby dla żartu, lecz dla siedzącego z nią mężczyzny znaczyło to wiele.
On również był całkiem sam na tym świecie. Co z tego, że przeżył wielką miłość, skoro i tak nic z tego nie wyszło? Teraz jego wybranka egzystuje sobie z kimś innym u boku i dwójką dzieci.
Thobias miał tylką swoją małą Linę...
A mała Lina tylko Thobiasa...
Tak właśnie to wyglądało. Lina i Thob przeciwko bohaterom, Paryżowi i całemu światu...
Na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BARDZO LUBIĘ POSTAĆ THOBIASA
KIEDYŚ BYĆ MOŻE ZROZUMIECIE
NWM, POWIEDZCIE JAK WAM SIĘ PODOBA NOWA POSIADACZKA MIRACULUM ĆMY, LA PHALÈNE?
(W POPRZEDNIM ROZDZIALE NAZWANO JĄ "PALENA", BO MARI I EJDŻRIEN MIĘDZY SOBĄ TAK MÓWILO)
POWIEM TAK.
DUŻO SIĘ STANIE W TEJ KSIĄŻCE
I SZCZEGÓLNIE DUŻO PRZEZ LINĘ, THOBIASA, EMILY I...
LUKĘ :)
LECZ ZOSTAWIAM WAS NARAZIE W NIEWIEDZY Z TYM OTO KTÓRKIM, LECZ BARDZO WAZNYK ROZDZIAŁEM
(CIEKAWE, CZY KTOŚ MNEI JUZ ROZGRYZŁ)
POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW
![](https://img.wattpad.com/cover/342836895-288-k269767.jpg)
CZYTASZ
The World Against Us Two ~ MLB
Fiksi PenggemarMarinette stara się pogodzić licealne życie z pracą superbohaterki i praktykami w prestiżowym domu mody, co nie zawsze jej wychodzi. Na szczęście może liczyć na swoje dwie przyjaciółki, głupkowatego, starszego brata oraz miłość swojego życia, o któr...