11

76 10 0
                                    

Zdążyła już zapomnieć jakie to uczucie. Wśród bujnych gąszczy była tylko miernym dawcą cienia, poruszającym się posłusznie między kolejnymi zaroślami. Czując na szyi ciężar drugiego ciała, połączonej z nią duszy, nie tęskniła za życiem pozostawionym na południu. Choć idąc przez las wydawać się mogło, że pokładające swe gałęzie leciwe drzewa właśnie składają pokłon dwóm wędrującym ku wolności księżniczkom.

Owiane mityczną aurą miejsce jeszcze nie zdołało zrobić im krzywdy. Aster bacznie obserwowała otoczenie. Śledziła każdy szelest, szepty roślin, melodie miejscowej fauny, delikatnie kołysane łodygi późną jesienną bryzą, której chłód słabł wobec gęstości zieleni. Spojrzawszy ku górze zza przyozdobionych odcieniami żółci liśćmi przebijały promienie zachodzącego słońca. Dawały jasny znak – nie dotrą na miejsce przed zmrokiem.

Nogi Ashley wlekły się bezwiednie po ziemi. Dziedziczka ognia czuła mocne uderzenia gorąca, zaślepiające jej zmysły. Skupiła się na oddechu, a ból utrudniał jej każdy kolejny wdech, lecz serce dalej walczyło. Czuło obecność chłodnego strumienia obok i chwytało się go jak ostatniej deski ratunku. Wbrew własnej naturze pragnęło tylko jego bliskości. Aster słyszała szum wodospadu, kierujący ją na północ. Tym razem podróż wydawała się przynajmniej kilkukrotnie dłuższa. Dziękowała oceanowi za tchnięcie w jej serce wody, gdyż jej szum w uszach zawsze doprowadził ją do celu.

Ostatnia smuga czerwonego światła odbijała się dumnie od tafli wody, jakby czekała, aż dotrą na miejsce. Przywitała ich radosnym pozdrowieniem, oświetlając pasmo zielonej trawy tuż przy lustrze jeziorka. Aster objęła wzrokiem polanę. Udało się. Wyczerpana, złożyła ostrożnie Ashley pod koroną ogromnego buku. Jego bracia i siostry otaczały całą łąkę wraz z wodospadem, lecz żadne inne drzewo nie dorównywało w swym majestacie temu jednemu. Jego pień szeroki na pięć stóp rozgałęział się ku niebu, dając nieocenione latem pokłady cienia. W tym miejscu cień mógł być przydatny nie tylko latem. Księżniczka wody złożyła bagaż obok, nim chwyciła ostrożnie twarz Ashley między swoje palce. Jej skóra wciąż pozostawała rozgrzana niczym magma. Zmusiła się, by pokazać swoje przekrwione oczy spod zmęczonych powiek.

- Jesteśmy. – Aster wypuściła kilka kropel z palców prawej dłoni, przyłożonej do ust Ashley. Dziewczyna ostrożnie pochwyciła je między wargi, spijając delikatnie wodę. Na tyle, na ile pozwalały jej otumanione zmysły, zbadała otoczenie. Nie potrafiła określić źródła szumu w uszach, ale zapach i drganie ziemi jednogłośnie wskazywały na obecność wodospadu. Pod dłońmi czuła miękki dywan. Poruszyła palcami, chcąc upewnić się, że dotyka właśnie trawy. Była inna niż ta pokrywająca resztę wyspy. Źdźbła stanowiły jedność. Wspierały się jedno na drugim, tworząc wyjątkowy splot, a ich korzenie osadzone były pośród mchu. Nie zaznały ludzkiej stopy ani nie doświadczyły faktury krwi. Nieskalane rosły tutaj, przy dzikim wodospadzie, bez najmniejszego udziału w wojnie. Takie, jakimi stworzyła je natura. Oparcia dla głowy księżniczki ognia użyczał leciwy buk, a jego kora była wygodniejsza niż niejedno łoże na wyspie. Próbowała unieść dłoń, by zbadać jego strukturę, lecz kłujące uczucie w klatce piersiowej wzbudziło protest w całym ciele.

- Rana... - wyszeptała, zmuszając się do spojrzenia w błękitne tęczówki Aster. Południowa księżniczka przytaknęła spokojnie, nim objęła jej plecy. Zdołała zdjąć opatrunek niemal bezboleśnie, wprawiona w sztuce, której pragnęła nigdy nie wykonywać. Widząc grymas na twarzy Aster, Ashley przeniosła wzrok niżej, lecz szybko znów przywarła potylicą do kory drzewa. Rana ociekała krwią, a obrzęk wokół niej nie ustępował. Księżniczka wody sięgnęła do torby, wyciągając z niej pustą już fiolkę.

- Kończą nam się leki. Powinnam cię umyć, żeby mogła się goić. – chwyciła podbródek dziewczyny, dostrzegając lekkie skinienie. Obie potrzebowały kąpieli. Od wielu dni nie miały okazji skorzystać z dobrodziejstwa zbiornika wodnego. Aster ostrożnie zdjęła z siebie wierzchnie odzienie, prędko zostając w samej bieliźnie. Chłodny podmuch wieczornego wiatru uderzył w jej blade ciało. Nie pragnęła niczego bardziej niż wbiec do lodowatej wody oceanu, by zmyć z siebie pot, krew i błoto. Teraz leśne źródło musiało jej wystarczyć. Strzepnęła ze skóry kilka małych robaczków, które zdołały wwędrować pod jej odzienie. Delikatnymi ruchami udało jej się rozdziać również Ashley. Dreszcz wstrząsnął ciałem zachodniej księżniczki. Zdążyła tylko poczuć chłód, nim ramiona Aster uniosły ją do góry. Zarzuciła swoje ręce na barki ukochanej, małymi kroczkami podążając razem z nią do źródła. Słyszała uderzającą taflę wodospadu, ale dopiero po zamoczeniu stóp zdała sobie sprawę z obecności wody. Od pięt po kark poczuła orzeźwienie. Wszystkie włoski na jej ciele stanęły dęba, ocucając zmęczone mięśnie. Zatrzymały się, kiedy jeziorko otaczało ich nogi wodą od kolan w dół.

Wojna o PokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz