NAOMI

48 9 0
                                    

Na początku wszystko było dobrze. Domek Aresa ćwiczył na arenie, domek Apollina wyśpiewywał serenady o dzieciakach od Demeter, które podlewały truskawki. Z domku Hypnosa dochodziło chrapanie, domek Afrodyty wypisywał na ścianach domków tuszem do rzęs różne obraźliwe uwagi na temat wyglądu, a pozostali obozowicze strzelali z łuku, próbowali nie zostać zmiarzdżeni przez ścianki wspinaczkowe, chodzili po lesie, śmiali się, pływali w jeziorze i robili wszystko to, co można robić na obozie przetrwania. Zwyczajny dzień u herosów. Annabeth wcześnie rano, zapakowała się do rydwanu z Butchem Walkerem, z domku Irys. Wzieła go tylko dlatego, że świetnie potrafił ujeżdżać pegazy.

  Naomi poszła powolnym spacerkiem w kierunku domku nr.13. Jak zwykle kotary były zasunięte. Zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Pchneła drzwi i weszła do środka. Nico siedział na łóżku i gapił sie na podłogę. Nie zauważył Naomi wiec dała o sobie znak
- Puk, puk?
Nico podskoczył i spojrzał na nią z przerażeniem. Uśmiechną się ironicznie.
- Kto tam?- zapytał
- Heros, który szuka schronienia. Hejka, panie Mroczny.
- Prosiłem żebyś tak do mnie nie mówiła- urwał i zlustrował ją wzrokiem- Ale nie moge się chyba sprzeciwiać tymczasowemu dyrektorowi obozu.
   Naomi nie miała pojęcia, jak on, nie wychodzac z tej dziury wszystko wiedział. Trudno jej było go rozgryźć, ale nie było to niemożliwe.
- Wyjeżdżasz znowu, prawda?- spytała z żalem.
  
Od jakiegos czasu Nico często opuszczał Obóz Herosów. Na poczatku jej to nie zdziwiło. Nico chodził swoimi drogami, ale potem zaczeła sie zastanawiać gdzie tak znika. I wyśledziła, że lata do Obozu Jupitera. To tam szkolili się rzymscy herosi. Oba obozy były w stanie wojny, po ostatniej rozrubie. Nico był jedynym greckim herosem, który tam podróżował. Oprócz niego wiedziała o tym tylko Naomi. I pewnie Chejron.
- Na pewno poradzisz sobie z obozem?
Zrobiła skwaszoną minę.
- Niewątpliwie. Jeżeli obozowicze się nie pozabijają to może będzie dobrze.
Odchrząkneła.
- Ale nie czas na doła. Idę się przejść. Powodzenia i do zobaczenia.
  I zanim Nico zdążył coś powiedzieć, wypadła przez drzwi i pobiegła do lasu.
     
  Kochała być otoczona przez drzewa. Driady wychylaly się zza swoich drzew. Ciagneły Naomi za włosy , śmiały się, a ona razem z nimi. Niektóre patrzyły na nią z szacunkiem, a nawet się kłaniały. Czasami rozmawiały z nią, albo opowiadały najnowsze plotki.
- Co dzisiaj w obozie?
- Kiedy macie bitwe o sztandar?
- Znasz jakiegoś miłego satyra?
  Przeważnie driady nie były rozmowne. Gdy widziały człowieka, robiły sie zielone i uciekały za drzewa. Przy niej sie tak nie zachowywały. Była ich cześcią, częścią natury. Usłyszała za sobą tętęt kopyt. Driady z piskiem pochowały się.

Chejron podbiegł do Naomi. Ubrany był w służbowy garnitur i miał muszkę pod szyją. W ręce trzymał walizkę.
- Nieźlę potrafisz się ukryć.- powiedział- Ale i tak każdy, kto Ciebie choć trochę zna będzie wiedział, żw jesteś w lesie. Przyszedłem powiedzieć, że zaraz wyjeżdżam. Twoim jedynym zadaniem jest przeprowadzenie lekcji łucznictwa.
  
Naomi podskoczyła z radości. Wiedziała, że strzela najlepiej na obozie. Nie chciała się tym przechwalać, ale taka była prawda. Centaur spojrzał nerwowo na zegarek.
- Na mnie juz czas. W razie czego dzwoń.
Uśmiechną się do niej i pogalopował w kieruku Wzgórza Herosów.
Dziewczyna odeszła pare kroków gdy usłyszała jak ktoś dyszy.
- Naomi!- Will Solace z domku Apollina wypadł zza drzew- Będziesz dzisiaj prowadziła lekcje łucznictwa?
- Eee... Tak, ale o co...
- A okej, dzięki!- I odbiegł w las.
  To było dziwne. Ale przecież nie takie rzeczy się juz widziało i, że otępiałość Will'a wywodzi sie z jego długiego biegu.

Odeszła zaledwie cztery kroki gdy usłyszała tupot stóp. Z lasu wypadł Nico.
- Człowiek nie może mieć już ani chwili spokoju?!- westchneła z rezygnacją- Co ty tu jeszcze robisz?
- Przenoszę się cieniem. Przecież wiesz.
- Tak, jasne. Więc powtórze: powodzenia.
   Spojrzała wymownie w bok.
- Czekaj. Zanim znowu gdzieś pójdziesz...
- Mam zamiar siedzieć cały dzień w lesie, wiesz?!
Nico odgarną włosy z czoła.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, niby czemu?- obruszyła się
- Eee... Unikasz kontaktu wzrokowego i wyraźnie nie chcesz ze mną gadać.
   Naomi spojrzała na niego z podełba. Oczy zaczeły jej niebezpiecznie migotać na fioletowo.
- Mam dużo rzeczy do zrobienia. Odczep się ode mnie.
Obruciła się, ale Nico złapał ją za rękaw.
- O co Ci chodzi?!
- O nic- warkneła i wyrwała się mu. Obrzuciła go jeszcze lekceważącym spojrzeniem i pobiegła w las.

- O bogowie. Co ja zrobiłam? Jak mogłam tak potraktowac Nicka?! Co mi odbiło?
- Powinnam go przeprosić- powiedziała na głos.
- A w sumie to jego wina, mógł się nie wtrącać.
  Usłyszała kroki. Może to on wrócił? Nie, to tylko Nyssa z domku numer 9.
- Mogę Ci zabrać chwilę?
Naomi powoli pokiwala głową.
- Tak, jasne. Skąd wiedziałaś gdzie jestem?
Nyssa zrobiła znudzoną minę.
-Dziewczyno... KAŻDY wie gdzie ty jesteś.
- Racja musze sobie znaleźć lepszą kryjówkę. To mów, o co chodzi?
- Akurat robimy nowy sprzęt.
- Do czego?
-  Do zabijania komarów. W tym roku są na prawdę okropne. Rzecz w tym, że potrzebujemy smoły.
- Skończyła sie Wam?
- Tak. Moi bracia urzadzili sobie wielką bitwę. W każdym razie, musimy wyjść do pobliskiego sklepu i ją kupić.
Naomi zamyśliła się.
- Czyli, że chcecie opuścić teren obozu?
- No...- Nyssa się zawachała- A mamy wyjście? Chcemy miec smołe do zrobienia maszyny do zabijania, to źle?
- Nie... Tylko... No dobra. Wybierzcie, bo ja wiem, z trzy osoby, i możecie iść.
Nyssa podbiegła i uściskała ją tak, że uszło z niej całe powietrze.
- Dzięki! Wiedziałam,że się zgodzisz!
- Jasne- Naomi sprobowała złapać oddech- Tylko macie wrócić najpóźniej za pół godziny.
- Tak!- odkrzykneła Nyssa w drodze do obozu.

Naomi znowu została sama. I znowu mogła sie użalać nad sobą. Była tylko ona i gorycz. Sam na sam...przez 33 sekundy. Potem przyszła ostatnia osoba, jaką chciałaby teraz spotkać, Drew. Z domku Afrodyty.
- Zaznaczam, że przyszłam tu ryzykując życie.
- Eee... Jakoś nie moge sobie tego wyobrazić?
- Dobra... Ale naraziłam swój manicure
Naomi poczuła, że nieznosi Afrodyty. To była jej najmniej ulubiona bogini. No bo co bogini miłości, może zrobić ze swoim życiem? Nic. Jej życie to tylko pustka. Przetykana manicurem i makijażami.

- Pozwoliłaś dzieciom Hefajstosa opuścić teren obozu?
- Tak. Ciebie to nie powinno obchodzić.
- Masz rację- zapatrzyła się w ziemię- Ach... Chejron popełnił ogromny błąd, zostawiając obóz pod twoja opieką. Ty nie jesteś NAWET półbogiem.
- Idź się wyżywać na kimś innym, Drew.
- Och... Naomi- kontynuowała niezrażona- To JA powinnam była żądzić obozem. Nie ty. Więc oddaj mi jego żądy.- dodała, zabarwiając każde słowo nutką czaromowy, która potrafiła każdego nakłonić do celów dziecka Afrodyty.
- Spadaj z tą swoją czaromową. Przestało to już na mnie robić wrażenie.
Drew uśmiechneła sie szyderczo.
- No tak... Wiesz kim trzeba być, żeby mi się oprzeć? Człowiekiem.
  Powiedziała to tak, jakby to była najobrzydliwsza rzecz na świecie. Naomi korciło, żeby jej powiedzieć ,, Albo osobą o zdrowych zmysłach". Drew była jej wrogiem numer 1. Może na następne święta zrobi jej plakietkę z napisem " Dręczycielka na medal". Na pewno by sie ucieszyła
- Drew Tanaka. Odejść.
W nastepnym ułamku sekundy Drew byla ciągnięta przez driady w stronę obozu.
- Au!-krzykneła, gdy wpadła na korzeń- Mój manicure! Połamię sobie paznokcie. I jeszcze będę miała szyszki we włosach.
- Dobrze Ci tak- mrukneła Naomi.

1150 słów

Krew ArtemidyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz