LEO

41 9 0
                                    

Leo uważał, że to wszystko idzie za szybko. W ciągu nie całych trzech godzin zdarzyło się tyle rzeczy. Niektórzy ludzie nie przeżyją tylu nigdy. Najpierw okazało sie, że jego kumpel, Jason, tak naprawde nigdy nie został jego przyjacielem, potem chłopak ze szkoły, zamienił sie w ventusa, ducha burzy, którego Jason pokonał, latając nad jego głową. I jeszcze Trener Hedge jest satyrem. A potem przyleciała Annabeth i powiedziała, że on, Jason i Piper są półbogami. Prawdopodobnie. Wsadziła ich do rydwanu i oznajmiła, że lecą do obozu herosów.

Leo nie bał się, czuł dziwną ekscytację. Może wreszcie pozna swojego ojca. Jego matka zgineła w pożarze gdy był mały. Od tamtej pory lądował w rodzinach zastępczych, z ktorych potem uciekał, aż w końcu trafił do Szkoły w Dziczy. Spojrzał na Jasona. Chłop był zdecydowanie lepiej zbudowany niż on. Miał jasne włosy, jak chełm na głowie, chorobliwie niebieskie oczy i amnezje. Jego przyjaciółka, Piper była brunetką. Sama sobie przycinała włosy nożyczkami więc nie miała ich idealnie równych. Nie umiał jej opisać. Piper, była Piper. Usłyszał szum.
- Coś jest nie tak- powiedział Butch
- Może paliwo się kończy?-spytał Leo
-Stary to jest rydwan- szepną Jason
   Annabet spojrzała na ziemię.
- Jesteśmy blisko.
-Blisko ziemi?! To chyba źle.- powiedziała Piper
-Nie, blisko obozu. Butch, do jeziora!
  
Nim sie Leo zdąrzył zorientować, uderzyli o taflę wody. Zachłysną się i rozmazał mu się wzrok. Wtedy ktoś go chwycił i wyrzucił na brzeg. Kaszląc, odczołgał się kawałek. Jego przyjaciele siedzieli obok, a jakieś kobiety w zwiewnych szatach, suszyły ich. Podleciały do niego i natychmiast wysechł. Na brzegu jeziora zgromadził sie tłum gapiów. Wszyscy przyglądali im sie z zaciekawieniem.
   
  Nagle przez tłum przepchneła się dziewczyna, chyba troche młodsza od niego. Miała kręcone, ciemno brazowe włosy, latynoską karnację i granatowe oczy, którymi dokładnie im się przypatrywała. Ubrana była w pomarańczowa koszulkę, taką jak ta Annabeth. Do tego miała dżinsy i narzuconą na to kurtkę pilotke. Jej wzrok przewiercał ich na wylot.
-Rozejść się!- Krzykneła do obozowiczów. Tłum niechętnie poszedł w stronę swoich zajęć, mruczac coś pod nosem.
- Ann- powiedziała- Kto to jest?
Mimo, że wyglądała na młodszą od Leona, uznał, że powienien trzymać gadulstwo na wodzy. Ładne dziewczyny, według jego mnie mania przeważnie posiadały broń niszczacą ludzkość. Z paska dziewczyny zwisał pokrowiec z którego wystawała srebrna klinga a na plecach miała kołczan wypełniony strzałami. Włosy falowały jej na wietrze i buzowała taką energią i emanowała taką pewnością siebie, że Leo był pewny: Nigdy się nie zawachała, gdy miała kogoś zabić.
- To Jason, Piper McLean i Leo Valdez- powiedziała Annabeth.

Dziewczyna uśmiechneła się tak łobuzersko, że wydawało się, że jej ulubioną rozrywką w wolnym czasie, jest zabieranie cudzych rzeczy.
- Jasne- odpowiedziała i zwróciła się do Leona i jego przyjaciół- Nazywam się Naomi. Możecie do mnie mówić Nel. Jestem tymczasowym dyrektorem obozu, ale skoro Annabeth wróciła, to...
- O nie, nie, nie- zaprotestowała Ann-Chejron tobie kazał byc przywódcom, nie mi. Mam inne rzeczy na głowie.
   
Jason zmierzył Naomi wzrokiem.
- Jesteś dyrektorką obozu?! Ile ty masz lat?!
Leo uznał, że to dość głupie mówić takim tonem do uzbrojonej dziewczyny, ale ona albo tego nie usłyszała, albo go zignorowała.
- Mam czternaście lat i, tak, jestem dyrektorką, ale tymczasową. Nie zapamietujcie mnie na tym stanowisku. Czy zostaliscie już uznani?
Piper pokręciła głową.
- Nie, my...- urwała. Leo zobaczył, że wszyscy sie na niego gapią. Cieszył się, że ta dziewczyna wreszcie zwróciła uwagę na niego , a nie na Jasona czy Piper. Jednak nie patrzyła na niego, tylko na coś co unosiło się nad nim. Wielki czerwony młot kowalski. Leo odskoczył, ale narzędzie poleciało za nim. Spojrzał na Naomi oczekując, że skoczy do walki z młotem, ale ona tylko uśmiechneła się.
- Witaj Leonie Valdez, synu Hefajstosa.

Annabeth wymieniła z nią kilka spojrzeń.
- No... To teraz mamy już jednego uznanego. Nel, niech go ktoś oprowadzi.
- Jasne, jasne- odpowiedziała Naomi i rozejrzała się po obozie- Will!!!- wrzasneła- Chodź tu!!!

Jasnowłosy chłopak w zielonej koszuli, narzuconej na obozową koszulkę, podbiegł do nich.
- Co tam?- zapytał z uśmiechem
- To jest Leo Valdez. Oprowadź go po obozie i pokaż mu domek numer 9.
  Will przyjrzał sie uważnie Leonowi i machnął na niego ręką.
- Chodź, stary. Będzie niezła zabawa

683 słowa

Krew ArtemidyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz