Cóż, chyba pora wracać
-Zee - wołała mnie Jes, szarpiąc przy tym moje ramię - obudź się!
-Jeszcze sekundkę - wymruczałem do poduszki.
-Wstawaj! - dostałem z pięści w ramię co wybudziło mnie do reszty. Cholera, chciałem jeszcze pospać. Specjalnie kupiłem jej samochód żeby nie musiała mnie rano budzić.
-Co? - odpowiedziałem przeciągle.
Wstałem do pozycji siedzącej i rozciągnąłem swoje ciało.
-Nareszcie!
-O co chodzi? - zastanawiałem się jaki był powód tego, że mnie obudziła.
-Muszę posprzątać. Jest sobota, a to jest mój pokój.
-Myślałem, że skoro się kochamy i te sprawy to nie ma znaczenia, który pokój jest kogo.
-Nie jesteśmy małżeństwem, a ja potrzebuję prywatności.
Co do ...?
-O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi.
-Chcę żebyś tylko wyszedł z mojego pokoju - westchnęła ciężko.
-Dobrze - prychnąłem i to zrobiłem. To było dziwne. Zachowywała się jak kiedyś. Zależy mu tylko na pieprzeniu, a nie na związku.
Oschła, nie dopuszczająca uczucia. Może mi się zdaję, ale chyba znowu jestem w punkcie wyjścia. Wróciłem do swojego pokoju i z powodu braku zajęć również zacząłem go sprzątać. Nie mam jakiegoś mega syfu, ale kurz sam nie odleci.
Nawet kiedy zająłem się sprzątaniem, wciąż po mojej głowie krążyła Jesy z dzisiejszego ranka. Wkurzyło mnie to, ale okej. Jeśli nasz związek ma polegać na ciągłym wracaniu do punktu wejścia to nie wiem czy długo tak wytrzymam.
Nie myślę jeszcze o zakładaniu rodziny, ale to się zmieni. Z czasem będę tego pragnął, a związek z Jes mi tego nie da. Kocham ją i nic tego nie zmieni, mimo to wiem, że kiedyś chęć wyjścia za nią mnie nie ominię i boję się, że odmówi.
***
10⭐, 3 kom = next