Rozdział 6

201 30 6
                                    

Cóż, chyba pora wracać

-Zee - wołała mnie Jes, szarpiąc przy tym moje ramię - obudź się!

-Jeszcze sekundkę - wymruczałem do poduszki.

-Wstawaj! - dostałem z pięści w ramię co wybudziło mnie do reszty. Cholera, chciałem jeszcze pospać. Specjalnie kupiłem jej samochód żeby nie musiała mnie rano budzić.

-Co? - odpowiedziałem przeciągle.

Wstałem do pozycji siedzącej i rozciągnąłem swoje ciało.

-Nareszcie!

-O co chodzi? - zastanawiałem się jaki był powód tego, że mnie obudziła.

-Muszę posprzątać. Jest sobota, a to jest mój pokój.

-Myślałem, że skoro się kochamy i te sprawy to nie ma znaczenia, który pokój jest kogo.

-Nie jesteśmy małżeństwem, a ja potrzebuję prywatności.

Co do ...?

-O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi.

-Chcę żebyś tylko wyszedł z mojego pokoju - westchnęła ciężko.

-Dobrze - prychnąłem i to zrobiłem. To było dziwne. Zachowywała się jak kiedyś. Zależy mu tylko na pieprzeniu, a nie na związku.

Oschła, nie dopuszczająca uczucia. Może mi się zdaję, ale chyba znowu jestem w punkcie wyjścia. Wróciłem do swojego pokoju i z powodu braku zajęć również zacząłem go sprzątać. Nie mam jakiegoś mega syfu, ale kurz sam nie odleci.

Nawet kiedy zająłem się sprzątaniem, wciąż po mojej głowie krążyła Jesy z dzisiejszego ranka. Wkurzyło mnie to, ale okej. Jeśli nasz związek ma polegać na ciągłym wracaniu do punktu wejścia to nie wiem czy długo tak wytrzymam.

Nie myślę jeszcze o zakładaniu rodziny, ale to się zmieni. Z czasem będę tego pragnął, a związek z Jes mi tego nie da. Kocham ją i nic tego nie zmieni, mimo to wiem, że kiedyś chęć wyjścia za nią mnie nie ominię i boję się, że odmówi.

***

10⭐, 3 kom = next

Promise || z.m [2/2] ✏️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz