To był wypadek, kiedy trochę zbytnio się pospieszyłem. Chcąc jak najszybciej udać się do biura w bazie, nie zauważyłem kilku stojących na tacy kieliszków na barze. Nie wiedziałem jakim cudem o nie zahaczyłem, aczkolwiek, uderzyły one na tyle mocno o panele, że wszystko poleciało prosto pod moje nogi. Wstrzymałem oddech na dźwięk tłuczonego szkła i rozejrzałem się wokół, czy nikt tego nie widział.
Z zestawu sześciu idealnie zdobionych (ulubionych Erwina) lampek ostały się na pierwszy rzut oka trzy. Do jednej dłoni wziąłem dwie, a kiedy miałem brać ostatnią, ta pechowo, gdy tylko ją ruszyłem, rozbiła się na kilka kawałków. Serce biło mi jak szalone, chłopaki czekali na mnie przed bazą, w każdej chwili mogli zobaczyć co takiego narobiłem.
Chciałem pozbierać te największe kawałki, lecz moje dłonie zaczęły się cholernie trząść. Nie kontrolowałem tego. Nie mogłem się uspokoić, głębokie oddechy nie działały. Wszystko spotęgowały nadchodzące odgłosy ciężkiego kroku. Już chwilę później masywne drzwi szybko się otworzyły, co miało zwiastować początek wyzwisk.
W strachu modliłem się, by nie był to Erwin lub David, ktokolwiek kto mógł podnieść na mnie głos. Niestety niebiosa mnie nie wysłuchały i zesłały jedynego w sobie Gilkenly'ego, czyli trafiłem najgorzej jak mogłem. Poważna twarz bruneta sprawiła, że o mało co nie zszedłem na zawał przed tym, jak zostałem przyłapany w miejscu zbrodni. Zamknąłem powieki widząc jak heterochromik powoli otwiera usta. Nie miałem nic na swoją obronę.
— Nic ci nie jest? Puść to szkło do cholery. — Na spokojny ton aż rozszerzyłem oczy, przecież miałem dostać właśnie największy opierdol.
David prędko podszedł do mnie i zabrał dwa całe kieliszki z jednej ręki. Gdy tylko odstawił je na bar, zajął się kawałkami w mojej drugiej dłoni. Ostrożnie je zabrał, byśmy obaj się nie pokaleczyli i wyrzucił je do kosza.
— Nie chciałem. — Szepnąłem spoglądając szybko na swoje dłonie. Nawet nie wyczułem tego, jak pociąłem sobie palce i część dłoni.
— I tak były do wyjebania. Tanie ścierwo. — Ostatnie zdanie powiedział pod nosem lecz ja bez problemu go usłyszałem. Aż kącik moich ust sam poszedł do góry. Troszkę mnie to rozbawiło. — Ej Erwin, my dojedziemy do was. — Zakomunikował brunet na radiu, na co spotkał się z twierdzącą odpowiedzią. — Uważaj, chodź do łazienki.
Nadal w lekkim szoku powoli się podniósłem i uważając, by niczego nie poplamić, ruszyłem za chłopakiem. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Ojciec zawsze na mnie krzyczał, gdy zbiłem cokolwiek z drogiej zastawy. Prawdopodobnie dlatego zawsze reagowałem w taki głupi sposób. Całe szczęście pochamowałem łzy i płytki oddech. W innym wypadku zapadłbym się pod ziemię.
Gilkenly pociągnął moją rękę pod wodę i latarką telefonu ją oświetlił. Nie zauważyłem żadnego odłamka w mojej skórze, na co dziękowałem niebiosom.
Gdy starszy zakładał opatrunek, zacisnąłem zęby, żeby nie pisnąć z bólu. Nieprzyjemnie pieczenie doprowadzało mnie do zawrotów głowy. Dodatkowo David cały czas milczał, nie wiedziałem po czym stąpam.
— Będziesz żyć. Do samochodu. — Odłożył apteczkę i ruszył ku wyjściu. — Mam zapasową klamę w samochodzie.
Dosłownie jakby czytał mi w myślach. Podążyłem za nim żwawym krokiem nie chcąc opóźniać dodatkowo akcji.
— Myślałem, że będziesz krzyczeć. — Rzuciłem nieśmiało spoglądając na kierowcę, kiedy wyruszyliśmy.
— Wyglądałeś, jakbyś miał się zaraz popłakać, nie jestem chujem. — Wzruszył ramionami.
— Ej! Nie prawda. — Okej, byłem wystraszony, ale w życiu nie popłakałbym się w takim miejscu. Nie przy nich.
— Też krzyczeli na ciebie w domu? — Krótko spojrzał na mnie, na co zmarszyłem brwi. Jednak nie byłem sam z traumatycznym dzieciństwem.
— Może jednak mamy coś wspólnego. — Zachichotałem podobnie jak Gilkenly.
— Dobra, dość tych czułości. — Pokręcił głową, a ja się szeroko uśmiechnąłem.
Nie byłem sam.
579 słów
Tym razem krzykacz, który nie podniósł głosu.
CZYTASZ
Speedo parenting issues ~short shots~
FanfictionPamiętnik Speedo. W życiu nie przyznałby się do jakichkolwiek swoich problemów. Nie przyznawał się nawet do swoich rodziców, byli obcymi. Nie doznał od nich miłości, opieki i troski. Nic więc dziwnego, że czułe gesty wpływały na niego wyjątkowo mocn...