Ataki paniki nie były dla mnie niczym obcym. Był to ten konkretny stan, z którego mimo dobrego samopoczucia, po prostu wpadałem bez możliwości wyjścia. A los nigdy nie był po mojej stronie. Dlatego gdy nagle poczułem duszności, drętwienie rąk i dziwny nacisk na sercu, od razu ruszyłem za warsztat i usiadłem przy ścianie. Kolana przyciągnąłem pod samą brodę oraz wziąłem kilka głęboki wdechów, które miały mi pomóc. W głowie powtarzałem sobie, że wszystko jest w porządku i nagły napływ stresu nie jest niczym poparty. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego nie jestem w stanie dotrzeć do własnej głowy.
Złożyłem twarz w trzęsących dłoniach chcąc ukryć się przed światem. Nie chciałem nic widzieć. Najlepiej, jakbym mógł na moment zlać się z cieniem. Serce biło tak głośno, że obawiałem się, że słychać go nawet przez głośną muzykę w warsztacie.
Więc gdy nagle poczułem dłoń na swoim kolanie, podskoczyłem, a z moich ust wydobył się urwany oddech, który brzmiał, jakbym zadławił się powietrzem. Nie mógłem rozpoznać osoby przed sobą przez napływ łez, które jeszcze grzecznie trzymały się w oczach, była to jednak kwestia sekund kiedy zlecą po policzkach, a ja zapadnę się pod ziemię.
— Spokojnie, jestem z tobą. — Dwie dłonie na moich ramionach wręcz na mnie naparły. Poczucie uziemienia i tej ciężkości pozwoliło mi skupić się na tym nowym uczuciu. — Oddychaj ze mną, w porządku?
Od razu pokiwałem głową na tak. Nie ważne kto był przede mną, nie chciał zrobić mi krzywdy. Dlatego gdy zaczął delikatnie jeździć po moich ramionach było mi łatwiej załapać rytm. Brałem oddechy gdy ręce przybysza jechały na samą górę aż do barków, a wydychałem, kiedy zatrzymywały się na łokciach. Do tego mężczyzna, to rozpoznałem po głosie i chrapowatych dłoniach, mówił do mnie spokojnym tonem, jakby nic się właśnie nie działo. Wszystko jest okej, świetnie mi idzie i zaopiekuje się teraz mną.
W końcu udało mi się jakkolwiek odzyskać pełne czucie w rękach. Szybko przeniosłem je na twarz i rękawem bluzy wytarłem niewielkie krople, które zdążyły nagromadzić się na mojej twarzy.
— Czujesz się już lepiej? — Zapytał Laborant przenosząc się obok mnie i również siadając pod ścianą.
Znowu mruknąłem twierdząco i teraz już samodzielnie zadbałem o swój oddech. Michael cierpliwie przy mnie czekał trzymając dużą dłoń na moich plecach. Byłem mu tak cholernie za to wdzięczny, bo nie wydawał się rozbawiony. Gdy powoli podniosłem wzrok i natrafiłem na jego luźno założone ramię oraz zrelaksowaną pozycję, poczułem się lepiej.
Nagle powietrze wydawało się być normalne i wszystko trafiało prosto do moich płuc. Serce powoli się uspokajało, a oczy przestały łzawić. Nawet wróciły do mnie ostatnie pokłady energii dzięki czemu odzyskałem swój głos.
— Tak...chyba tak. — Kiwnąłem głową i w końcu puściłem kolana z uścisku. Odchyliłem plecy, a przez to, że Quinn bezproblemowo mnie trzymał, opadłem na jego ramie. — Dzięki. — Rzuciłem trochę skrępowany pod nosem, mimo wszystko musiałem wyglądać żałośnie.
— Coś się stało na warsztacie? Lucas powiedział, że tak nagle wyszedłeś bez słowa. — Potarł delikatnie mój bark dodając mi dodatkowo otuchy.
— Nic tak właściwie. Nawet nie wiem, czym się tak zestresowałem. Wydarzyło się ostatnio dużo głupot i chyba wszystkie znalazły ujście. — Westchnąłem rozbawiony, doprawdy, czasem byłem dla siebie kompletnie opcym.
— Mam nadzieję, że udało ci się wyładować emocje. — Powiedział bardziej entuzjastycznie, a następnie wstał na równe nogi. — Góra. — Wystawił w moją stronę dłoń, którą od razu chwyciłem.
Ponownie oparłem się o ścianę i przetarłem twarz. Wziąłem jeszcze kilka głębokich oddechów, które otoczyły całe moje płuca. Czułem się, jakbym wydychał właśnie wszystkie moje problemy. Było mi lżej, o wiele.
Labo położył dłoń na mojej głowie i chichocząc potargał moje włosy. Również się zaśmiałem i troszkę zawstydzony założyłem ramiona na piersi.
Miałem przy sobie przyjaciół, którzy się o mnie troszczyli.
604 słowa
Tak, zapomniałam wrzucić rozdziału :>
CZYTASZ
Speedo parenting issues ~short shots~
FanficPamiętnik Speedo. W życiu nie przyznałby się do jakichkolwiek swoich problemów. Nie przyznawał się nawet do swoich rodziców, byli obcymi. Nie doznał od nich miłości, opieki i troski. Nic więc dziwnego, że czułe gesty wpływały na niego wyjątkowo mocn...