Rozdział 1 - Walka

9 2 6
                                    

Lilith

Adrenalina. Organiczny związek chemiczny, hormon zwierzęcy i neuroprzekaźnik katecholaminowy wytwarzany przez gruczoły dokrewne pochodzące z grzebienia nerwowego (rdzeń nadnerczy, ciałka przyzwojowe, komórki C tarczycy) i wydzielany na zakończeniach włókien współczulnego układu nerwowego.

Adrenalina określana jest też jako hormon 3xF, czyli hormon strachu, walki i ucieczki. Odgrywa decydującą rolę w mechanizmie stresu, czyli błyskawicznej reakcji organizmu człowieka i zwierząt kręgowych na zagrożenie, objawiających się przyspieszonym biciem serca, wzrostem ciśnienia krwi, rozszerzeniem oskrzeli, krtani oraz źrenic.

Towarzyszy nam od momentu narodzin aż do śmierci. To ona sprawia, że żyjemy. Pomaga nam przetrwać. Buzuje w naszych żyłach i pobudza nas do działania. Jest naszym wewnętrznym zapalnikiem. Pomaga nam w momentach ciężkich wyborów i pcha nas do działania.

Gdy walczymy, to właśnie ona sprawia, iż chcemy tę walkę wygrać. Gdy się boimy, przyspiesza bicie naszego serca.

I właśnie tu stałam ja.

Pośrodku ringu, próbując wygrać za wszelką cenę.

Byłam tylko ja z moimi myślami, nie słysząc nic oprócz bicia serca. Wiedziałam, że Skye na mnie krzyczała, powtarzając mi ruchy, które mam wykonać. Nie chciałam jej zawieźć tak jak Luke'a.

I właśnie w tym momencie wszystko we mnie uderzyło.

Wymierzyłam kolejny cios, tym razem mocniejszy i bardziej sprecyzowany. Odepchnęłam przeciwniczkę od siebie, gdy chciała zadać kolejny cios zrobiłam zajstep i wyprowadziłam lewy sierpowy.

Trafiłam.

Przeszłam do ataku, gdy miałam wyprowadzać kolejny cios, kątem oka zauważyłam podnoszącą się nogę, więc wykonałam szybki unik. Następnie wykonałam front kick lecz moja przeciwniczka złapała moją nogę. Nie zastanawiając się długo podskoczyłam i wyprowadziłam side kick, który trafił w głowę zawodniczki. Ta puściła moją nogę wiec przy wylądowaniu było mi o wiele łatwiej. Miałam przejść do następnego ataku, gdy zauważyłam, iż bokserka zaczęła się zataczać.

Upadła.

Znokautowałam ją, co było jednoznaczne z wygraniem.

Na ring wszedł sędzia i zaczął odliczać. Po upływie ósemki zauważyłam Skye pełną euforii, która po całkowitym odliczeniu wpadła na ring jak burza i zaczęła mnie przytulać.

Była ze mnie dumna.

Sędzia odczekał jeszcze dwie minuty by podejść do mnie i ogłosić mnie zwyciężczynią.

Widownia wiwatowała z radości, a ja widziałam jak moją przeciwniczkę wynoszą do szatni. W ostatniej chwili zauważyłam Mitchella patrzącego się na mnie z pełnym wkurwienia wzrokiem, który zniknął w szatni.

***

Po gratulacjach od wszystkich zdecydowałam udać się do szatni, w której czekała już na mnie Skye.

Wchodząc do niej zauważyłam, że światła są wyłączone, więc je zapaliłam.

Gdy zaczęły oświetlać pomieszczenie dostrzegłam cztery dodatkowe postacie, które rzuciły się na mnie jak tylko zdołałam stanąć  w miejscu.

Zaczęli mnie przytulać i mówić jak bardzo są ze mnie dumni. Zaczęliśmy rozmawiać o tym jak mój knockout powalił wszystkich widzów i jaką sensacją będzie przez najbliższe tygodnie.

Rozmawialiśmy do puki ktoś nie zapukał w drzwi.

Nie zdziwiło mnie to zbytnio, gdyż czasem fani po walce chcą zrobić sobie ze mną zdjęcie bądź zdobyć mój autograf. Czekają wiec przy szatni, do której nie wpuszcza ich żaden ochroniarz, gdyż straciliby nie tylko pracę, lecz pukają do drzwi, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Gdy Skye otworzyła drzwi, ujrzeliśmy Mitchella. Luke, który cały czas trzymał moją dłoń nagle wstał i przyjął pozycję obronną, z resztą jak prawie każdy. Atmosfera w pomieszczeniu nagle zgęstniała. Wszyscy się spięli. Gdy tylko Mitch chciał wejść do szatni, Luke zastąpił mu drogę.

-Woah, spokojnie chłopcze, przyszedłem tylko pogratulować – po tych słowach wiedziałam o co mu chodziło. Skye również, gdyż spięła się jeszcze bardziej.

-Tylko tyle? Przecież Ty nigdy nie gratulujesz – prychnął Luke, który był już wystarczająco rozzłoszczony obecnością trenera.

-Ludzie się zmieniają, nie prawdaż?

-Ty i zmiana? – tym razem Skye podjęła głos.

-Dobra już. Przyszedł pogratulować to dziękuję, a teraz do widzenia – teraz ja zabrałam głos, bo byłam zmęczona i chciałam spokojnie wrócić do domu. Wizja mojego materaca sprawiała, że jeszcze bardziej chciało mi się spać.

-W końcu ktoś z sensem, a więc jeszcze raz grat... – nie zdążył dokończyć, gdyż Maya zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

-May... rozmawiałyśmy o tym.

-Oj Lil, no weź. Przecież wszyscy go nie lubimy, a on już mnie denerwował – na jej wypowiedź przewróciłam oczami.

-Dobra ja idę się myć i zmienić ciuchy, bo śmierdzę niemiłosiernie.

-Tylko się nie utop – rzucił na szybko Jack, który przytulał się do Cami.

***

Po piętnastu minutach wyszłam z łazienki do praktycznie opustoszałej szatni. Został w niej jedynie Luke.

-Jest i nasza gwiazda – uśmiechnął się jak debil, a w jego błękitnych oczach pojawiły się iskry.

Przewróciłam oczami, na co ten uśmiechnął się jeszcze bardziej.

-Poradziłaś sobie dzisiaj cudownie – powiedział, po czym podszedł do mnie i objął mnie swoimi ramionami. – Jedyne czego żałuję to tego, że nie zobaczyłem twarzy Madison, gdy się obudziła po twoim wspaniałym nokaucie.

Kąciki moich ust drgnęły ku górze. Był dobry. 

Za dobry.

Nie zasługiwałam na niego.

Nie po tym co musiałam zrobić. Byłam samolubna, ale nie chciałam pozwolić mu odejść.

Pocałował mnie. Pocałunek był słodki i delikatny, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Trwał krótko, lecz zdołał mnie trochę rozluźnić.

-Jest jeszcze Skye? Mam do niej sprawę – nie chciałam mu mówić. To by tylko wszystko pogorszyło.

-Mówiła, że idzie ochrzanić ochroniarzy za niedopilnowanie ich pracy.

-Mówisz mi, że nasza Skye użyła tych o to słów? Przecież to nie w jej stylu.

-Nie tych dokładnie, ale w większym skrócie omijając przekleństwa i wyzwiska w stronę ich rodziny i obiadu, to możliwe, że te słowa wyszłyby z jej ust – pokręciłam głową z niedowierzaniem. Modliłam się tylko, aby ochroniarze przeżyli spotkanie z wkurwioną Skye.

-Pójdę sprawdzić czy jeszcze żyją. W tych czasach ciężko o dobrych ochroniarzy. - Pocałował mnie w czoło, a ja posłałam mu szybki uśmiech.

-Spakuje torby i będę czekał przy samochodzie – rzucił na odchodne.


The Second LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz