— Beatrice Ayres.
Dziewczyna wstał z niewygodnego krzesełka, które potwornie zaskrzypiało. Złapała za rączkę torby, którą kilka minut wcześniej położyła na podłodze i posłała delikatny uśmiech do kobiety, która wyszła z gabinetu i ruchem ręki zaprosiła ją do środka.
Nie rozumiała dlaczego jej imię zostało wyczytane z listy. To nie tak, że na korytarzu czekało kilka nastolatek, które zostały przeniesione w połowie roku szkolnego. Szkoła nawet nie była duża, mimo tego, że była jedyną szkołą średnią w mieście. Dodatkowo jeszcze dziesięć minut temu sama weszła do sekretariatu i się przedstawiła. Może kobieta chciała zachować się profesjonalnie i dodać powagi tej sprawie?
— Zestresowana?
Zapytała z szerokim uśmiechem na ustach. Siedziała już za biurkiem i swoimi długimi paznokciami uderzała w klawiaturę komputera.
— Tak — skłamała, bo tego nauczyło ją doświadczenie. Nie czuła stresu przez ostatnie trzy przeprowadzki, ale ludzie zawsze krzywili się, gdy o tym mówiła. Jakby była nadętą dziewuchą. Okłamanie szkolnej sekretarki nie było niczym wielkim, więc Beatrice nie czuła wyrzutów sumienia.
Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Miało jedno okno i parapet wypełniony kwiatami. W pomieszczeniu pachniało kawą i starymi książkami, a ta mieszanka była zadziwiająco przyjemna dla nosa. Po prawej stronie były dębowe drzwi z tabliczką sugerującą, że to drzwi do gabinetu dyrektora. Beatrice poznała go trzy dni temu, gdy pierwszy raz przekroczyła próg szkoły razem z rodzicami. Musieli dostarczyć ostatnie dokumenty i najwidoczniej przybycie nowego ucznia było ogromnym wydarzeniem. W piątkowe popołudnie dyrektor szkoły przywitał ich u szczytu schodów. Uśmiechał się promiennie i radośnie powitał ich w skromnych progach szkoły. Naprawdę skromnych.
Nastolatka chodziła już do ośmiu różnych szkół i wszystkie znajdowały się w małych miasteczkach, ale żadna z nich nie była tak mała. Czuła, że każdy zna tu każdego od urodzenia i ciężko będzie jej dołączyć. Nie przejmowała się tym za bardzo, bo za mniej niż pół roku ruszy z rodziną w kolejne miejsce. I kolejne. I tak do ukończenia szkoły średniej. Potem pójdzie na studia i osiądzie w jednym miejscu na kilka lat. To przyziemne marzenie, ale jedyne jakie chwilowo posiadała.
— Na pewno wszyscy cię tu pokochają, skarbie.
— Mam taką nadzieję.
Niespecjalnie jej na tym zależało, ale wolała grać. Nikt z dorosłych nie chcę słuchać dziecka mówiącego o tym, że ma gdzieś czy koledzy z klasy go polubią.
— Tutaj jest twój plan — kobieta podała jej kartkę papieru. Zazwyczaj dostawała go w formie elektronicznej, ale papier też jest okej. Najwyżej zrobi zdjęcie. — A tutaj szkolna legitymacja. Próbowałam znaleźć rozkład szkoły, żeby łatwiej było ci się odnaleźć, ale nigdzie go nie ma. Na nasze szczęście szkoła nie jest duża więc jestem pewna, że poradzisz sobie bez niego.
— Zapytam kogoś o drogę, a potem po prostu będę szła za tłumem.
— Jaka zaradna — kobieta powiedziała odrobinę zbyt radosnym głosem. — Lekcje zaczynają się za dziesięć minut. Pierwsza masz matematykę, słabe rozpoczęcie poniedziałku — urwała na chwilę, a na jej twarzy pojawił się grymas. — Sala 10B. Musisz dojść do końca korytarza, wejść schodami na piętro i sala będzie pierwszymi drzwiami po lewej.
— Dziękuję.
Beatrice szybko opuściła sekretariat i ruszyła w drogę do sali według wskazówek sekretarki.
Na korytarzu minęła tylko jedną osobę. Chłopak siedział na szerokim parapecie, a jego powieki były zamknięte. Najwidoczniej łapał jeszcze kilka minut snu zanim zaczną się poniedziałkowe lekcje. Miał na sobie bluzę z logo szkoły, więc pewnie grał w drużynie. Musiał wyczuć jej spojrzenie, bo otworzył gwałtownie oczy. Szybko odwróciła się do niego plecami i popędziła schodami w górę. Zatrzymała się przy odpowiedniej sali, ale nikogo tam nie było. Po chwili usłyszała głosy dochodzące zza drzwi z tabliczką 10B. Złapała za klamkę i weszła do środka. Spojrzenia wszystkich skierowały się w jej stronę co było całkowicie normalne. Zawsze działo się to samo.
Nie widziała nauczyciela, więc poszła w kierunku tylnych ławek gdzie było wolne miejsce. Po drugiej stronie ławki siedziała rudowłosa dziewczyna, która od razu odwróciła się w jej stronę i wyciągnęła dłoń. Dłoń była cała w piegach i kolorowych rysunkach wykonanych przez mazaki.
— Hej, jesteś nowa?
— Tak.
— Jestem Baby.
— Baby?
— Barbara, ale Baby brzmi lepiej — dziewczyna powiedziała z szerokim uśmiechem. Może to zwyczaj tego miasta? By być szczęśliwym?
— Tak, znacznie lepiej — zgodziła się i wyciągnęła swój zeszyt i podręcznik. — Jestem Beatrice.
— A jak zwracają się do ciebie inni?
— Beatrice.
— Dość nudno — rudowłosa wymamrotała pod nosem i złapała za niebieski mazak, którym narysowała małe serduszko na wierzchu swojej dłoni. — Pan Lincoln zawsze się spóźnia, więc jeśli i ty zaśpisz na lekcję z nim to niespecjalnie się tym przejmuj. To w sumie powód dla którego każdy chce mieć z nim pierwsze zajęcia w poniedziałek. Bo jak spojrzysz po sali to nie ma jeszcze wszystkich.
— Wszystkie miejsca są zajęte — zauważyła.
W sali było dwadzieścia cztery osoby i każda z nich miała swoje miejsce. Co z pozostałymi? Będą siedzieć na podłodze?
— W tym semestrze przypadła nam ta mała sala, ale to nic. Pewnie zmieni się to za kilka dni i przydzielą nam większą. Drugi rocznik jest najliczniejszy ze wszystkich.
— Ilu nas jest?
— Znowu trzydzieści dwie osoby.
— Znowu?
— Pod koniec tamtego semestru jedna osoba nas zostawiła co było uciążliwe, gdy musieliśmy dobierać się w pary. Ale jesteś ty i problem załatwiony.
Jak na realia małego miasteczka klasa była naprawdę liczebna. Zazwyczaj dołączała do grup, które nie przekraczały dwudziestki. Gdy uczniów było więcej byli dzieleni na dwie klasy. Tutaj też przydałby się taki zabieg. Ciężko prowadzić zajęcia z tak wielką grupą i ciężko w takich zajęciach uczestniczyć.
— Co z osobami, które jeszcze nie przyszły? Gdzie będą siedzieć?
— Wezmą krzesełka z sali obok i usiądą za nami albo po jednej osobie dołączą do każdego stolika.
— To u was norma?
— Tak, bo Pani Palermo zawsze zapomina, że jest nas tak dużo, a to ona robi plan i przydziela sale. Rocznik przed nami liczy tylko siedemnaście osób, a rocznik za nami z trudem sięga dwudziestki.
Teraz Beatrice pomyślała, że szkoła jest duża jak na taką garstkę uczniów.
— Dzielimy budynek z podstawówką — Baby odpowiedziała tak jakby dokładnie wiedziała o czym ta myśli. — Dzieci z roku na rok jest coraz mniej, więc władze miasta zadecydowały, że budynek podstawówki zamknął i przeniosą ich do nas. Ale nie przejmuj się. Ich obecność widać tylko podczas długiej przerwy. Wszystkie pozostałe mają w innych godzinach.
Beatrice skinęła tyko głową, bo napływ informacji był zbyt wielki. Jednak jej doświadczenie mówiło, że bardzo dobrze usiadła. Poznanie kogoś takiego jak Baby było strzałem w dziesiątkę dla nowego ucznia. Dostarczy jej najważniejszych informacji i wydaje się bardzo komunikatywna.
— To ekonomiczne rozwiązanie — skomentowała wcześniejszą wypowiedzieć rudowłosej zanim do sali wszedł niski mężczyzna z kozią bródką i szerokim uśmiechem.
— Wybaczcie spóźnienie — powiedział radośnie i rozejrzał się po sali. — Ale widzę, że nie tylko ja się spóźniłem. No nic, poczekamy jeszcze chwilę. A w tym czasie napisze wiadomość do Pani Palermo z prośbą o zmianę sali i...— jego wzrok zatrzymał się na nowej uczennicy. Beatrice dokładnie wiedziała co teraz będzie. Wyjście na środek i...— Nowa twarz, jak miło! Witaj w naszym gronie.
I tyle.
Zero nieprzyjemnych pytań i dziwnych stwierdzeń.
To miejsce naprawdę zaczyna jej się podobać.
jbovska.
CZYTASZ
Trzy Minuty Od Nieba | +16
Teen FictionBeatrice Ayres przeprowadza się kolejny raz. Nowy dom, nowa szkoła i nowi znajomi. Nie jest to nic szokującego, a nastolatka świetnie radzi sobie ze zmianami. Nauczyła się tego na podstawie doświadczeń z ostatnich lat. Jest niczym kameleon, którego...