Beatrice próbowała ignorować fakt, że wczorajszy wieczór miał miejsce. Nie tylko kolacja w domu pastwa Barnettów, ale nawet późniejsza rozmowa z Graysonem. Zdążyła zauważyć, że rozmawiali w bardzo specyficzny sposób. Czasami odnosiła wrażenie, że nie wszystko jest do końca wypowiadane, a rzucane są tylko półsłówka. Wiele musiała się domyślać, łączyć ze sobą różne informację. Chłopak rzadko kiedy mówił wprost, ale czy jego wczorajsze słowa nie były oczywiste?
Nie pozwolę, by utopił również ciebie.
Czy to potwierdzało wszystkie jej przypuszczenia? Pan Barnett utopił własnego syna? Zwabił go nad jezioro? Zaciągnął siłą, postawił ultimatum? Nikt nic nie podejrzewał? A może wszyscy wiedzieli i zgodnie przysięgli milczenie? Cała sytuacja w tym miasteczku wydawała się dziwniejsza niż fakt, że Beatrice widywała się z duchem. Jego istnienie okazało się najmniej niepokojącą rzeczą.
Bo co, jeśli najbogatszy człowiek w mieście faktycznie zatruwa miasteczko, ale mieszkańcy milczą, bo nie chcą stracić pracy? I co, jeśli ten sam człowiek jest skłony do morderstwa własnego syna, by prawda nie wyszła na jaw?
Ignorowanie, że ten przedziwny i niepokojący wieczór nie miał miejsca okazało się niewyobrażalnie trudne. Nastolatka nie mogła zatrzymać swojej głowy przed kolejnymi obrazami, kolejnymi teoriami i wnioskami. Wszystko składało się w logiczną całość, choć nic nie potwierdzało jej teorii. Słowa Graysona mogły wcale nie być wiarygodne, w końcu wciąż istniała możliwość, że jest tworem jej wyobraźni.
— Cholera.
Słowo opuściło jej usta.
Przetarła twarz dłońmi i rozprostowała plecy. Czuła napięte mięśnie, które były definicją jej zmęczenia. Nie robiła nic wielkiego, ale była wykończona. Nie mogła pojąć jak obciążenie psychiczne może tak obarczać jej ciało.
Złapała za krawędź kołdry i wsunęła się pod nią. Otuliła ją miękkość, której teraz potrzebowała. Przymknęła powieki i starała się nie myśleć o tym czego się dziś dowiedziała i o tym wszystkim co zobaczyła. Otulające ją ciepło zaczęło ją uspokajać i wyciszać. Poczuła jak sen powoli się do niej wkrada i zabiera na zasłużony odpoczynek. Przycisnęła policzek do poduszki, wtuliła się w nią i wzięła głęboki wdech. Zaraz zaśnie i odpocznie. To ciepło i ta miękkość pozwoli jej w końcu odpocząć. Jeszcze kilka sekund, jeszcze tylko kilka męczących myśli i będzie po wszystkim. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak bardzo pragnęła zasnąć. Ale sen nie nadchodził. Znajdowała się na samej krawędzi między snem, a jawą. Miała wrażenie, że im bardziej stara się zasnąć tym bardziej się rozbudza.
Odetchnęła głośno i przewróciła się na drugi bok. I wtedy w jej twarz uderzyło zimno. Rozgrzane policzki zamarzły, nos wydawał się być soplem lodu. Oprócz zimna poczuła coś lepkiego. Jakby zanurzyła nos w zimnej mazi. Od razu przypomniała sobie jak pierwszy raz dotknęła Graysona. Jak zanurzyła dłoń w jego ciele, jak czuła lepkość na dłoni i to zimno. Choć teraz odczuwała je mocniej. Może to przez to, że jej ciało było rozgrzane. A może dlatego, że po prostu coś się zmieniło.
— Grayson? — rzuciła w ciemność.
Czuła jego obecność. Była przekonana, że leży obok niej na łóżku, a ona obracając się wcisnęła nos w jego ciało. Miała tylko nadzieję, że to ramię lub coś w jego okolicach. Nie chciała wciskać nosa w jego żołądek czy jakąkolwiek część ciała znajdującą się poniżej niego.
— Nie chciałem być teraz sam — odparł.
— W porządku — wyszeptała. Nie chciała mu powiedzieć, że to odrobinę samolubne. Wiedziała, że jest jedyną osobą, z którą może porozmawiać, ale i ona potrzebowała samotności. Chwili wytchnienia. I tak cały czas o nim myślała, o jego rodzinie, o jego śmierci, o jego istocie. — Jak się czujesz?
CZYTASZ
Trzy Minuty Od Nieba | +16
Fiksi RemajaBeatrice Ayres przeprowadza się kolejny raz. Nowy dom, nowa szkoła i nowi znajomi. Nie jest to nic szokującego, a nastolatka świetnie radzi sobie ze zmianami. Nauczyła się tego na podstawie doświadczeń z ostatnich lat. Jest niczym kameleon, którego...