Chapter 6

15 1 0
                                    

꧁•⊹٭Leo٭⊹•꧂






Na weekend i połowę następnego tygodnia moja mama wzięła wolne z uwagi na gości. Miała ona dość liczne rodzeństwo i mieli zjechać się wszyscy, z uwagi na urodziny mojej rodzicielki, wiec aby wszystko przygotować to została w domu. Zawsze na zjazdach rodziny jest tłok, nie ważne jak duży jest dom, wszyscy wchodzą na siebie. 

Plusem wózka jest to, iż mam swoją przestrzeń i nikt na mnie nie wchodzi. Chyba jedyny plus. Kolejnym plusem jest to, że przez większość czasu będę na uczelni, albo w pokoju i nie będę musiał się z nimi widzieć. Nie chodzi mi o to, że ich nie lubię, bo to moja rodzina, oni też mi bardzo pomagali po wypadku i jestem im za to wdzięczny. Jednak rodzina mamy jest bardzo duża i nie lubię tłoku, wolę jak jest kilka osób.

- Jak było na wykładach? - spytał Colin wchodząc do kuchni, gdzie przepisywałem notatki od Brandona.

- Nawet znośnie. Na następny tydzień mam rzeczy do zrobienia, nie jest ich dużo, jednak trzeba nad tym posiedzieć trochę dłużej.

- Co tam masz? - spojrzał na telefon i książki siadając obok mnie.

- Notatki. Porównuję je do pewnego znajomego, który jest na tym samym roku co ja.

- Po co ci to?

- Aby wiedzieć, czy wszystko to co jest ważne, mam w notatkach. Mów teraz, jak tobie minął pierwszy dzień.

- Też znośnie. Doszło do nas kilka osób, przeważnie chłopców, była tylko jedna dziewczyna. Nie mam nic zadane dzisiaj, bo nauczycielki uznały, że na weekend i pierwszy dzień szkoły nie będą nas katować szkołą.

-Ponoć teraz mam przyrodę tak? - teraz to ja zadawałem mu pytania.

- Tak, jednak pierwszą lekcje mam w poniedziałek. Doszła mi też technika i dzisiaj była lekcja zapoznawcza, jednak nauczycielka pokazała nam, jak będą wyglądać zajęcia przez pierwszy semestr.

- Ciekawie?

- Nie. Tylko będziemy robić coś w książkach, dopiero w na wstępnym planujemy coś budować, sklejać i tak dalej.

- To dobrze. Zanim będziesz przybijał coś młotkiem, lepiej abyś wiedział jak to się robi, bo komuś jeszcze w czoło go wbijesz, a nie w drewno - zaśmiałem się - teoria też jest przydatna w życiu, nie tylko praktyka.

- Bez teorii nie będzie praktyki?

-W niektórych rzeczach teoria potrzebna nie jest, bo coś robimy odruchowo.

-Jak chodzenie?

- Po części, ponieważ jak byliśmy mali to uczyliśmy się chodzić. Nie urodziliśmy się z tą umiejętnością. W życiu niektóre rzeczy przychodzą bez teorii, a niektóre potrzebują praktyki, aby być mistrzem. Nie wiesz jak rozwiązać zadanie z matematyki, więc ćwiczysz, to jest taka teoria. W praktyce, jak będziesz umiał matmę, to możesz budować mosty, to praktyka. Rozumiesz?

- Mniej więcej, ale rozumiem o co ci chodzi. Chcesz coś do picia? Do obiadu jeszcze poczekamy.

- Możesz mi nalać soku pomarańczowego.

Chłopak wstał i podszedł do blatu, aby nalać mi soku i samemu sobie. Chwilę przed tym jak usiadł, usłyszeliśmy otwieranie drzwi, a przez nie weszli rodzice. Nawet nie zdejmowali botów tylko od razu przeszli do kuchni z siatkami zakupów. Mama miała ze trzy, a tata chyba z cztery.

- Przyniesiesz pozostałe z samochodu - powiedziała mama kładąc siatki z zakupami na blacie - ja będę rozpakowywać. Colin pomożesz mi?

- Już idę - powiedział mój brat, a tata postawił swoje siatki na podłodze obok mamy i poszedł do auta po resztę.

Nadzieja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz