1

118 10 0
                                    

– Wygrywa pani w czerwonej sukience! – oznajmił krupier, na co kobieta z ciemnymi, długimi i zaczesanymi na lewą stronę lokami pospiesznie zaczęła zbierać żetony, widząc, że wzbudzała coraz większe zainteresowanie wśród ochrony.

Już od czasu ostatnich dwóch tur patrzyli na nią tak, jakby lada chwila mieli ją pochwycić i wyciągnąć zza stołu, żeby przerwać jej dobrą passę. Wiedziała doskonale, że nie można było przesadzać z wygranymi, bo to od razu sugerowało, że pomaga się własnemu szczęściu. Jednak tym razem potrzebowała dużego i natychmiastowego zastrzyku gotówki, więc musiała podjąć to ryzyko.

Podeszła do kasy, żeby otrzymać swoją nagrodę. Jednak gdy tylko pani za kontuarem w mundurku kasynowym, składającym się z białej koszuli, czerwonej kamizelki oraz spódnicy w tym samym kolorze, zgarnęła jej żetony, znikąd pojawiło się dwóch wysokich, napakowanych mężczyzn. Nie zdążyła nawet spróbować uciec, gdy wzięli ją pod ręce i nie zważając na opór, zabrali długim korytarzem do pokoju, do którego wchodziło się przez masywne, rzeźbione drzwi.

Znalazłszy się w środku, mimowolnie zaczęła rozglądać się po dużym pomieszczeniu, gdzie zauważyła sporą ilość półek z segregatorami. Zajmowały znaczną część ścian, choć znajdowało się tam również okno; teraz zasłonięte czerwonymi, haftowanymi złotą nicią w liście zasłonami. Zaraz potem skupiła się na ogromnym biurku wykonanym z ciemnego drewna, które było pełne papierów, teczek i innych akcesoriów biurowych. Za nim siedział mężczyzna w eleganckim, czarnym garniturze. Jego włosy były równie ciemne jak jego ubranie, przez co wydawał się niezwykle mroczny oraz niebezpieczny. Przyglądał się jej uważnie ze ściągniętymi brwiami, stukając palcem o blat, jakby myślał, co ma z nią zrobić, a raczej – na jakie tortury ją skazać.

Kobieta ciężko przełknęła ślinę, ledwie utrzymując się na nogach ze strachu. W końcu z takiego spotkania nie mogło wyniknąć nic dobrego.

– Pięćdziesiąt tysięcy, trzydzieści, potem siedemdziesiąt, pięćdziesiąt pięć i dziś dziewięćdziesiąt pięć... – Pokiwał głową z uznaniem. – Jak ktoś może mieć takie szczęście w kartach? – zapytał, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. – Obserwowałem cię. – Ekran po lewej, którego wcześniej nie zauważyła, włączył się. Był podzielony na osiem mniejszych okienek i w każdym z nich widziała siebie, grającą przy różnych stołach do pokera. – Najpierw podejrzewałem, że pomaga ci krupier, ale szybko zrozumiałem, że dosłownie zawsze masz asa w rękawie. – Zaśmiał się, zatrzymując filmik, gdy było widać, jak wyciągała kartę zza pończochy. – Ciekawa skrytka. – Uśmiechnął się lubieżnie, odwracając wzrok z powrotem w jej stronę. – Dojdę do tego, skąd wzięłaś wzór kart, ale z racji, że wpadłaś, masz zakaz grania w każdym moim kasynie. Ponad to, co jest mam nadzieję zrozumiałe, wisisz mi kupę szmalu.

– Wygrałam je, a te klatki – wskazała na zatrzymane nagrania – nie dowodzą, że oszukiwałam. – Postanowiła kłamać, choć w zasadzie wiedziała, że to było bez sensu. Nie miała do czynienia z byle kim, ale w akcie desperacji naprawdę chciała w jakiś sposób się bronić, co jednak wywołało jedynie rozbawienie nie tylko w mężczyźnie siedzącym za biurkiem, ale także w tych, którzy ją przyprowadzili. – Potrzebuję tej forsy.

– To ją zarób lub wygraj uczciwie – odparł, poważniejąc. – Jeśli chcesz, mogę cię zatrudnić. Za noc z taką jak ty większość da całkiem sporo forsy. – Uśmiechnął się złośliwie.

– Nie mam zamiaru się sprzedawać! – powiedziała oburzona i naprawdę urażona.

– To godne pochwały, co nie zmienia faktu, że do jutra masz mnie spłacić i zanim wyjedziesz mi z jakimś tekstem, że nie załatwisz w jeden dzień tyle forsy, to przyjmij do wiadomości, że mnie to nie obchodzi – oznajmił, na co na kilka chwil zapanowała cisza.

Kobieta wpatrzyła się w podłogę, starając się coś wymyślić, aż w końcu wpadła na pewien pomysł:

– Zagrajmy w pokera o mój dług – rzuciła nagle.

Mężczyzna przez moment milczał, ale w końcu pogładził brodę i zamyślił się.

– Chcesz powiększyć swój dług? – Uniósł pytająco brwi.

– Nie. Jeśli wygram, darujesz mi dług i wypłacisz dzisiejszą wygraną. Jeśli jednak przegram, zwrócę ci wszystko z nawiązką – zaproponowała, przekonana o swoim rychłym zwycięstwie. Karty prawie od zawsze były jej żywiołem. Znała je i wiedziała, jak wygrywać.

– O dwieście procent odsetek?

– O dziesięć.

– O dwieście.

– O dziesięć.

– O sto i nie targuj się bezsensownie dłużej.

– I tak przegrasz...

– To zobaczymy. Zgadzasz się? – Przytaknęła. – Marco! Przynieś talię kart – powiedział, uśmiechając się przy tym demonicznie.

Dama KierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz