7

41 5 0
                                    

Pomimo, że Ana oraz Cole zmienili nieco spojrzenie na tę sprawę, wisiało to wszystko nad Brunem, powodując, że wciąż czuł dość silny wewnętrzny niepokój. Nie lubił takich sytuacji. Wolał, kiedy na spokojnie mógł zajmować się wszystkim innym, a interesy same się pilnowały. Życie jednak miało to do siebie, że nie mogło pozwolić na zbyt długie okresy względnego spokoju.

Już idąc korytarzem w kierunku swojego gabinetu, słyszał dziwne dźwięki, dochodzące z pokoju ochroniarzy. Początkowo planował je zignorować, przekonany, że po prostu jak to często miało miejsce, postanowili zabawić się z jakąś prostytutką. Jednak dziś wyjątkowo, chciał, żeby wszyscy poczuli, że sprawy nie miały się najlepiej. Od dziś, szczególnie musieli zachowywać ogromny profesjonalizm, żeby nie narobić sobie większej ilości kłopotów. Dlatego bezpardonowo wtargnął do pomieszczenia z zamiarem rozgonienia wszystkich i zagrożenia, że jeśli jeszcze raz coś takiego będzie miało miejsce, to wszystkich zwolni. Nie spodziewał się jednak tego, co zastanie.

Stało przed nim trzech ochroniarzy, z czego jeden z nich w pośpiechu próbował naciągnąć spodnie, a pozostali zasłaniali sobą jakąś kobietę, która od razu wykorzystała zamieszanie i rzuciła się w kierunku drzwi. Odbiła się od torsu Bruna i tylko pisnęła, gdy mocno złapał jej przedramiona. Już chwilę potem wpatrzyła się w niego parka przestraszonych, zielonych oczu. Jego serce zadrżało, a zaraz potem zaczęła narastać wściekłość.

- Co tu się, do cholery, wyprawia!? - zawołał.

Ochroniarze wyraźnie nie spodziewali się takiej reakcji po Brunie.

- Śledziliśmy ją, jak nam kazano. Próbowała spieprzyć z pieniędzmi - podał mu wypchaną kopertę - więc zgodnie z rozkazem, zabraliśmy ją do ciebie. - Zaczął się tłumaczyć krępy, blondyn, będący najwyżej w hierarchii wśród obecnych tam pracowników.

- Do mnie? - prychnął Bruno, a gdy Nathalie spróbowała go wyminąć, aby podjąć dalszą próbę ucieczki, on oparł się o drzwi, żeby jej to uniemożliwić. - Jak tu wrócę ma was, kurwa, nie być! - warknął, po czym złapał mocno rękę Nath, żeby zabrać ją do swojego gabinetu.

Kiedy tylko znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, obejrzał ją dokładnie od głowy do stóp.

Ani nie wyglądała, ani nie trzymała się najlepiej. Rozmazany makijaż... Czerwona smuga szminki ciągnąła się od ust przez brodę. Otaczała się ramionami, a jej ciałem wciąż wstrząsały dreszcze, jakby dręczyła ją gorączka. Spanikowana wodziła wzrokiem po całym pomieszczeniu, podrygując, gdy jego buty wydawały stukot z każdym krokiem.

Nalał sobie do szklanki whisky, po czym prędko wypił całą zawartość jednym haustem. Był tak bardzo wściekły, że miał ochotę wszystkich zabić.

Dopiero teraz zauważył, że ci durnie, urwali ramiączko jej jedwabnej, dopasowanej, granatowej sukienki z płynącym dekoltem, przez co tylko dzięki podtrzymywaniu, zakrywała biust.

Przełknął ciężko ślinę, a następnie zdjął z ramion marynarkę i w obawie, że będzie bawiła się w unoszenie dumą, a przez to jej nie przyjmie, sam narzucił marynarkę na ramiona Nathalie.

- Zdążyłem? - zapytał cicho.

Nie potrafił zapytać wprost, czy zdążył nim dopięli swego. Nie wiedział, czy zniósłby to... to, że pod jego dachem... skrzywdzili taką piękność.

Przytaknęła subtelnie, na co Brunowi dosłownie spadł kamień z serca.

Bruno rozluźnił się trochę. Otworzył kopertę i prędko przeliczył jej zawartość.

- Próbowałaś uciec?

- Mówiłam, że nie tylko tobie wiszę pieniądze - oznajmiła, wciąż pociągając nosem.

- Komu wisisz?

- To nie twoja sprawa!

- Nath! - Zabrzmiał ostro. - Wisisz mi kupę forsy. Denerwowanie mnie, nie działa na twoją korzyść - powiedział, ale mimo to Nathalie wciąż milczała. - Może jak wrócisz do pokoju ochrony, to język ci się rozwiąże? - zapytał, na co jej oczy w moment się rozszerzyły.

Oczywiście to był jedynie blef. Nie zamierzał pozwolić komukolwiek, aby się do niej zbliżył.

- Nie myliłam się. Jesteś potworem!

Bruno zaśmiał się. W jej ustach nie brzmiało to jak obelga.

Tak słodko się denerwowała, że aż nie potrafił powstrzymać złośliwego uśmiechu.

- Powiesz po dobroci? - Przechylił głowę, powracając do maski zirytowania tymi przepychankami słownymi.

- To dług wobec Franco Jiveno.

Na twarzy Bruna od razu pojawił się grymas. Znał nazwisko tej szumowiny i wiedział, że nie chce mieć nic wspólnego ani z nim, ani jego sprawami. Zajmował się okropnymi rzeczami. W tym był właścicielem burdelu o niechlubnej zławie, a to od razu go rozdrażniło. Czy to oznaczało, że Nathalie dla niego pracowała? Jego zadziorna kocica nie dość, że okradała kasyna to jeszcze była... dziwką?

- Jak...

- Nie muszę ci się tłumaczyć - powiedziała, co od razu zepsuło humor Bruna.

Jakoś mimowolnie chciał zapytać w jaki sposób się u niego zadłużyła. Unikanie odpowiedzi... tylko pobudzało wyobraźnię...

- Skąd te pieniądze? - Chciał zmienić temat. - Mam nadzieję, że nie pochodzą z mojego kasyna.

- Wiem, że u ciebie jestem spalona. Byłam w LaPalma...

- Świetnie - Przerwał jej. - LaPalma też jest moje. - Bruno westchnął, po czym pomasował kąciki oczu. - Nie mogę ci oddać tych pieniędzy.

- Potrzebuję ich - oznajmiła twardo z desperacją w głosie Nathalie.

- Nie wątpię, ale mnie też musisz spłacać.

- Myślałam, że dasz mi czas.

- Dam, ale nie zamierzam czekaćna spłatę do końca życia.

- Jak tylko spłacę Franco... - Nie dokończyła przez śmiech Diega.

- Nie wierzę, że jesteś tak naiwna. - Pokręcił głowę. - Możesz porzucić nadzieję, jeśli sądzisz, że pozwoli na to, żebyś przestała mu płacić.

Nathalie milczała przez dłuższy czas, jakby dogłębnie analizowała jego słowa.

- Rozumiem, że potrzebujesz trochę na grę i wejście do klubu - mówił dalej. - Ale minimum trzydzieści procent musi trafiać do mnie, jeżeli nie chcesz mieć ze mną kłopotów.

- Nie mogę tak dużo wygrywać. To budzi podejrzenia - oznajmiła z wyrzutem.

- To nie mój problem jak zarobisz te pieniądze. Zapewne skoro grywasz wieczorami, to za dnia możesz znaleźć jakąś pracę i sobie dorobić, żeby przynosić mi te siedem do dziesięciu tysięcy.

- Oszalałeś!? - Nie zdołała się powstrzymać przed wybuchem, na co Bruno zmarszczył brwi. - Jeśli zacznę przynosić mało pieniędzy...

- Nie obchodzi mnie to - powtórzył twardo. - Jeśli nie będziesz się wywiązywała z obowiązku spłaty, wrócimy do tej rozmowy. I mam nadzieję, że przebiegnie ona pokojowo, bo jeśli jednak spróbujesz uciec...

- Nie spróbuję... - rzuciła, po czym zdenerwowana wyszła z gabinetu.

Dama KierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz