8

38 4 0
                                    

Następnego dnia Nath nie pojawiła się w kasynie Bruna z pieniędzmi. Nie miał jednak ochoty na urządzanie poszukiwań, albowiem wierzył, że nie była na tyle głupia, żeby z nim zadzierać. Musiała zatem mieć problemy z zarobieniem, skoro zaryzykowała testowaniem jego cierpliwości.

Poza tym musiał uporać się z problemami natury PR-owej, choć miał nadzieję, że Wales nieco zmieni spojrzenie na sprawę, gdy przedstawi mu rzeczywisty przebieg zdarzeń z jego kasyna.

Kiedy tylko wszedł do Continentalu od razu pokierował się w stronę ulubionej loży burmistrza, ale od razu zamarł w wejściu, gdy tylko zobaczył u jego boku kobietę... Jednak nie byle jaką, albowiem siedziała obok niego Nath w krótkiej, cekinowej, srebrnej sukience. Pukle jej ciemnych włosów spadały na odsłonięte, spięte ramiona, która czule obejmował Wales mało nie wskakując jej na kolana.

Początkowo, nie mógł w to uwierzyć. Dotychczas wmawiał sobie, ze taka kobieta jak Nathalie nie może być dziwką, a jednak... jej obecność świadczyła sama przez się.

Zawstydziła się, gdy tylko go zobaczyła, ale kiedy chciała wymigać się od dłuższego przebywania w obecności Bruna, Wales mocno złapał jej rękę i usadził z powrotem na sofie.

- Nie będziesz przeszkadzała. Umilisz mi tę nieprzyjemną wizytę. Czego znowu chcesz?

- Chcę, żebyś został mediatorem między mną i Ricsonem.

- Nie bądź śmieszny... - Zaśmiał się gorzko.

- Nie chcę mieć wrogów. Wiem, że to nie popłaca, ale wiesz, że będę walczył o swoje. Za pierwszym razem popełniłem błąd, że pojawiłem się bez pełnego zbadania sprawy. Bazowałem na strzępkach wiedzy od moich ludzi, ale teraz już wiem, że trzeba było zrobić to inaczej.

- Do rzeczy...

- Szczęśliwie mam nagranie, które kompromituje syna Ricsona. Ukazuje, że nasz filantrop i ulubieniec ludzi dręczył moją pracownicę. Najprawdopodobniej zostałaby zgwałcona, gdyby nie moi ludzie. I może trochę przesadzili, ale jak najbardziej mieli powód. A ludzie z pewnością zapoznają się szczegółowo z nagraniem. I z pewnością nie staną w jego obronie. - Wyciągnął telefon i pomachał nim, żeby zasugerować, że miał je przy sobie.

Wales zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony, że w tej chwili Bruno zaprzątał mu głowę. Mimo to wyciągnął rękę, więc Bruno szybko włączył nagranie i podał komórkę swojemu rozmówcy.

Kiedy Wales oglądał nagranie, on nie mógł oderwać wzroku od zakłopotanej Nath, która nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Wyraźnie wstydziła się swojej obecności tu, a może bała się, że Bruno zacznie domagać się pieniędzy. I miała poniekąd rację, bo przy takich klientach... miał pewność, że kłamała, twierdząc, że była biedna.

Kiedy film dobiegł końca, Wales bez słowa oddał telefon Bruno, a następnie pomasował żuchwę.

- Załatwię to, ale na niewiele się to zda na chwilę obecną. Musisz przeczekać aż się od ciebie odczepią - powiedział po dłuższej chwili.

- Wystarczy mi, że ty nie będziesz przeciwko mnie. - Podniósł się, posyłając znaczące spojrzenie do Nath.

I może, gdyby nie to, że nie wiedział do końca, co łączyło burmistrza z Nathalie, nie zawahałby się przypomnieć jej o długu, ale zdołał się powstrzymać. Ale tylko na kilka chwil.

Cały wieczór spędził w samochodzie pod klubem w oczekiwaniu aż oboje wyjdą, najpewniej sami, żeby nie zwrócić niepotrzebnie czyjejś uwagi. Wales był w końcu konserwatywnym mężczyzną, który miał jedną żonę. Kochaną całym sercem; matkę jego czwórki wspaniałych dzieci. Nikt nie musiał wiedzieć, że w cieniu błysków flashy robił potworne rzeczy. I nie chodziło tu tylko o romanse.

Bruno zdążył zwątpić, że to całe czekanie miało jakikolwiek cel, dopóki wreszcie nie rozpoznał czarnych loków i cekinowej sukienki. Działał machinalnie na tyle, że nawet nie zorientował się, gdy zbliżył, a ona wyraźnie czując się ściganą obejrzała się.

Wystarczył mu ten jeden moment, żeby w jej zapłakanych oczach, zobaczyć najgłębszy, najszczerszy smutek, jakiego nigdy dotąd nie widział. Resztę historii dopowiadał już tylko czerwony policzek.

Coś jakby się w nim zagotowało. Na wiele mógł się godzić, ale było kilka zasad, których zawsze trzymał się bezwzględnie. Jedną z nich zawsze była pogarda do przemocy wobec słabszych.

Nim jednak zdołał coś powiedzieć, Nath obróciła się z powrotem i pędem ruszyła przed siebie. Ni to chcąc uciec, żeby uniknąć pytania o pieniądze, ni to zamierzając schować się ze wstydu przez tę całą sytuację.

- Czekaj! - zawołał, ruszając za nią w pogoń.

Nie wiedział, co zrobi, ale na pewno nie myślał w tamtej chwili o pieniądzach.

Dogonił ją i zatrzymał, chwytając stanowczo jej rękę. Szarpnęła się, jak zwierzyna złapana w pułapkę, do której zaczęła docierać beznadzieja jej sytuacji.

- Doigrasz się zaraz! - warknął Bruno nieprzyjemnym tonem.

Podziałało. Nathalie przestała walczyć, lecz skuliła się potulnie, jakby bała się, że za moment podniesie na nią rękę.

Bruno ochłonął, ale do głosu doszedł bezlitosny rozsądek. Był przekonany, że uciekała, bo nie chciała płacić.

- Pamiętasz, co mi obiecywałaś?

- Nie mam...

- Nie takie było pytanie. - Domyślił się, co chciała mu powiedzieć.

Niestety. Nie wierzył jej. Już nie.

- To może mam się zwrócić do twojego sponsora? - zapytał, czerpiąc dziwną satysfakcję ze znajomego, narastającego błysku złości w tych hipnotyzujących oczach. Zdążyła tylko otworzyć usta, gdy ktoś się odezwał:

- Z-zostaw ją! - Rozległo się bełkotliwe skrzeczenie, które na tyle zdziwiło oboje, że Bruno jakoś automatycznie puścił rękę Nathalie. - Zostaw mówię! - Twardy, niski głos dochodził z okolic lokalnego śmietnika.

Do Bruna zbliżał się dość tęgi, brudny i nieogolony bezdomny w starych łachmanach, podartych i poprzepalanych. Jego zapach czuć było z daleka, a dziobata twarz i długie brązowe włosy tylko zniechęcały do chociażby rozmowy z nim.

- Uciekaj! Uciekaj, Nath! - zawołał, odważnie podchodząc do Bruna, jakby chciał go złapać i przytrzymać, aż dziewczyna zdoła uciec.

Mężczyzna obrócił się tylko na chwilę, dostrzegając tylko jak jej smukła sylwetka zniknęła za rogiem ulicy.

- Spokojnie! - Odskoczył od bezdomnego, który wyciągnął w jego stronę swoje dłonie. - Nie będę jej gonił - zapewnił.

- Daj jej spokój! - kazał stanowczo, choć to tylko rozbawiło Bruna.

- Znasz ją.

- Nie... nie twój interes - powiedział stanowczo.

To tylko jeszcze bardziej pobudziło jego ciekawość i skłoniło do wysnuwania najgłupszych teorii, jakoby miała być jego córką, wnuczką... skrytą ukochaną... Jakaś paranoja.

Sięgnął po portfel, a następnie wyciągnął z niego dwa banknoty.

- A teraz? - zapytał, wyciągając rękę z pieniędzmi w kierunku kloszarda.

Ten wyraźnie przez chwilę się wahał, ale po chwili ochoczo przygarnął sumkę, której na pewno dawno nie miał w rękach, służąc swoją wiedzą na temat Nathalie... nie wartą tych funduszy.

Dama KierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz