6

44 9 0
                                    

Kiedy tylko Bruno wyszedł z klubu od razu wybrał numer Cole'a, ale ten nie odebrał. Na ten moment tak było nawet dla niego lepiej, ale odwlekało w czasie tylko to, co musiało się stać. Jako główny szef kasyn, musiał mieć pełne zaufanie do swoich zastępców, a ci powinni wykazywać się profesjonalizmem oraz dbać o jego interesy jak o swoje. Wywołanie takiej sytuacji...? Musiało oznaczać wymianę całego zespołu i zapewne ufundowanie jakiegoś przedszkola, czy jakiegoś oddziału szpitala, żeby uciszyć nieco wzburzenie dziennikarzy.

Wsiadł do samochodu i od razu ruszył w kierunku kasyna, zarządzanego przez Cole'a. Chciał mieć już z głowy tę sprawę, choć pewne było to, że jeszcze długo będę miał z tego powodu kłopoty.

Na jego widok od razu podniosła się recepcjonistka, która momentalnie pobladła, a jej ręce trzęsły się tak bardzo, że Bruno tylko jeszcze bardziej się zaniepokoił.

- Gdzie jest Cole? – zapytał, na co kobieta ciężko przełknęła ślinę.

Wlepiła spojrzenie swoich szarych oczu w blat, nerwowo odgarnęła brązowy kosmyk włosów za ucho i zaczęła grzebać w jakichś papierach, leżących na jej biurku.

- Ana! Do cholery! Patrz na mnie! – Zażądał stanowczo.

Szatynka podskoczyła przerażona, ale wykonała polecenie Bruna. Miał wrażenie, że ona lada moment zemdleje.

- Co się do cholery dzieje? Gdzie jest Cole?

- To moja wina – wyznała, a w jej oczach zakręciły się łzy.

- Co? Do rzeczy – warknął, ale musiał przerwać, bo do lokalu weszła jakaś roześmiana para, która szybko zorientowała się, że coś było równo nie tak. – Limit gości na dziś został wyczerpany. Przepraszamy za niedogodności – rzucił, więc goście od razu się wycofali. – Zawołaj kogoś, żeby cię wymienił. Musimy sobie pogadać. Cola nie ma? – Anastazja pokręciła głową, po czym nacisnęła guzik na swoim pulpicie, dzięki czemu zaraz pojawiła się druga dziewczyna. – Zastąp ją – powiedział Bruno, a następnie złapał za rękę Anastazję i udali się do obecnie pustego gabinetu Cole'a. – Co jest twoją winą? Gadaj. – Usiadł na skórzanym fotelu.

- Wiem dlaczego tu jesteś. I chcę, żebyś wiedział, że Cole nie miał z tym nic wspólnego. On po prostu chciał mnie bronić. Chciał zachować się jak prawdziwy przywódca i stanąć za swoim teamem.

- Nadal nic nie rozumiem i zaczynam tracić cierpliwość – zagroził.

Anastazja pospiesznie wytarła nos.

- Jacob Ricson od dawna się do mnie przystawiał. Poznaliśmy się poza kasynem, ale on popadł w jakąś chorą obsesję. Po kilku tygodniach znajomości, zaczął planować nasz ślub, a gdy kazałam mu spadać zaczął przychodzić do kasyna. Początkowo były to niewinne wizyty, ale z czasem stawały się coraz bardziej nachalne, aż musiałam wzywać ochroniarzy. W końcu powiedziałam mu, że mam chłopaka, licząc, że może wtedy odpuści. Raz nawet Cole go wyrzucił i kazał go nie wpuszczać, ale potem Ricson zaczął udawać, że mu przeszło. Przychodził z różnymi kobietami grać. Dużo przegrywał, więc wszyscy przymykali oko, bo zyski były duże. Jednak tamtego wieczoru... - Przerwała na moment. – Zobaczył mnie z Felixem i wpadł w szał. Kiedy Cole wezwał do siebie Felixa, a ja zostałam sama przyszedł do mnie i... zaczął się do mnie dobierać. – Po jej policzkach spłynęły łzy. – Próbowałam krzyczeć, wezwać pomoc, ale... on był zdecydowanie silniejszy i nie miał problemu z zawleczeniem mnie do pokoju za kontuarem. Byłam pewna, że to zrobi; że nikt nie zdoła go powstrzymać, ale wtedy wrócił Felix. Wziął go za fraki, wraz z kilkoma kolegami i wyprowadzili go na tyły. Cole zamknął kasyno i zrobiła się bardzo nerwowa atmosfera. Myślałam, że to przeze mnie i tę całą scenę, ale Cole mnie uspokajał, powtarzając że najważniejsze jest moje bezpieczeństwo. Wydawało się, że kryzys był zażegnany. Jednak, kiedy zobaczyłam Felixa całego we krwi... nie jego krwi. Wiedziałam, że to dopiero początek... - Zrobiła przerwę. – On chciał ci się przyznać. Wziąć to na siebie, bo wiedział, że zawalił po całości. Jednak Cole się nie zgodził. Powiedział, że to załatwi, a ta szumowina zasłużyła na to wszystko, co go spotkało.

- Dlaczego nie przedstawiliście mi tej wersji od razu? – zapytał najspokojniej jak tylko potrafił Bruno.

- Złamaliśmy szereg fundamentalnych zasad... - Nie zdążyła dokończyć, bo do gabinetu wszedł Cole.

- Dziękuję Ano. Możesz już iść – powiedział Bruno, gdy przyjaciel stanął przed nim.

- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To kłamstwo miało krótsze nogi niż mi się wydawało.

Bruno westchnął ciężko.

- W pewnym sensie nie minąłeś się daleko z prawdą, ale gdybyś mi powiedział wcześniej jak się sprawy mają, mógłbym inaczej rozmawiać z Wallesem. A tak, wyszło, że bez powodu poturbowaliście gościa, którego kochają media, bo zgrywa wielkiego altruistę, a przy tym skrycie jest równo pierdolnięty w łeb. I przez takiego palanta, zbierają podpisy, żeby zamknąć siedliska grzechu, jakimi są moje kasyna.

- Bruno, wiem, że masz rację jeśli chcesz nas wszystkich wywalić na zbity ryj, ale cały mój team chce pomóc wyjść ci z tej sytuacji na swoje.

- Czy to wasza wina, że jakiś kretyn zaatakował moją pracownicę, a wy stanęliście w jej obronie? Jest kilka spraw, o które mógłbym się przyczepić. Przede wszystkim o to, że jak taki chujek się kogoś czepia, to nawet jak ma hajs to ma wypierdalać z mojego kasyna. Ale nie aż z takim hukiem, żeby wylądował w szpitalu ledwie żywy, zwłaszcza gdy wiecie, że ma plecy.

- Wiemy. Dużo myśleliśmy, co zrobić z tą sytuacją. Anastazja bardzo to przeżyła. Liczyłem, że załatwię to sam, bo zagroziłem, że jeśli Ricson nie powstrzyma nagonki na kasyna, Ana zgłosi tę sprawę na policję, ale ten tylko mnie wyśmiał, że żaden policjant, ani sąd nie zajmie się tą sprawą.

- To było powiedzieć, że dasz nagranie do prasy. Bo masz zapis z kamer?

- Jasne. – Kiwnął głową, jakbym go dopiero olśnił. - Wszystko zapisane.

- Daj mi kopię nagrań. Spróbuję to załatwić, żeby przestali jątrzyć. Może wszystko jakoś rozejdzie się po kościach. – Podniósł się Bruno. – Choć pewnie wizyty na jakichś charytatywnych bankietach nas nie ominą i może ufundowanie nowych łóżek dla domu dziecka. – Już zamierzał wyjść, ale Cole zatrzymał go.

- Co zatem z nami planujesz? – zapytał niepewnie.

- Jeszcze nie wiem. Zobaczę jak ta sprawa się skończy. Ale lepiej nie pozwólcie sobie na drugą żółtą kartkę – rzucił i zaraz wyszedł.

Dama KierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz