Rozdział 5: Lunch informacyjny

1.6K 145 33
                                    

Kilka dni po tym przerażającym wydarzeniu na placu zabaw Harry siedział w jednym z londyńskich autobusów, jeżdżąc od przystanku do przystanku bez celu. Lubił jeździć autobusem, wiedział, że może cieszyć się klimatyzacją, którą mu dawał, a od czasu do czasu mógł nawet zgarnąć drobne, które spadły za siedzenia, aby później coś przekąsić.

Miał szczęście tego ranka, kiedy usiadł w swoim ulubionym miejscu z tyłu i znalazł dychę pod rzędem lepkich siedzeń. Z zadowoleniem wpatrywał się w okno, myśląc o tym, że wyda te pieniądze na parę butów ze sklepu charytatywnego i kanapkę, a może nawet na chipsy. Wtedy ktoś usiadł obok niego, wyrywając go gwałtownie z marzeń i powodując, że zesztywniał i spróbował przesunąć się tak blisko okna, jak tylko mógł.

- Przypuszczam, że myślisz, że jesteś sprytny, chłopcze? - Odezwał się jedwabisty głos.

Harry pozbył się strachu z twarzy i odwrócił do mężczyzny w ciemnym ubraniu, który próbował go zaatakować na placu zabaw. Pamiętał, że mężczyzna w jakiś sposób był w stanie oprzeć się magicznym żądaniom Harry'ego, co nie udało się nikomu innemu, na kim wcześniej próbował. Pamiętał też, że mężczyzna próbował zaciągnąć go na skraj lasu i powiedział, że "zostawi go po tym, jak skończy swoje sprawy", jakby Harry nie wiedział dokładnie, co to oznacza.

- Nie-nie wiem, o co panu chodzi. - Szepnął cicho.

Wiedział, że mężczyzna odgradza go od wyjścia i nie mógł użyć swojej magii na oczach wszystkich ludzi w autobusie, bo inaczej z pewnością zostałby przyłapany na robieniu czegoś "dziwacznego". Mógłby nawet zostać zaatakowany przez normalnych ludzi w autobusie, gdyby się odważył.

Nie okazuj strachu, ale nie antagonizuj go... Harry myślał rozpaczliwie sam do siebie. Nie chciał wszczynać bójki, ale nie chciał też tak łatwo ustępować. Teraz miał pieniądze, a ten człowiek nie miał niczego, co Harry potrzebował. Z łatwością jednak rozpoznał wyraz gniewu i obrzydzenia na twarzy mężczyzny...

To było to samo spojrzenie, które otrzymywał od ludzi przez całe swoje życie.

- Myślisz, że z własnej woli zrobiłem sobie odpoczynek na placu zabaw? - Mężczyzna odezwał się z ostrym sykiem, cichym, ale wyraźnym i gniewnym. - Naprawdę jesteś takim idiotą, żeby okazywać tak rażące lekceważenie wobec Statutu Tajności przed bandą mugolskich chłopców?

- P-plis, nie wiem, o co panu chodzi. - Harry jąkał się nerwowo. - Nie ma-mam pojęcia o żadnych mugolach ani tajemnicach. Sorry.

Harry próbował skulić się w sobie, by znaleźć się jak najdalej od wściekłego mężczyzny. Ten rzucił Harry'emu drwiące spojrzenie i zaczął przyglądać mu się w milczeniu, podczas gdy autobus kontynuował jazdę. Harry zaczął panikować i desperacko starał się tego nie okazywać.

Kim był ten człowiek? Dlaczego wrócił po tym, jak Harry próbował go odesłać i zmusić do pójścia spać? Czego chciał?

Harry nie miał żadnych pieniędzy, poza tą dychą, którą znalazł, ale obawiał się, że po poprzednim spotkaniu i sposobie, w jaki mężczyzna przyglądał mu się od góry do dołu, to nie pieniędzy chciał.

Absolutnie nie dam się dotknąć.

Harry spojrzał na mężczyznę swoim najostrzejszym spojrzeniem.

- Czego tak w sumie pan ode mnie chce? Bo nie mam forsy, a moi rodzice zaraz będą chcieli mnie do domu zgarnąć.

Mężczyzna (Snap? Snoop? Snake? Harry był pewien, że powiedział mu swoje imię ostatnim razem) prychnął niegrzecznie.

- Potter, o ile nie zacząłeś odnosić się do swoich krewnych jako do swoich rodziców, doskonale zdaję sobie sprawę, że twoi rodzice zmarli prawie 10 lat temu i dlatego nie czekają z niecierpliwością na twój powrót.

Obliviate || Tłumaczenie SeveritusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz